Muzeum Historii Polski - omówienie projektu
- Autor Muzeum Historii Polski: "Wolę atak niż obojętność"
- Muzeum Historii Polski: poznaj szczegóły projektu
- Jesteśmy placówką otwartą. Może zapewnimy dzieciom trenera i wyznaczymy jeden dzień na grę, tak jak na naszej hali sportowej.Wiceburmistrz Żoliborza, Witold Sielewicz:
Rozczarowani chłopcy zwracali uwagę, że choć formalnie remont trwa, to płyta boiska jest gotowa i nawet ktoś tam grał. - Zdarzyło się to raz. Ulegliśmy presji. Więcej się to nie powtórzy - ucięła dyrektorka.
- Zrobiliśmy błąd, że udostępniliśmy dzieciom boisko wcześniej. Teraz chcą na nim grać.Wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński:
- Boisko na Mścisławskiej kosztowało kilka milionów złotych i musimy mu zapewnić ochronę, dlatego dzieci nie będą mogły tu wejść tak po prostu.
- Dbamy o bezpieczeństwo, jeśli komuś coś się stanie, to odpowiadałby za to dyrektor szkoły. Trzeba więc zatrudniać opiekuna. Czasy, kiedy dzieci biegały samopas po boiskach już się skończyły.
- Chcemy budować nowe boiska, ale to nie oznacza, że będą ciągle otwarte. Poza tym nie ma takiej potrzeby. Ponosilibyśmy koszty, a obiekty stały by puste. Ale jeśli będzie potrzeba, zastanowimy się nad poszerzaniem oferty sportowej.
- Jak ktoś zostaje urzędnikiem, to mu odp...la.
Chodząc na sesje rady miasta i rad dzielnic widzę, że mieszkańców zwykle tam nie ma. Przychodzą rzadko, tylko wtedy gdy dzieje się coś naprawdę spektakularnego, np. opiniowany jest przebieg trasy szybkiego ruchu pod ich oknami. Zwykle z transparentami, pretensjami, bez szans na rzeczową dyskusję. Debata publiczna w Warszawie toczy się od jednej takiej awantury do drugiej - pomiędzy nimi politycy robią wszystko, by unikać mówienia o ważnych sprawach, a mieszkańcy nie mają czasu, by się nimi zajmować, bo pracują, stoją w korkach, szukają miejsca w przedszkolu lub czekają w kolejce do szpitala.
Profesor Jałowiecki wymienia listę bolączek Warszawy; grodzone osiedla, brak planów zagospodarowania, brak wyrazistego symbolu, segregację przestrzenną i korki - to tematy obecne w mediach lokalnych właściwie cały czas. Od tylu lat tłumaczymy np. czym są plany zagospodarowania i dlaczego trzeba je uchwalać. A mimo tego uchwalanie wciąż napotyka na takie same, ostre, niechętne reakcje mieszkańców, dla których fakt, że miasto planuje przedszkole właśnie na ich działce jest zamachem na prawo własności. Ale niech miasto tego przedszkola nie zbuduje - zaraz zaprotestują, że nie mają gdzie posłać dzieci.
Być może jest tak, że gdy ci pierwsi protestują - ci drudzy jeszcze nie mieszkają w Warszawie. I być może dlatego ci drudzy, gdy już tu się sprowadzą, nie widzą związku między swoimi problemami, a sprawami innych osiedli, innych dzielnic. Zaczynają się interesować miastem w szerszej skali dopiero, gdy okazuje się, że ktoś 30 lat temu zaplanował trasę szybkiego ruchu pod oknami ich kupionego właśnie za ciężkie pieniądze mieszkania.
Zwykle na działanie jest już za późno - decyzje wydane, plany uchwalone, koniec. Jeśli podejmują walkę, udaje im się tylko opóźnić inwestycje, na której czekają inni. Zostają z poczuciem, że Warszawa ich oszukała. Świadomie mówię "Warszawa", a nie "politycy" - Bohdan Jałowiecki w podsumowaniu swojej części książki "Warszawa. Czyje jest miasto?" pisze: "Warszawa nie należy do mieszkańców, lecz do polityków".
Jeśli tak jest w istocie, to odpowiedź na pytanie o rolę mediów lokalnych jest oczywista - naszym zdaniem jest przywrócenie miasta mieszkańcom. Pytanie, czy da się to zrobić wbrew nim?
Axel Springer sprzedał większościowy pakiet "Dziennika".
Z nadejściem XXI wieku obie sagi znalazły się w podobnej sytuacji. Po niezbyt udanym "Nemesis" Paramount ostatecznie odesłał na zasłużoną emeryturę kapitana Picarda i jego Enterprise. Po "Zemście Sithów" "Gwiezdne Wojny" wydawały się historią skończoną, przynajmniej dla kina. I Lucas, i Paramount zaryzykowali. Efekt? Mizerne "Wojny klonów" kontra całkiem udany "Star Trek". W bezpośrednim zestawieniu te dwie kontynuacje nie dają się w ogóle porównać - przy wszystkich fanowskich kontrowersjach Abrams stworzył dobry film, a Lucas swoją infantylną kreskówką zniesmaczył nawet najbardziej postępowych sympatyków "Gwiezdnych Wojen".