Sąd nakazał zwinąć Żagiel
Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną firmy Orco. Co oznacza ta decyzja? Pewne jest, że budowa Złotej 44 nie ruszy jesienią, jak zapowiadał inwestor. Prawie na pewno za jakiś czas sprawa wróci też do sądu.
Naczelny Sąd Administracyjny wybrał rozwiązanie, które można nazwać salomonowym - nie przyznał całkowitej racji protestującym mieszkańcom bloku sąsiadującego z budową, ale inwestorowi pokazał "żółtą kartkę".
Przypomnijmy: sąsiedzi wieżowca odwołali się do wojewody mazowieckiego od decyzji o pozwoleniu na budowę. Wojewoda nie przyznał im racji, więc poszli się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten przyznał im rację i cofnął firmie Orco pozwolenie na trwającą już budowę.
Inwestor zaskarżył ten wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten nakazał natomiast, by wojewoda mazowiecki jeszcze raz rozpatrzył odwołanie mieszkańców.
Trzy punkty sporne
W pisemnym uzasadnieniu wyroku znajdą się wytyczna dla wojewody. NSA wskazuje w nich, jakie braki ma jego wcześniejsza decyzja. Po pierwsze, nie ma w niej kompletnej dokumentacji geologiczno-inżynierskiej, która nie została przedstawiona nawet przy wydawaniu pozwolenia.
W złożonym razem z wnioskiem projekcie są też poprawki - wojewoda ma wyjaśnić, skąd się wzięły i czy zostały naniesione prawidłowo. To stosunkowo drobne sprawy, które Orco powinno wyjaśnić szybko. Ale jest jeszcze jedna kwestia
Ile miejsc parkingowych potrzebuje wieżowiec?
W projekcie wieżowca założono budowę 288 miejsc parkingowych. Zdaniem NSA, wojewoda powinien dokładniej sprawdzić, czy to na pewno wystarczy. Jeśli nie, deweloper będzie musiał zwiększyć ich liczbę.
I tu może pojawić się problem – gdyby liczba miejsc parkingowych przekroczyła 300, inwestor będzie musiał zdobyć tzw. decyzję środowiskową, która poprzedza wydanie pozwolenia na budowę. Jeśli wojewoda podejmie taką decyzję, Orco będzie musiało zdobyć decyzję, co potrwa wiele miesięcy. Potem konieczne może być przeprojektowanie wieżowca i uzyskanie nowego pozwolenia na budowę.
Teoretycznie większość decyzji urzędy powinny wydać w 30-dniowych terminach, ale w praktyce uzyskanie każdego z tych dokumentów może ciągnąć się miesiącami. Tym bardziej, że po nagłośnieniu sprawy z pewnością urzędnicy będą bardzo drobiazgowi.
Jeśli wojewoda uzna, że pozwolenie na budowę wydano nieprawidłowo, będzie musiał je uchylić. - Trudno powiedzieć, ile to potrwa. Nie widzieliśmy jeszcze uzasadnienia decyzji sądu. Gdy tylko do nas wpłynie, zajmą się nią nasi prawnicy - odpowiada standardową formułą rzecznik wojewody mazowieckiego Ivetta Biały.
Zaczną budowę i wrócą do sądu
Trzymając się dalej piłkarskiej terminologii, "piłka" będzie wtedy po stronie firmy Orco. Ta będzie mogła pójść do sądu i walczyć o uznanie pozwolenia za ważne lub zacząć starania o nowe pozwolenie.
Możliwy jest też odwrotny scenariusz - deweloper uzupełni dokumenty, wojewoda znów odrzuci protest mieszkańców i podtrzyma pozwolenie na budowę. Orco będzie mogło wtedy podpisać umowy z wykonawcami i wprowadzić ich na plac budowy. Nie oznacza to jednak końca sporu.
Niezadowoleni z rosnącego sąsiada mieszkańcy będą mogli znów iść do sądu i ponownie odwoływać się od decyzji wojewody. A Wojewódzki Sąd Administracyjny będzie mógł zawiesić pozwolenie na budowę do czasu rozstrzygnięcia sprawy. To oznacza, że budowa może stanąć, nim znów na dobre się rozpocznie.
Sprawa na lata
Prognozy nie są więc optymistyczne dla inwestora, a tym samym dla tych, których drażni betonowy szkieletor w centrum miasta. Wszystko wskazuje bowiem na to, że nie tylko przywita on kibiców przyjeżdżających na Euro 2012, ale będzie też witał turystów przez kilka kolejnych lat. Tym bardziej, że opisany powyżej scenariusz może się powtarzać wielokrotnie - od każdej decyzji administracyjnej przysługuje bowiem prawo do odwołania.
Naczelny Sąd Administracyjny wybrał rozwiązanie, które można nazwać salomonowym - nie przyznał całkowitej racji protestującym mieszkańcom bloku sąsiadującego z budową, ale inwestorowi pokazał "żółtą kartkę".
Przypomnijmy: sąsiedzi wieżowca odwołali się do wojewody mazowieckiego od decyzji o pozwoleniu na budowę. Wojewoda nie przyznał im racji, więc poszli się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten przyznał im rację i cofnął firmie Orco pozwolenie na trwającą już budowę.
Inwestor zaskarżył ten wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten nakazał natomiast, by wojewoda mazowiecki jeszcze raz rozpatrzył odwołanie mieszkańców.
Trzy punkty sporne
W pisemnym uzasadnieniu wyroku znajdą się wytyczna dla wojewody. NSA wskazuje w nich, jakie braki ma jego wcześniejsza decyzja. Po pierwsze, nie ma w niej kompletnej dokumentacji geologiczno-inżynierskiej, która nie została przedstawiona nawet przy wydawaniu pozwolenia.
W złożonym razem z wnioskiem projekcie są też poprawki - wojewoda ma wyjaśnić, skąd się wzięły i czy zostały naniesione prawidłowo. To stosunkowo drobne sprawy, które Orco powinno wyjaśnić szybko. Ale jest jeszcze jedna kwestia
Ile miejsc parkingowych potrzebuje wieżowiec?
W projekcie wieżowca założono budowę 288 miejsc parkingowych. Zdaniem NSA, wojewoda powinien dokładniej sprawdzić, czy to na pewno wystarczy. Jeśli nie, deweloper będzie musiał zwiększyć ich liczbę.
I tu może pojawić się problem – gdyby liczba miejsc parkingowych przekroczyła 300, inwestor będzie musiał zdobyć tzw. decyzję środowiskową, która poprzedza wydanie pozwolenia na budowę. Jeśli wojewoda podejmie taką decyzję, Orco będzie musiało zdobyć decyzję, co potrwa wiele miesięcy. Potem konieczne może być przeprojektowanie wieżowca i uzyskanie nowego pozwolenia na budowę.
Teoretycznie większość decyzji urzędy powinny wydać w 30-dniowych terminach, ale w praktyce uzyskanie każdego z tych dokumentów może ciągnąć się miesiącami. Tym bardziej, że po nagłośnieniu sprawy z pewnością urzędnicy będą bardzo drobiazgowi.
Jeśli wojewoda uzna, że pozwolenie na budowę wydano nieprawidłowo, będzie musiał je uchylić. - Trudno powiedzieć, ile to potrwa. Nie widzieliśmy jeszcze uzasadnienia decyzji sądu. Gdy tylko do nas wpłynie, zajmą się nią nasi prawnicy - odpowiada standardową formułą rzecznik wojewody mazowieckiego Ivetta Biały.
Zaczną budowę i wrócą do sądu
Trzymając się dalej piłkarskiej terminologii, "piłka" będzie wtedy po stronie firmy Orco. Ta będzie mogła pójść do sądu i walczyć o uznanie pozwolenia za ważne lub zacząć starania o nowe pozwolenie.
Możliwy jest też odwrotny scenariusz - deweloper uzupełni dokumenty, wojewoda znów odrzuci protest mieszkańców i podtrzyma pozwolenie na budowę. Orco będzie mogło wtedy podpisać umowy z wykonawcami i wprowadzić ich na plac budowy. Nie oznacza to jednak końca sporu.
Niezadowoleni z rosnącego sąsiada mieszkańcy będą mogli znów iść do sądu i ponownie odwoływać się od decyzji wojewody. A Wojewódzki Sąd Administracyjny będzie mógł zawiesić pozwolenie na budowę do czasu rozstrzygnięcia sprawy. To oznacza, że budowa może stanąć, nim znów na dobre się rozpocznie.
Sprawa na lata
Prognozy nie są więc optymistyczne dla inwestora, a tym samym dla tych, których drażni betonowy szkieletor w centrum miasta. Wszystko wskazuje bowiem na to, że nie tylko przywita on kibiców przyjeżdżających na Euro 2012, ale będzie też witał turystów przez kilka kolejnych lat. Tym bardziej, że opisany powyżej scenariusz może się powtarzać wielokrotnie - od każdej decyzji administracyjnej przysługuje bowiem prawo do odwołania.
Na ironię zakrawa fakt, że w czasie, gdy Kraków dojrzewa powoli do tego, by efektownie zakończyć sprawę swojego szkieletora, Warszawa dorabia się swojego. Do pobicia krakowskiego rekordu jeszcze daleko, ale prognozy nie są dobre.
Sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak uważa burmistrz Śródmieścia, ale jego złość jest w tym wszystkim warta uwagi. Z wysiedlaniem mieszkańców mocno przesadził, ale zwrócił uwagę na realny problem, którego ofiarą padają deweloperzy. Nad ich problemami mało kto lubi się pochylać - nie czynimy tego chętnie w mediach, zwykli ludzie też raczej trzymają się opinii, że na biednego nie trafiło.
Niby nie, ale takich spraw jest mnóstwo, choć większość nie jest aż tak zagmatwana i nie owocuje spektakularnymi szkieletorami w centrum miasta. Ale wydawanie decyzji administracyjnych w Warszawie idzie tak wolno, że jak już ratuszowi uda się jakąś wydać w terminie, to natychmiast pojawia się podejrzenie korupcji. W ten sposób miasto traci szansę na rozwój, a inwestorzy, od których ten rozwój w dużej mierze zależy, tracą miliony złotych i zrażają się do miasta, i kraju.
Niestety, warszawscy politycy jak ognia unikają publicznego bronienia interesów deweloperów, bo nie jest to popularne. Sami deweloperzy intensywnie pracowali przez dwie dekady na to, by w każdej sprawie być pierwszym podejrzanym. Boję się, że burmistrz może się zacząć szybko wycofywać ze swojej spontanicznej reakcji na dzisiejszą decyzję sądu, ale cieszę się, że miała miejsce.
Sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak uważa burmistrz Śródmieścia, ale jego złość jest w tym wszystkim warta uwagi. Z wysiedlaniem mieszkańców mocno przesadził, ale zwrócił uwagę na realny problem, którego ofiarą padają deweloperzy. Nad ich problemami mało kto lubi się pochylać - nie czynimy tego chętnie w mediach, zwykli ludzie też raczej trzymają się opinii, że na biednego nie trafiło.
Niby nie, ale takich spraw jest mnóstwo, choć większość nie jest aż tak zagmatwana i nie owocuje spektakularnymi szkieletorami w centrum miasta. Ale wydawanie decyzji administracyjnych w Warszawie idzie tak wolno, że jak już ratuszowi uda się jakąś wydać w terminie, to natychmiast pojawia się podejrzenie korupcji. W ten sposób miasto traci szansę na rozwój, a inwestorzy, od których ten rozwój w dużej mierze zależy, tracą miliony złotych i zrażają się do miasta, i kraju.
Niestety, warszawscy politycy jak ognia unikają publicznego bronienia interesów deweloperów, bo nie jest to popularne. Sami deweloperzy intensywnie pracowali przez dwie dekady na to, by w każdej sprawie być pierwszym podejrzanym. Boję się, że burmistrz może się zacząć szybko wycofywać ze swojej spontanicznej reakcji na dzisiejszą decyzję sądu, ale cieszę się, że miała miejsce.
Artykuł opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Zdjęcie: materiały inwestora
Zdjęcie: materiały inwestora