Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty

06 marca 2012

Stadion jak z "Fify"

Ten tekst miał się pojawić na tvnwarszawa.pl w niedzielę rano. W sobotę była katastrofa kolejowa i temat otwarcia Stadionu Narodowego nagle stał się zbyt odległą przeszłością. Wrzucam, bo trochę mi go szkoda, choć tu jego puenta ma mniejszy sens, niż tam.

"Oto jest" Stadion Narodowy. Jeszcze nie do końca urządzony, z organizacyjnymi niedociągnięciami, ale działa. I choć byłem na meczu otwarcia, wciąż nie mogę uwierzyć, że udało nam się go zbudować.

Gdy media obiegła informacja, że biletów na mecz z Portugalią już nie ma, poczułem żal, że nawet nie powalczyłem. Pisałem o tej inwestycji od samego początku, a zabraknie mnie na pierwszym meczu? Na szczęście w środę o godzinie 20 okazało się, że kilka biletów jednak zostało. Testując przy okazji sprawność komunikacji miejskiej, rzutem na taśmę dotarłem do swojego czerwonego krzesełka w chwili, gdy ponad 50 tysięcy ludzi zaczynało śpiewać hymn. Trochę się nawet wzruszyłem i chyba nie tylko ja, bo pod koniec meczu hymn odśpiewaliśmy jeszcze raz.

Patrząc na biało-czerwone trybuny przypomniałem sobie moment, gdy Michel Platini wyciągnął z nieporadnie rozdartej koperty kartkę z napisem "Polska i Ukraina". I festiwal wisielczego humoru, który nastąpił później - internet obiegły dziesiątki zdjęć zarośniętych, zdemolowanych boisk, które miały oddawać stan naszych przygotowań. I oddawały! Gdy zapadła w końcu decyzja, że Stadion Narodowy powstanie na miejscu Stadionu Dziesięciolecia, chyba nikt do końca nie wierzył, że to się uda. I znów był śmiech - że na trybunach będzie trwał handel gaciami, że gadżetem mistrzostw będzie wielka bazarowa torba w kratkę.

Przyznaję, nie wierzyłem, że uda się zlikwidować bazar, zorganizować i rozstrzygnąć konkurs na projekt, zdobyć pozwolenia na  budowę, wybrać wykonawcę. Utkniemy w procedurach i odwołaniach - byłem tego pewien. I choć pisałem o kolejnych etapach inwestycji, które jednak się udawały, wciąż nie wierzyłem, że damy radę.

Nie przekonały mnie nawet pierwsze maszyny, które zaczęły rozbiórkę starego stadionu i palowanie fundamentów nowego. Potem pojawiły się dźwigi, a plac budowy nocami oświetlały reflektory. Do kin wchodził właśnie nowy "Star Trek", a budowa stadionu przypominała pokazaną w filmie budowę statku kosmicznego USS Enterprise. Wyłaniająca się z warszawskiej mgły konstrukcja wydawała się mniej więcej tak samo realna.

Że to jednak może się udać, dotarło do mnie, gdy przeprowadziłem się na Pragę i mogłem codziennie obserwować postępującą w oczach budowę z okien autobusu linii 101. To była dobra perspektywa - najpierw aleja Zieleniecka i wielki plac budowy w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stały dziesiątki blaszanych bud. Potem rondo Waszyngtona i rosnąca bryła stadionu w perspektywie głównej alei, gdzie dopiero co kwitł handel podróbkami. Jeszcze przystanek przy - wciąż zresztą stojącym - blaszanym kantorze i 101 wtaczało się na most. Ale najlepszy widok jest do tej pory ze ślimaka, którym autobus zjeżdża na Wisłostradę - stadion odbija się w Wiśle i niezależnie od światła czy pogody robi piorunujące wrażenie.

Uwierzyłem, że zdążymy, gdy pod koniec 2010 roku zwiedziłem powstający stadion. Z samego szczytu gotowych już trybun widok był niesamowity - z jednej strony panorama warszawskich wieżowców, a z drugiej płyta boiska niemal na wyciągniecie ręki. Na środku montowano właśnie potężną iglicę. W środę znów gapiłem się na nią i nie mogłem uwierzyć, że nad środkiem boiska, po którym biega Cristiano Ronaldo, wisi coś tak potężnego. I choć architekci z firmy JSK tłumaczyli, że wisi dzięki tej samej zasadzie, która utrzymuje kształt koła rowerowego, to w bezpośrednim zetknięciu takie porównanie wydaje się zupełnie nieadekwatne.

Od pierwszego wejrzenia polubiłem widok oświetlonego stadionu. Zobaczyłem go jadąc autobusem przez most Świętokrzyski. Nad ciemnym, dzikim praskim brzegiem znów wyglądał jak statek kosmiczny. Musiałem chyba westchnąć z zachwytu, bo starsza pani obok mnie od razu fuknęła i zaczęła komentować. Że wielki, że po co i w ogóle ile to kosztuje... Ożywioną dyskusję skończyliśmy dopiero przy Wileniaku. Stanęło na tym, że sam stadion nie jest taki zły, tylko żeby kibice się umieli na nim zachować...

W środę zachowywali się fajnie. Spokojnie, bez awantur, bez większych pretensji, kłótni i spinek. Ktoś komuś zasłaniał, gdzieś zabrakło hot-dogów i napojów, ale te drobiazgi nie przyćmiły końcowego efektu. Pewnie, że doping nie był taki, jak na Żylecie, ale w wykonaniu 50 tysięcy ludzi i tak robił wrażenie. Z narożnego sektora słyszałem go doskonale i jak na dłoni widziałem całe boisko, w samym środku gigantycznego stadionu. Imponujący widok, znany mi do tej pory tylko z transmisji telewizyjnych i piłkarskich gier komputerowych. Kilka razy złapałem się nawet na tym, że czekam na powtórkę akcji, bo choć to wszystko działo się kilkanaście metrów ode mnie, do końca nie wierzyłem, że to nie jest telewizyjna transmisja.

Można się spierać o jego skalę, lokalizację i kolory elewacji. Trzeba pilnować tego, co wciąż jest do zrobienia i poprawienia. Warto patrzyć na ręce tym, którzy odpowiadają za to, by stadion na siebie zarabiał. Apelować, by zlikwidowali kuriozalny płot wokół, a wyspane żwirem błonia zmienili w zielony teren otwarty dla warszawiaków. Pilnować, by po Euro nie zabrakło zapału do zrealizowania planów zabudowy jego otoczenia. O Narodowym pisać będziemy więc jeszcze nie raz. Chciałbym, żeby działo się to głównie przy okazji sukcesów reprezentacji, ale pewnie przyjdzie nam też krytykować i narzekać. I właśnie dlatego nie mogę sobie nie skorzystać z okazji, by ten jeden raz napisać: ten stadion jest imponujący, a ja jestem dumny, że udało nam się w Warszawie zbudować coś tak niesamowitego.

03 stycznia 2011

Wydarzenie roku 2010: stadion, drogi, polityka

Internetowe sondy traktować należy z przymrużeniem oka. Wynik plebiscytu tvnwarszawa.pl to przede wszystkim efekt mobilizacji kibiców Legii. Ale może wcale nie tak daleki od prawdy?

Spieraliśmy się w redakcji o to, jakie wydarzenia umieścić w sondażu. Na liście nie zmieściło się np. wznowienie budowy wieżowca przy Złotej 44. Zamieszanie wokół tej inwestycji obnażyło słabość miejskiej administracji i prawa, w oparciu o które wydaje ona swoje decyzje. Podobnie jak Wojciech Bartelski, uważam to za poważną barierę w rozwoju miasta, ale mam też wątpliwości, czy z firmy Orco należy robić męczennika za sprawę jej likwidacji. Było to wszak wydarzenie branżowe.

Stadion zmienia miasto

Ostatecznie Złota 44 z plebiscytu wypadła. I tak nie zwojowałaby wiele, nic bowiem nie mogło się równać z mobilizacją kibiców, którzy otwarcie stadionu Legii wypromowali na wydarzenie roku. Chcę wierzyć, że z perspektywy kilku następnych lat będzie można przyznać im rację.

Po wrześniowym zwycięstwie nad Lechem Poznań razem ze znajomymi przeszliśmy się ze stadionu na Trakt Królewski. To był bodaj ostatni tego roku wieczór dość ciepły, by siedzieć w ogródkach. Na Foksal był tłum - warszawka przemieszana z kibicami w szalikach. Żadnych awantur, bijatyk ani demolki. Zamiast tego atmosfera, jaką pamiętam z Mediolanu, po ligowej wygranej Interu - wesoło, głośno, przyjaźnie; pytania o wynik, strzelców bramek, wspólne toasty i śpiewy kibiców w różnym wieku i różnym stanie. Piłkarskie święto.

Marzy mi się, by to był standard. Marzą mi się też lepsze wyniki i tu światełka w tunelu upatruję w poprzeczce podniesionej przez europejskie sukcesy Lecha Poznań - wciąż niewielkie, ale i tak największe od lat. Mam nadzieję, że infrastruktura to impuls do zmian w polskiej piłce. I mam nadzieję, że coraz rzadziej będziemy pisać o awanturach z udziałem kibiców, a widok grupy w szalikach coraz rzadziej będzie podnosił ciśnienie mijającym ją przechodniom.

Na drogi poczekamy w korkach

W naszym rankingu miałem jednak inny typ, niż kibice Legii - to wiadomość z ostatniej chwili, czyli decyzja rządu o cięciach w programie budowy dróg na najbliższe lata. Wyleciały z niego z hukiem właściwie wszystkie wylotówki z Warszawy - po protestach i petycjach ostał się tylko ogryzek trasy Salomea - Wolica. Ważny, ale będący kroplą w morzu potrzeb.

Skutki tej decyzji Warszawa będzie boleśnie odczuwać przez kilka, a może kilkanaście kolejnych lat. W korkach w Markach, Łomiankach, Jankach i w Raszynie. Bardziej od tej perspektywy przeraża mnie jednak cynizm polityków, którzy dopiero obiecywali budowę dróg zamiast polityki. Nie chodzi o to, by natrząsać się z wyborczego hasła. Wielu ludzi głosowało na PO właśnie dlatego, że ta partia zajęła się wreszcie budową dróg na poważnie. I, jeśli wierzyć podanym w charakterystycznym stylu wyliczeniom Wojciecha Orlińskiego, pobiła na tym polu historyczne rekordy. Teraz ci, którzy liczyli na infrastrukturalny przełom mogą jednak poczuć się oszukani. Tym bardziej warszawiacy, szczególnie gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz mówi, że rządowy plan budowy dróg, od początku był mało realny.

Niestety prezydent Warszawy przestaje liczyć się z opinią publiczną - to, co dzieje się w ostatnich tygodniach na Ursynowie i na Pradze Północ pokazuje, że w walce o władzę (skądinąd żadną - bo taką ma burmistrz dzielnicy) PO iść będzie po trupach. Zastanawiam się, co działoby się, gdyby podobne metody i podobne argumenty stosowało PiS? Oczami wyobraźni widzę komentarze o zagrożeniu dla demokracji i pełzającym zamachu stanu. Tymczasem PO wciąż może liczyć na taryfę ulgową - czy starczy jej na cztery lata i jak to ocenią mieszkańcy Pragi czy Ursynowa? Efekt najważniejszego wydarzenia mijającego roku ocenimy po kolejnych wyborach.

27 czerwca 2009

Takie rzeczy to tylko w TVP

Oglądaliśmy przedwczoraj półfinał Pucharu Konfederacji. Jednym z ciekawszych wydarzeń poza boiskiem była przerwa reklamowa w TVP.

O samym meczu nie chcę się rozpisywać, ale pewien kontekst muszę wprowadzić. RPA dzielnie stawiało się faworyzowanej Brazylii. Na tyle, że chwilami wydawało się, iż możliwa jest kolejna półfinałowa niespodzianka, po awansie USA. Brazylia nie zachwycała, za to RPA imponowała walecznością. Nic więc dziwnego, że w zderzeniu tych egzotycznych drużyn nasza sympatia była raczej po stronie słabszych. Do 88. minuty wydawało się, że dobrze ją ulokowaliśmy. No ale to już było po przerwie.

Natomiast tuż po gwizdku kończącym pierwsze 45 minut tego ciekawego - choć niezbyt pięknego - meczu TVP, kierowana ponoć przez człowieka wywodzącego się z kręgów narodowych puściła coś niewiarygodnego. Formalnie była to rzecz zwyczajna - zapowiedź programu. Sportowego. Sportowo - historycznego. A właściwie było to dobrze zmontowany trailer, budujący ciekawość widza z pomocą typowych dla takich klipów chwytów.

Cóż więc można obejrzeć na TVP2 właśnie teraz, w późny, piątkowy wieczór? Cóż warte było zmontowania fajnego trailera i puszczenia go w prime-time?

Mecz Polska - Niemcy z 1974 roku.

Porażkę. Nie zwyczajną - jedną z najbardziej bolesnych, jedną z najbardziej gorzkich. Na frankfurckim grzęzawisku. W półfinale Mistrzostw Świata. Z Niemcami.

Porażkę. Nie jeden z kilku - zdarzały się przecież - wygranych meczów o stawkę, choćby rozegrany 3 dni później mecz o trzecie miejsce z Brazylią; choćby zwycięstwo z Portugalią z eliminacji do Euro 2008.

Ale nie, Telewizja Publiczna, kierowana przez narodowca pokazuje porażkę i jeszcze wkłada wysiłek w przygotowanie trailera, który to wydarzenie przypomina w pigułce i zachęca (?) do oglądania.

26 czerwca 2009

Garść cytatów o szkolnym boisku

Sprawa boiska mojej podstawówki ma ciąg dalszy w postaci naszego tekstu z wczoraj i podpiętego tam materiału z dzisiejszej "Stolicy". Dla zainteresowanych link i garść cytatów na zachętę.

Dyrektor Ewa Kozłowska:
- Jesteśmy placówką otwartą. Może zapewnimy dzieciom trenera i wyznaczymy jeden dzień na grę, tak jak na naszej hali sportowej.

Rozczarowani chłopcy zwracali uwagę, że choć formalnie remont trwa, to płyta boiska jest gotowa i nawet ktoś tam grał. - Zdarzyło się to raz. Ulegliśmy presji. Więcej się to nie powtórzy - ucięła dyrektorka.
Wiceburmistrz Żoliborza, Witold Sielewicz:
- Zrobiliśmy błąd, że udostępniliśmy dzieciom boisko wcześniej. Teraz chcą na nim grać.

- Boisko na Mścisławskiej kosztowało kilka milionów złotych i musimy mu zapewnić ochronę, dlatego dzieci nie będą mogły tu wejść tak po prostu.
Wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński:
- Dbamy o bezpieczeństwo, jeśli komuś coś się stanie, to odpowiadałby za to dyrektor szkoły. Trzeba więc zatrudniać opiekuna. Czasy, kiedy dzieci biegały samopas po boiskach już się skończyły.

- Chcemy budować nowe boiska, ale to nie oznacza, że będą ciągle otwarte. Poza tym nie ma takiej potrzeby. Ponosilibyśmy koszty, a obiekty stały by puste. Ale jeśli będzie potrzeba, zastanowimy się nad poszerzaniem oferty sportowej.
Moja mama, po lekturze:
- Jak ktoś zostaje urzędnikiem, to mu odp...la.

24 czerwca 2009

Moja szkoła, niestety

Kilka razy pisałem tu na temat boisk dla młodzieży. Szczególnie tych nowych, wspaniałych, budowanych w ramach rządowych i samorządowych programów, z piłkarzem w randze premiera i Euro 2012 w perspektywie. Jak to wygląda w praktyce?

Odpowiedzi na przykładzie boiska mojej podstawówki udzielił wczoraj miejski reporter TVN Warszawa. Uwadze Państwa polecam zarówno tekst, jak kryjący się pod zdjęciem materiał wideo, który jest bardziej wymowny.

Rezolutne chłopaki, nie? Zagonić się na kajaki nie dali, gadać nie na temat nie pozwolili. Pytali w najprostszy możliwy sposób, czemu nie mogą korzystać z nowego, wypasionego boiska pod własnym domem. A pani dyrektor odpowiedziała jak prawdziwy pedagog - urzędową nowomową: nie da się, nie da się, nie da się.

Okej, nie cała wina leży po jej stronie; boisko formalnie nie jest skończone, nie zostało oddane do użytku i w tym sensie stanowi plac budowy. Jeśli coś się na nim stanie - to dyrekcja szkoły będzie w kłopocie. Ale pedagog z prawdziwego zdarzenia od wiosny walczyłby o to, by w środku lata na nowej murawie piłka nie przestawała się toczyć. A tej pani najwyraźniej pasuje, by do września po boisku hulał wiatr. Zresztą całe to dbanie o bezpieczeństwo dzieci to czysta hipokryzja - przez lata na ubitej ziemi grały tu całe watahy dzieciaków z kolejnych roczników i nikt się ich zdrowiem nie przejmował. No, może z nielicznymi wyjątkami - był na przykład pan Wrzesiński, który w moim roczniku wytrenował tu najlepszą szkolną drużynę koszykówki, a co weekend przyjeżdżał z Ochoty tylko po to, żeby kopnąć nam piłkę, zrobić rozgrzewkę i dać nam grać. Bo wiedział, że jak się nam wyznaczy godzinę i miejsce, to wypadnie to fajniej, niż jak się będziemy snuć po okolicy każdy w innym czasie. I to działało.

A nawet, jak go zabrakło, nigdy nikomu nie przyszło do głowy, żeby boisko grodzić, zdejmować bramki, czy wzywać straż miejską (to strażnicy zasugerowali młodym chłopakom, by napisali do TVN Warszawa, bo sami nie mogli uwierzyć w absurdalność sytuacji!). Boiska służyły do grania - zdzierało się na nich kolana, dłonie, skręcało kostki i łamało ręce. I nikt nie szedł za to siedzieć, żaden dyrektor nie martwił się, że jakiś narwany rodzić pociągnie go do odpowiedzialności.

Dziś jest inaczej - zamiast ubitej ziemi piękne boisko z trybunami i oświetleniem. Puste, bo nie oddane, bo ochrona, bo opiekun, bo zapisy... Jaka urzędnicza patologia doprowadziła panią dyrektor do stanu takiej demencji, w którym bez cienia zażenowania na twarzy tłumaczy do kamery, że w środku wakacji na boisko trzeba przyjść z opiekunem i wcześniej się zapisać?! A jeśli istotnie jest tak, że boiska szkolne nie mogą być po prostu otwarte przez całą dobę, to czemu nie mówi pani o tym, że ktoś nad nią wymyślił takie chore przepisy? Czemu przyjmuje pani, że ją to usprawiedliwia i że załatwia sprawę?

- Odpuśćcie sobie i idźcie się napić - sugeruje chłopakom ktoś w komentarzach, bardzo celnie pokazując, że w tym kraju naprawdę nikt nie dba o to, by młodzież miała jakąś alternatywę dla siedzenia przy flaszce na klatce. No bo tańce i kajaki, które proponuje inny bohater tego materiału są im rzeczywiście potrzebne "na grzyba".

Gdy kilka tygodni temu z okna autobusu zobaczyłem, że moje szkolne boisko zmienia się w coś tak fajnego, aż się do siebie uśmiechnąłem. A teraz jestem załamany, zażenowany zachowaniem osoby, która została dyrektorem mojej szkoły. Pani jest pedagogiem? Pani powinna zostać natychmiast dyscyplinarnie usunięta ze stanowiska, bo jest pani mentalnie niezdolna do wykonywania swoich obowiązków! Powinna stanąć na głowie, by to boisko było otwarte w ciągu paru dni - skoro da się w ciągu kilku godzin odebrać tymczasowe wiadukty drogowe, to nie wierzę, że nie udałoby się załatwić sprawy boiska. Że ogrodzenie niegotowe? To można zrobić w kilka dni - jak by pani chciała, byłoby załatwione na czas. Miała pani na miejscu telewizję - gdyby choć była pani przygotowana, powiedziała jakich decyzji brakuje, kogo TVN Warszawa może pogonić do roboty... Ale nie - wygodnie było rozłożyć ręce i powiedzieć młodym chłopakom, by czekali do września. Co za żenada!

04 maja 2009

May the 4th be with You

Dziś jest Star Wars Day - wyjaśnienie w tytule notki. Moc jest ze mną - skrócili mi wyrok o tydzień, co oznacza, że odzyskam prawą rękę (tu znów kłaniają się "Gwiezdne Wojny") akurat w dzień dziecka.

Pisanie nadal idzie mi słabo, więc niech męczą się inni. W ramach przeglądu piłkarskiej prasy dwie ciekawe historie i jedna gorzka puenta. Połamany w analogicznych okolicznościach Rafał Stec opisał w "Gazecie" niezwykłą, tragiczną i gorzką historię klubu Torino. Rzecz pełna niezwykłych zbiegów okoliczności, warta uwagi nawet jeśli ktoś średnio interesuje się piłką.

Inna historia z wielką piłką w tle, to z kolei opowieść o fanach AFC Wimbledon, klubu z ponad stuletnią tradycją, który omal nie zniknął. Pełna smaczków takich, jak wizyta w pubie przed wygranym finałem Pucharu Anglii, z Vinnie Jonesem w tle.

Moją uwagę zwrócił w tym tekście fragment o 25 młodzieżowych drużynach prowadzonych przez klub, który powołali do życia fani, i który utrzymuje się ze składek. I ma milion funtów budżetu! A u nas? Pół miliona złotych na rozgrywki juniorskie i 200 tysięcy na szkolenie trenerów przy 18 milionach na administrację - to budżet PZPN.

No ale są przecież Orliki - nadzieja na lepsze jutro polskiej piłki. Jak działają w praktyce? Przykład z Bielska na duchu raczej nie podnosi, ale w innych miastach nie jest lepiej. Na warszawskim Bemowie są dwa nowoczesne boiska. Chociaż mijam je często, nigdy nie widziałem, by ktoś na nich grał. Zadzwoniłem kiedyś do OSiR-u, żeby zapytać o wynajem. Wyraźnie nie było to dyrekcji w smak, coś pojękiwali, że musieliby tam posłać pracownika (sic!) a na koniec zaśpiewali 600 złotych za godzinę.

(Złamane) ręce opadają.

26 kwietnia 2009

Miał być Giggs, a będzie gips

Zawieszam na jakiś czas bloga, bo zwichnąłem sobie prawy nadgarstek, w związku z czym pisanie na komputerze sprawia mi spory kłopot. A że zarabiam tym na życie, to sytuacja nie jest wesoła. Wesołe nie były też okoliczności, w jakich to się stało.

Wszystko to w cieniu niezwykłych meczów w Anglii i Hiszpanii, starcia na szczycie Ekstraklasy, a nawet meczu Gwiazdy kontra Media.

Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że gdybym w czasie rozgrzewki nie uszkodził sobie ręki, to te 11 byłoby na moim rachunku. A tak jest na nim jedna z tych trzech dla nas. Niestety, ofiar było więcej. Dość powiedzieć, że grać musiał nawet trener, bo nam się rezerwowi skończyli. Obawiam się, że po podliczeniu strat firma zabroni nam dalszej zabawy ;)

15 kwietnia 2009

Mecz meczów

Parafrazując reklamę:

Gdyby Carlsberg grał w piłkę
byłby to prawdopodobnie mecz
Liverpoolu z Chelsea

02 kwietnia 2009

Na lepszy humor

Na koniec coś mniej poważnego. Jeśli pierwszy wynik na liście jest prawdą...

... to na Bałkanach mamy nową wojnę ;)

We, The Media

Miałem nie oglądać. Oglądałem. 10:0. Aż z wrażenia wszedłem sobie na jedynki rodzimych portali, żeby zobaczyć, co piszą po meczu. Przy okazji zobaczyłem też, o czym jeszcze "informują".

Zwykle śledzę przez RSS, więc nie wszystko trafia do mnie w należytej oprawie. A czasem dobry film można zobaczyć...


... bo przecież jeden obraz wart jest tysiąc słów...


... a film to z milion chyba.

Jak nie ma sensacji, to zawsze można poszukać w sporcie...


... albo coś wykreować...



Choć to akurat trzeba umieć. Walenie w telewizję, która - jeśli to zrobiła, nie widziałem na szczęście - zgnoiła kierowcę autokaru przez powołanie się na słowa fotoreportera, który był na miejscu i sam robił zdjęcia zamiast powstrzymywać skandalicznie zachowujące się ekipy telewizyjne jest co najmniej nie na miejscu.

Szczególnie podlane takim bannerem...


... ale czemu tu się dziwić...


... skoro trzeba już szykować robotę na rano.

...a raczej - wybronili Leo

Przy wszystkich "ale"...

... warto było oglądać.

05 marca 2009

Sensacyjne transfery Legii Warszawa!

Legia Warszawa pozyskała trzech nowych napastników?!


Zostawić ich na chwilę samych nie można,
bo tylko im żarty w głowach normalnie... :)

02 marca 2009

Glory Glory Tomasz Kuszczak!

Nie wiem, jak to się odbija na papierze - gazetowi komentatorzy sportowi mają nowego bohatera do zajeżdżenia. A imię jego Tomasz, a nazwisko Kuszczak, a problem jego to fakt, że - w ich ocenie - spadł na pozycję numer 3. na liście bramkarzy (Glory Glory!) Man United. I jak sobie poradzi, co zrobi, kto go utula - oto, co ich zajmuje. Polsko-brytyjski alians tabloidowy dał radę - częściowo, przy decydującym wkładzie samego zainteresowanego, ale jednak - osłabić pozycję i kondycję Borubara. Zgrał się Artur. Czas na Tomka. Do ziemi, dłońmi naszemi...

Nie linkuję, lecz rymuję:
dowodów szukajcie w prawej szpalcie.

13 stycznia 2009

United Rule!

Notka nie tylko dla fanów piłki nożnej ;)

Jak pewnie wszyscy zainteresowani wiedzą, Manchester United pokonał wczoraj tych w niebieskich koszulkach 3:0. Nie, nie w Fifie na X-boxie - na Old Trafford :P


Tytułem uzupełnienia tego wydarzenia dwa okolicznościowe filmy wygrzebane w u2b. Pierwszy ma taki sam tytuł, jak niniejsza notka, a czego nie dopowiada tytuł, to wyjaśnia piękny w swojej prostocie tekst piosenki okolicznościowej:



Zastanawiam się, który fragment wpisać sobie do sygnaturki. Nim to jednak nastąpi, drugi z kolei filmik - w roli głównej Vinny Jones, który, nawiasem mówiąc, grał u tych w niebieskich:



Film, który zawsze uznawałem za reklamę okazał się nawiasem mówiąc fragmentem kinowego filmu "Eurotrip":



- zdaje się, że najlepszym i jedynym wartym uwagi, choć pewną nadzieję daje fakt, że Vinny Jones pojawia się w nim raz jeszcze:



A wracając do meczu, to jeśli ktoś ciekaw bramek, można je zobaczyć tu. Z tym, że nie tę najciekawszą, nieuznaną (przez najsłynniejszego sędziego w Polsce, Howarda Webba zresztą) (którego zresztą obserwuję ostatnio regularnie, gdyż sędziuje on większość szlagierów ligi angielskiej i robi to naprawdę dobrze), choć, jak pokazuje druga część tego filmu, właściwie nie do końca wiadomo, czy słusznie:



Oryginalne rozegranie nie pomogło, to trudno - strzelili z nakazanej przez Webba powtórki. To już można sobie obejrzeć tam, gdzie wskazałem.

And Chelsea who do you think you are
It's been 50 long years
It's gunna end in tears
You'll never be as big as Man United

10 grudnia 2008

Manager

A to z kolei fotka zrobiona jakiś czas temu w jednym z warszawskim marketów. Do zakupu gry Fifa Manager 09 zachęca mój absolutnie ulubiony komentator wydarzeń piłkarskich - Jacek Gmoch.

Ciekawe, czy polska edycja ma patcha afera_korupcyjna.exe i dodatek bohomazy_09 - analizuj sprzedane mecze metodami mistrzów polskiej myśli szkoleniowej!



A dla wszystkich dorosłych fanów Jacka Gmocha - w cyklu "przeżyjmy to jeszcze raz" - Mundial 2002:

10 października 2008

Fifa 09 wie coś, czego nie wie jeszcze nawet PZPN ;)

Warszawska Polonia - bądź co bądź lider Ekstraklasy - w grze Fifa 09 występuje. wciąż jako Groclin. Twórcy, zdaje się, nie zdążyli wprowadzić do gry zmian po połączeniu klubów. Życie Warszawy informuje, że kibice protestują, klub z Konwiktorskiej też nie jest ukontentowany.

A trzeba się cieszyć.
W następnej Fifie w ogóle nie będzie polskich drużyn.

04 października 2008

Jak stracić Euro 2012 i wyjść z tego z twarzą?

To nie jest blog piłkarski, dlatego posty o tej tematyce nie pojawiają się tu zbyt regularnie. Są jednak takie wydarzenia - a wprowadzenie kuratora do PZPN do nich należy - o których trzeba wspomnieć.

Podzielę się z Państwem dwoma spostrzeżeniami. Pierwsze nie będzie odkrywcze, a drugie nie będzie własne.

Lech Poznań, jak na złość, awansował do kolejnej fazy Pucharu UEFA i skomplikował sytuację ministra sportu, który kuratora do PZPN wprowadził. Dziwna to była decyzja, jakaś taka nazbyt spontaniczna, podjęta w przededniu dwóch pucharowych meczów naszych klubów i na krótko przed dwoma meczami naszej reprezentacji. Może trzeba było poczekać? Z drugiej jednak strony na co czekać? Może rację ma Tusk, gdy mówi:
- Wiem, że szczególnie wśród tej kibicowskiej części opinii publicznej pojawia się pytanie: a co, jeśli będziemy zmuszeni do wycofania z rozgrywek jakichś drużyn? Nie wierzę w czarny scenariusz, ale znam życie i wiem, że jeśli potrzebne jest twarde stanowisko, to czasami musi to kosztować. Co nam po eliminacjach, które będziemy przegrywali, po klubach, które będą masowo odpadały, co nam po piłce, gdzie strach wejść na trybuny? Tak nie może być, dlatego uważam, że lepiej podjąć twarde i radykalne decyzje w tej kwestii, bo inaczej będziemy w półmroku, udając zadowolonych. Czasami Lech pokona Austrię Wiedeń albo wejdziemy do finałów mistrzostw Europy - mówił Tusk do dziennikarzy w Sejmie.
Źródło: sport.pl

Gdybym wierzył, że jest realna szansa na uzdrowienie sytuacji w PZPN, podpisałbym się pod tym obiema rękami, zaryzykował nawet Euro 2012 i poszedł na wojnę. Ale chyba nie wierzę i w związku z tym nie wiem, co myśleć. Tyle spostrzeżeń nieoryginalnych - chyba większość zainteresowanych choć trochę tematem ludzi myśli podobnie.

Ale moje wątpliwości pogłębiły się, gdy wczoraj rozmawiałem z kolegą występującym czasem na blogu jak Dyżurny Satyryk Miasta. Wspólnie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie po co PO idzie na wojnę z PZPN? Odtworzyliśmy taki tok rozumowania:
  • Stadionów nie ma i nie będzie. Jedynie Narodowy się zaczął budować. A właściwie rozbierać. Ale reszta inwestycji leży; metro w Warszawie, kolej i drogi w kraju - tego się nie da zrobić na czas,
  • A skoro się nie da, to będzie porażka. I opozycja nas przed wyborami zniszczy. Jak się tego gorącego kartofla pozbyć?
  • Może uderzmy w PZPN i liczmy, że FIFA z UEFA przyjdą nam na polityczną odsiecz - wyrzucą nas z rozgrywek i zabiorą Euro.
  • My powiemy: no tak, stało się, taka jest cena za walkę z korupcją w polskiej piłce. Moralna racja będzie po naszej stronie.
  • A jak kurz opadnie, to nasz człowiek w stolicy doda: skoro jest gotowy stadion Legii na 33 tysiące kibiców, a mistrzostw nie ma, to po co nam budować Narodowy? Zostawmy to.
  • No to zostawimy.
  • A wtedy nasz człowiek w stolicy doda: skoro już rozebraliśmy stary Stadion X-lecia, skoro nie ma tam już bazaru - i chyba nie chcemy, żeby tam wrócił - to może... sprzedajmy ten atrakcyjny teren deweloperom.
  • No to sprzedamy.
  • Hej!
Obaj mamy nadzieję, że to tylko koszmarny wytwór naszej wyobraźni. Postanowiłem go jednak utrwalić - raz, jako ostrzeżenie, a dwa, żeby w razie czego móc potem powiedzieć "a nie mówiliśmy?".

-----{ edit }-----

Tytułem skojarzenia :)




©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.