Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plac Defilad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plac Defilad. Pokaż wszystkie posty
26 sierpnia 2011
Skoro przez 20 lat nie udało nam się nic zbudować na pl. Defilad, może wcale nie jest nam to potrzebne do szczęścia? Może tak naprawdę nie potrzebujemy wieżowców wokół PKiN, których i tak nikt nie chce nam zafundować? Może bazar i nieformalny dworzec autobusowy, to jest właśnie to, czego naprawdę chcą i potrzebują warszawiacy? Myśli to niepokojąca i niepopularna, ale czy można ignorować ją przez kolejne dwie dekady? Wiele pytań i żadnej konkretnej odpowiedzi czyli mój gościnny występ na łamach bloga festiwalu "Warszawa w budowie 3".
25 marca 2011
...
fot. RG |
Znajdą się z pewnością tacy, którzy dopatrzą się w tym ostatecznego dowodu na to, że TVN Warszawa powstała tylko po to, by stać się kolejną po stadionie przy Łazienkowskiej płaszczyzną współpracy mojego pracodawcy i ratusza, a zbieżność kolorów w tym piłkarskim kontekście nie jest przypadkowa.
Ale ja traktuję to jako cholernie sympatyczny gest ludzi, którzy na co dzień są, jeśli nie przeciwnikami, to w każdym razie stoją po drugiej stronie kamery, mikrofonu czy telefonicznej słuchawki. Jako kibic piłkarski odbieram to jak fajne zachowanie drużyny przeciwnej, która żegna się z nami ze sportową klasą, której niestety brakuje na wspomnianym stadionie. Dzięki!
Zawsze marzyłem o mieście, w którym jest miejsce na takie historie. Szkoda, że doczekałem się w takich okolicznościach. Ale to nie jest przecież całkowity koniec - portal tvnwarszawa.pl działa dalej. W jakiej postaci i jakim kształcie? Zobaczymy niebawem. Na razie dominuje smutek. Ale już w niedzielę - kolejny dyżur.
Ale ja traktuję to jako cholernie sympatyczny gest ludzi, którzy na co dzień są, jeśli nie przeciwnikami, to w każdym razie stoją po drugiej stronie kamery, mikrofonu czy telefonicznej słuchawki. Jako kibic piłkarski odbieram to jak fajne zachowanie drużyny przeciwnej, która żegna się z nami ze sportową klasą, której niestety brakuje na wspomnianym stadionie. Dzięki!
Zawsze marzyłem o mieście, w którym jest miejsce na takie historie. Szkoda, że doczekałem się w takich okolicznościach. Ale to nie jest przecież całkowity koniec - portal tvnwarszawa.pl działa dalej. W jakiej postaci i jakim kształcie? Zobaczymy niebawem. Na razie dominuje smutek. Ale już w niedzielę - kolejny dyżur.
Stay tuned!
11 grudnia 2010
Syrenka do paczki, Powstańcy do parku, a PZPR i ONZ do likwidacji
Budowa drugiej linii metra natrafia na najróżniejsze przeszkody; formalne i materialne. Do tych ostatnich zaliczyć można podziemne instalacje, kurzawki i... pomniki.
W tej ostatniej dziedzinie nadchodzi czas niewielkiego remanentu, który obejmie pięć eksponatów.
Syrenka zostaje, głaz i tablica wrócą
Największym pomnikiem stojącym na drodze metra jest warszawska Syrenka. I tu mamy dwie wiadomości. Zła jest taka, że symbol Warszawy zniknie. Dobra taka, że nie będzie przesuwana ani demontowana. Zostanie tylko zapakowana. - W chwili obecnej przygotowywany jest projekt takiego zabezpieczenia - informuje biuro architektury i polityki przestrzennej ratusza.
Syrenka zostaje, głaz i tablica wrócą
Największym pomnikiem stojącym na drodze metra jest warszawska Syrenka. I tu mamy dwie wiadomości. Zła jest taka, że symbol Warszawy zniknie. Dobra taka, że nie będzie przesuwana ani demontowana. Zostanie tylko zapakowana. - W chwili obecnej przygotowywany jest projekt takiego zabezpieczenia - informuje biuro architektury i polityki przestrzennej ratusza.
Na tym nie koniec pomnikowych zmian na Powiślu. Ulokowana tuż obok Syrenki tablica upamiętniająca odznaczenie Warszawy Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari i pobliski głaz poświęcony Powstańcom walczącym na terenie miejskiej elektrowni zostaną przeniesione. Trafią do parku im. Rydza-Śmigłego, prawdopodobnie jeszcze w grudniu. Na swoje miejsce wrócą po zakończeniu budowy metra na Powiślu.
ONZ do likwidacji
Są też pomniki, które będą miały znacznie mniej szczęścia. Stojący dziś między rondem ONZ, a jezdniami ulicy Świętokrzyskiej głaz z napisem "Rondo Organizacji Narodów Zjednoczonych", w asyście dwóch pordzewiałych masztów flagowych zostanie zdemontowany przez wykonawcę inwestycji i już nie powróci.
ONZ do likwidacji
Są też pomniki, które będą miały znacznie mniej szczęścia. Stojący dziś między rondem ONZ, a jezdniami ulicy Świętokrzyskiej głaz z napisem "Rondo Organizacji Narodów Zjednoczonych", w asyście dwóch pordzewiałych masztów flagowych zostanie zdemontowany przez wykonawcę inwestycji i już nie powróci.
- W tym miejscu będą usytuowane elementy wyjść ze stacji - tłumaczy biuro architektury. - Kamień z informacją o nazwie ronda oraz maszty nie mają statusu upamiętnienia. Tablica upamiętniająca 50-lecie rocznicy utworzenia ONZ, która usytuowana jest na ścianie budynku ILMET pozostaje bez zmian - dodają urzędnicy.
Czerwony do likwidacji
Największa tajemnica okrywa ostatni pomnik, który też ma zniknąć. To spory głaz w parku Świętokrzyskim. Kamieniowi nie pomogło jednak ani zacieranie wyraźnego śladu po tabliczce, ani nawet to, że przycupnął między ławeczką a śmietnikiem i próbował zamaskować się śniegiem. Po dwóch dekadach dopadła go przeszłość. Ktoś "życzliwy" musiał na niego donieść, wieść niesie bowiem, że głaz ma kontrowersyjną przeszłość. W czasach minionego ustroju upamiętniał ponoć powstanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Obciążającą poszlaką może być jego czerwonawy kolor.
Czerwony do likwidacji
Największa tajemnica okrywa ostatni pomnik, który też ma zniknąć. To spory głaz w parku Świętokrzyskim. Kamieniowi nie pomogło jednak ani zacieranie wyraźnego śladu po tabliczce, ani nawet to, że przycupnął między ławeczką a śmietnikiem i próbował zamaskować się śniegiem. Po dwóch dekadach dopadła go przeszłość. Ktoś "życzliwy" musiał na niego donieść, wieść niesie bowiem, że głaz ma kontrowersyjną przeszłość. W czasach minionego ustroju upamiętniał ponoć powstanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Obciążającą poszlaką może być jego czerwonawy kolor.
Urzędnicy o politycznej przeszłości kamienia dyskutować nie chcą. Szef wydziału estetyki przestrzeni publicznej Tomasz Gamdzyk odesłał nas w tej sprawie do biura prasowego, gdzie usłyszeliśmy, że rzecz jest śliska, a pytania - jeśli w ogóle - zadać możemy tylko na piśmie.
Z lakonicznej odpowiedzi, którą następnie wystosowało biuro architektury wynika, że kamień został już zlustrowany. Odbyły się konsultacje z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która oceniła, że "nie jest obiektem upamiętniającym". Zostanie więc usunięty, "jeśli będzie kolidował z budową".
Z lakonicznej odpowiedzi, którą następnie wystosowało biuro architektury wynika, że kamień został już zlustrowany. Odbyły się konsultacje z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, która oceniła, że "nie jest obiektem upamiętniającym". Zostanie więc usunięty, "jeśli będzie kolidował z budową".
10 listopada 2010
Plan Be
Rada Warszawy przyjęła plan miejscowy dla terenów wokół Pałacu Kultury. W ostatniej chwili, na chybcika, bez analizy i bez dyskusji. Czyli jak zwykle.
fot. TVN Warszawa |
Nie mam wątpliwości, że już od dziś zmiana planu miejscowego placu Defilad będzie przez ekipę Hanny Gronkiewicz-Waltz "sprzedawana" jako sukces i spełnienie wyborczej obietnicy. Tym drugim jest w istocie - prezydent miasta zapowiedziała to w kampanii i swój zamiar zrealizowała. Tym pierwszym nie jest i długo nie będzie. Dlaczego?
Deweloperzy nie są zainteresowani budowaniem na tym terenie. Ale wbrew temu, co mówili wczoraj radni nie dlatego, że obowiązujący do tej pory plan zakładający niską zabudowę jest nieatrakcyjny. Dzieje się tak dlatego, że cały obszar ma niejasną sytuację prawną - do niektórych fragmentów są roszczenia, które przez cztery lata ledwie udało się miastu policzyć. Żadnego nie wykupiono. Nie przeprowadzono ani nawet nie zaplanowano parcelacji terenu. Nie zrobiono inwentaryzacji tego, co kryje się pod ziemią. Nie ma też porozumienia z PKP dotyczącego remontu tunelu średnicowego ani prawa, które umożliwiałoby prywatnym inwestorom budowę ponad torami.
Nie ma też już koniunktury na wieżowce.
Żaden deweloper nie zainteresuje się więc takimi działkami, tym bardziej że w promieniu kilometra wciąż jest mnóstwo miejsc z czystą sytuacją prawną. W dodatku nie objętych planami - można budować to, co się rzeczywiście opłaca w danym momencie, a nie to, co zadekretowała aktualna władza.
W dodatku plan uchwalono w pośpiechu, na ostatniej sesji przed wyborami, odbierając radnym z komisji ładu przestrzennego możliwość przeanalizowania ponad dwóch setek poprawek zgłoszonych przez warszawiaków, które ratusz lekką ręką odrzucił. Wśród nich były uwagi firm deweloperskich - tych samych, którym na targach w Cannes ratusz prezentował swoje wizje przekonując, że Warszawa jest miastem przyjaznym inwestorom.
Poprzedni plan uchwalono w podobnych okolicznościach: na szybko, pod presją. Ale naczelny architekt miasta Michał Borowski zdążył jeszcze przygotować wstępną wersję umowy z konsorcjum firm doradczych i kancelarii prawniczych, które miało zająć się przygotowaniem terenu sprzedaży i zabudowy. Po wyborach Borowski stracił stanowisko, a czekająca tylko na podpis umowa trafiła do kosza.
Po czterech latach Hannie Gronkiewicz-Waltz nie udało się więc nawet wrócić do punktu wyjścia
Deweloperzy nie są zainteresowani budowaniem na tym terenie. Ale wbrew temu, co mówili wczoraj radni nie dlatego, że obowiązujący do tej pory plan zakładający niską zabudowę jest nieatrakcyjny. Dzieje się tak dlatego, że cały obszar ma niejasną sytuację prawną - do niektórych fragmentów są roszczenia, które przez cztery lata ledwie udało się miastu policzyć. Żadnego nie wykupiono. Nie przeprowadzono ani nawet nie zaplanowano parcelacji terenu. Nie zrobiono inwentaryzacji tego, co kryje się pod ziemią. Nie ma też porozumienia z PKP dotyczącego remontu tunelu średnicowego ani prawa, które umożliwiałoby prywatnym inwestorom budowę ponad torami.
Nie ma też już koniunktury na wieżowce.
Żaden deweloper nie zainteresuje się więc takimi działkami, tym bardziej że w promieniu kilometra wciąż jest mnóstwo miejsc z czystą sytuacją prawną. W dodatku nie objętych planami - można budować to, co się rzeczywiście opłaca w danym momencie, a nie to, co zadekretowała aktualna władza.
W dodatku plan uchwalono w pośpiechu, na ostatniej sesji przed wyborami, odbierając radnym z komisji ładu przestrzennego możliwość przeanalizowania ponad dwóch setek poprawek zgłoszonych przez warszawiaków, które ratusz lekką ręką odrzucił. Wśród nich były uwagi firm deweloperskich - tych samych, którym na targach w Cannes ratusz prezentował swoje wizje przekonując, że Warszawa jest miastem przyjaznym inwestorom.
Poprzedni plan uchwalono w podobnych okolicznościach: na szybko, pod presją. Ale naczelny architekt miasta Michał Borowski zdążył jeszcze przygotować wstępną wersję umowy z konsorcjum firm doradczych i kancelarii prawniczych, które miało zająć się przygotowaniem terenu sprzedaży i zabudowy. Po wyborach Borowski stracił stanowisko, a czekająca tylko na podpis umowa trafiła do kosza.
Po czterech latach Hannie Gronkiewicz-Waltz nie udało się więc nawet wrócić do punktu wyjścia
25 października 2010
Warszawa w budowie 2: Sondażogadanina o PKiN
O Michale Murawskim głośno zrobiło się w czasie zeszłorocznej edycji festiwalu "Warszawa w budowie". Teraz powrócił, by zapytać warszawiaków o zdanie na temat Pałacu Kultury.
fot. Michał Murawski |
Murawski jest antropologiem, doktorantem na uniwersytecie w Cambridge. Pisze tam pracę o Pałacu Kultury - o tym, jak jest postrzegany przez warszawiaków i jakie ma znaczenie dla kulturowej topografii stolicy.
Rok temu zawitał na festiwalowe spotkanie z cyklu "Departament propozycji". Atmosferę typowej debaty o zagospodarowani centrum miasta rozsadził swoją propozycją - ideą pałacyzacji warszawskiej architektury przez dodawanie elementów wziętych wprost z Pałacu Kultury i Nauki. Tak narodził się pałaco-stadion czy pałaco-apartamentowiec przy Złotej 44. Nie oszczędził nawet projektu przyszłej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
- Czy jest sens przeciwstawiania się dominacji Pałacu? Czy warto tworzyć alternatywne dominanty, w formie kulistych bulwarów lub ścian wieżowców? Z drugiej strony: czy jest nadzieja w próbach wyrafinowanego "ignorowania" Pałacu niską, subtelną zabudową, w nadziei, że przestanie on zwracać na siebie uwagę i powoli zwinie się w kłębek, jak sfrustrowane dziecko-gigant z ADHD? - pytał wtedy.
Od gadaniny do sondażu...
Murawski wspólnie z architektem Maciejem Czeredysem zorganizowali potem "Archigadaniny" - cykl spotkań poświęconych temu, na co wskazuje tytuł - gadaniu o architekturze. Organizowane pod okrągłym dachem pawilonu stacji i kawiarni Warszawa Powiśle przyciągały tłumy. Wszytko to służyło m.in. zgromadzeniu materiałów do pracy doktorskiej.
Teraz Murawski wraca do Warszawy i zwraca się do jej mieszkańców o pomoc. Proponuje im udział w ankiecie na temat Pałacu Kultury.
- Sondaż jest po to, żeby dodać do danych z rozmów, obserwacji, lektury oraz uczestnictwa w życiu codziennych warszawiaków podczas półtorarocznego pobytu badawczego coś w rodzaju ilościowego kręgosłupa - tłumaczy Murawski. - Zadaję sobie pytanie, czy niezwykle złożone relacje między pałacem a miastem dają się wyrazić w liczbach. Pałac jest trudny do ogarnięcia ilościowo. Sondaże na jego temat dają skrajnie różne wyniki. Chciałbym znaleźć wreszcie jakąś logikę statystyczną tej skomplikowanej bestii - dodaje.
... i z powrotem
O swojej pracy i pierwszych wynikach sondażu Murawski opowie w czasie Sondażogadaniny. Spotkanie odbędzie się w ramach "Warszawy w budowie", w audytorium Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy Pańskiej 3, w czwartek, 28 października, o godz. 20:00.
Dzień później, o godzinie 14 Michał Murawski oprowadzi chętnych po Pałacu Kultury. Poznał go dobrze, bo w czasie półtorarocznego pobytu w Warszawie zajmował jeden z pokoi w biurach zarządu PKiN.
Ankieta jest dostępna na stronie internetowej. Jej wypełnienie zajmuje od 10 do 30 minut, zależnie od podejścia. - Nie trzeba odpowiadać na wszystkie pytania. Można wybierać te, które wydają się najbardziej interesujące lub najistotniejsze. Zależy mi na tym, żeby wszyscy respondenci opowiedzieli na jak największą liczbę pytań - tłumaczy Murawski. Zebrane dane wykorzystane będą wyłącznie w celach naukowych, a ankieta jest anonimowa. Wśród tych, którzy wezmą w niej udział, rozlosowanych zostanie 10 książek "Spojrzenia: Pałac Kultury i Nauki w socjologicznym kalejdoskopie".
Rok temu zawitał na festiwalowe spotkanie z cyklu "Departament propozycji". Atmosferę typowej debaty o zagospodarowani centrum miasta rozsadził swoją propozycją - ideą pałacyzacji warszawskiej architektury przez dodawanie elementów wziętych wprost z Pałacu Kultury i Nauki. Tak narodził się pałaco-stadion czy pałaco-apartamentowiec przy Złotej 44. Nie oszczędził nawet projektu przyszłej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
- Czy jest sens przeciwstawiania się dominacji Pałacu? Czy warto tworzyć alternatywne dominanty, w formie kulistych bulwarów lub ścian wieżowców? Z drugiej strony: czy jest nadzieja w próbach wyrafinowanego "ignorowania" Pałacu niską, subtelną zabudową, w nadziei, że przestanie on zwracać na siebie uwagę i powoli zwinie się w kłębek, jak sfrustrowane dziecko-gigant z ADHD? - pytał wtedy.
Od gadaniny do sondażu...
Murawski wspólnie z architektem Maciejem Czeredysem zorganizowali potem "Archigadaniny" - cykl spotkań poświęconych temu, na co wskazuje tytuł - gadaniu o architekturze. Organizowane pod okrągłym dachem pawilonu stacji i kawiarni Warszawa Powiśle przyciągały tłumy. Wszytko to służyło m.in. zgromadzeniu materiałów do pracy doktorskiej.
Teraz Murawski wraca do Warszawy i zwraca się do jej mieszkańców o pomoc. Proponuje im udział w ankiecie na temat Pałacu Kultury.
- Sondaż jest po to, żeby dodać do danych z rozmów, obserwacji, lektury oraz uczestnictwa w życiu codziennych warszawiaków podczas półtorarocznego pobytu badawczego coś w rodzaju ilościowego kręgosłupa - tłumaczy Murawski. - Zadaję sobie pytanie, czy niezwykle złożone relacje między pałacem a miastem dają się wyrazić w liczbach. Pałac jest trudny do ogarnięcia ilościowo. Sondaże na jego temat dają skrajnie różne wyniki. Chciałbym znaleźć wreszcie jakąś logikę statystyczną tej skomplikowanej bestii - dodaje.
... i z powrotem
O swojej pracy i pierwszych wynikach sondażu Murawski opowie w czasie Sondażogadaniny. Spotkanie odbędzie się w ramach "Warszawy w budowie", w audytorium Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy Pańskiej 3, w czwartek, 28 października, o godz. 20:00.
Dzień później, o godzinie 14 Michał Murawski oprowadzi chętnych po Pałacu Kultury. Poznał go dobrze, bo w czasie półtorarocznego pobytu w Warszawie zajmował jeden z pokoi w biurach zarządu PKiN.
Ankieta jest dostępna na stronie internetowej. Jej wypełnienie zajmuje od 10 do 30 minut, zależnie od podejścia. - Nie trzeba odpowiadać na wszystkie pytania. Można wybierać te, które wydają się najbardziej interesujące lub najistotniejsze. Zależy mi na tym, żeby wszyscy respondenci opowiedzieli na jak największą liczbę pytań - tłumaczy Murawski. Zebrane dane wykorzystane będą wyłącznie w celach naukowych, a ankieta jest anonimowa. Wśród tych, którzy wezmą w niej udział, rozlosowanych zostanie 10 książek "Spojrzenia: Pałac Kultury i Nauki w socjologicznym kalejdoskopie".
02 października 2010
Warszawa w budowie 2: Konserwator kontratakuje
Jeśli macie chwilę czasu, to koniecznie zajrzyjcie na stację Warszawa - Powiśle. W przejściu podziemnym pojawiło się nowe graffiti. Przy okazji miejsce miało pewne archeologiczne odkrycie.
fot. roody102.pl |
Na wyczyszczonej, pomalowanej na biało ścianie można zobaczyć jeden ze szkiców Arseniusza Romanowicza - jedną z koncepcji dworca Centralnego. W górnym pawilonie jest więcej ciekawych zdjęć i rysunków, które nawet sceptyków przekonają, że linia średnicowa warta jest ochrony, a Centralny może wyglądać wspaniale. Zresztą od strony al. Jerozolimskich, tam gdzie jego elewacja została już oczyszczona, też już to widać.
O liftingu dworca mówiła wczoraj w kawiarni Warszawa Powiśle Barbara Jezierska, mazowiecka wojewódzka konserwator zabytków, o której ostatnio głośno było dlatego, że wojewoda próbował ją odwołać. Nie zgodziło się na to ministerstwo kultury. Jezierska tłumaczyła, że nie wpisała dworca Centralnego do rejestru, by dać kolejarzom szansę na lifting. Obostrzenia konserwatorskie mocno pogmatwałyby już i tak z trudem realizowane plany PKP. Nie wykluczyła jednak, że w przyszłości taki wpis będzie potrzebny. To zapowiedź sporu, który z pewnością wybuchnie po Euro 2012, jeśli PKP rzeczywiście zdecyduje się na budowę nowego dworca.
Z tego samego powodu do rejestru nie trafiła na razie Rotunda. Jezierska powiedziała, że PKO odstąpiło od planu jej rozebrania i zastąpienia wyrobem rotundopodobnym, więc budynku chronić wpisem nie trzeba. A bez niego remont będzie łatwiejszy i bank będzie miał większą swobodę w jego nowym zagospodarowaniu. Obyśmy tylko nie obudzili się z ręką wiadomo gdzie. Jezierska odniosła się pośrednio i do tej perspektywy, przypominając kilka razy, że wpis do rejestru zabytków nie jest ani dobrą, ani właściwą formą ochrony tych zagrożonych rozwaleniem - do tego powinny służyć miejscowe plany zagospodarowania.
fot. roody102.pl |
Innym echem sporu między konserwator, a wojewodą będą kontrole w urzędzie konserwatora stołecznego. - Wojewoda zarzucił mi, że kontroli nie było. Więc będą - tłumaczyła krótko Jezierska. I zapowiedziała, że uważnie przyjrzy się np. sprawie niszczejących kamienic przy Foksal 13 i 15 (inwestor od kilku lat nie może uzyskać zgody na swój projekt rewitalizacji, niezgodny z doktryną konserwatorską zdaniem jednych, ale słuszny i wart dopuszczenia zdaniem innych) czy Hali na Koszykach (rozebranej kilka lat temu w celu konserwacji i do dziś nie odtworzonej, której konstrukcja niszczeje gdzieś pod Warszawą). Wzajemna niechęć Barbary Jezierskiej i Ewy Nekandy-Trepki przechodzi więc powoli w otwarty, urzędniczy konflikt. I może wcale nie jest to zła wiadomość - sprawom ochrony warszawskich zabytków z pewnością dobrze zrobi trochę szumu i większego zainteresowania.
To się zresztą już dzieje. Nie przypadkiem na wykład Jezierskiej przyszła wczoraj ponad setka ludzi. Mimo chłodu i siąpiącego deszczu, pod ogromnym, okrągłym dachem dolnego pawilonu stacji Warszawa Powiśle z uwagą słuchali tego, co mówiła urzędniczka, do niedawna kompletnie anonimowa. Rzecz niecodzienna.
Zastanawiam się, czy to efekt konfliktu z wojewodą, czy siła marki "Warszawy w budowie"? O tej ostatniej będzie się można przekonać w najbliższych dniach - choćby dziś wieczorem. W parku Świętokrzyskim akcja Moon Ride - warto przyjechać na rowerze, bo siła w nogach będzie tam dziś potrzebna, by akcja się udała.
Z kolei jutro warto wrócić na stację Powiśle. Wieczorem wykład o nowatorskich na owe czasy konstrukcjach dachów stacji linii średnicowej, a wcześniej wycieczka z Hubertem Trammerem, który o linii średnicowej pisze właśnie doktorat. Nie ma już miejsc, ale dzięki wydrukowanemu przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej przewodnikowi, który pewnie będzie jeszcze można znaleźć na stacji, można wycieczkę zrobić samemu.
Warto tam zajrzeć jeszcze z jednego powodu - w przejściu podziemnym między peronami dokonano właśnie odkrycia - pod warstwami farby nakładanej tam przez lata raz przez grafficiarzy, raz przez kolejarzy była subtelna mozaika o wzorze z koszuli non-iron. Nie sądzę, by biała ściana przetrwała dłużej niż kilka dni, więc trzeba się spieszyć, by dostrzec ulotny urok tego odkrycia.
To się zresztą już dzieje. Nie przypadkiem na wykład Jezierskiej przyszła wczoraj ponad setka ludzi. Mimo chłodu i siąpiącego deszczu, pod ogromnym, okrągłym dachem dolnego pawilonu stacji Warszawa Powiśle z uwagą słuchali tego, co mówiła urzędniczka, do niedawna kompletnie anonimowa. Rzecz niecodzienna.
Zastanawiam się, czy to efekt konfliktu z wojewodą, czy siła marki "Warszawy w budowie"? O tej ostatniej będzie się można przekonać w najbliższych dniach - choćby dziś wieczorem. W parku Świętokrzyskim akcja Moon Ride - warto przyjechać na rowerze, bo siła w nogach będzie tam dziś potrzebna, by akcja się udała.
Z kolei jutro warto wrócić na stację Powiśle. Wieczorem wykład o nowatorskich na owe czasy konstrukcjach dachów stacji linii średnicowej, a wcześniej wycieczka z Hubertem Trammerem, który o linii średnicowej pisze właśnie doktorat. Nie ma już miejsc, ale dzięki wydrukowanemu przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej przewodnikowi, który pewnie będzie jeszcze można znaleźć na stacji, można wycieczkę zrobić samemu.
Warto tam zajrzeć jeszcze z jednego powodu - w przejściu podziemnym między peronami dokonano właśnie odkrycia - pod warstwami farby nakładanej tam przez lata raz przez grafficiarzy, raz przez kolejarzy była subtelna mozaika o wzorze z koszuli non-iron. Nie sądzę, by biała ściana przetrwała dłużej niż kilka dni, więc trzeba się spieszyć, by dostrzec ulotny urok tego odkrycia.
29 września 2010
Warszawa w budowie 2: Poznaj projekt Muzeum
1 października rusza festiwal "Warszawa w budowie 2". Już od piątku w pasażu obok tymczasowej siedziby MSN będzie można poznać projekt siedziby docelowej.
Został zaprezentowany w czerwcu, na XXX piętrze Pałacu Kultury. Wtedy warszawiacy mogli go poznać tylko za pośrednictwem mediów - teraz będzie można zobaczyć go z bliska. Warto, bo przez bez mała 4 lata, które minęły od rozstrzygnięcia międzynarodowego konkursu, budzący duże kontrowersje projekt Christiana Kereza dojrzał i poważnie się zmienił.
Efekt trudnej współpracy
3,5 roku pracy nad projektem obfitowało w trudne momenty. Nie brakowało takich, gdy negocjacje między miastem a architektem były bliskie zerwania. Dziś obie strony wspominają to już raczej ze spokojem.
- Współpraca z Warszawą była trudna, ale twórcza. Trudności przy tak dużym projekcie to nic nadzwyczajnego - mówił w czerwcu Kerez. I choć szwajcarski architekt nie lubi wizualizacji, a pracować woli na modelach, to na potrzeby prezentacji projektu przygotował komputerowe animacje. Czy w ten sposób udało mu się oswoić wizerunek zimnej budowli, który dominował na wcześniejszych obrazkach? Oceńcie sami, zaglądając do pasażu na tyłach domu meblowego "Emilia" przy ulicy Pańskiej. Od 1 do 31 października będzie tu można poznać szczegóły projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Muzeum otwarte na warszawiaków
Z jego pierwotnej koncepcji pozostała potężna sylwetka i przeszklony parter, dzięki któremu olbrzymia betonowa bryła będzie sprawiać wrażenie unoszącej się nad powierzchnią placu Defilad. Placu, który ma się wreszcie stać prawdziwą przestrzenią miejską, tętniącą życiem przez całą dobę. Warszawiaków mają tu przyciągnąć nie tylko muzeum i działający w tym samym gmachu Teatr Rozmaitości, ale też kawiarnia, biblioteka, audytoria i sala koncertowa.
- Budynek całkowicie zmieni to miejsce. Będzie je ożywiał przez całą dobę - zapowiadają wspólnie jego przyszli użytkownicy.
Czy to w ogóle może się udać? Załoga Muzeum Sztuki Nowoczesnej ożywiła już pawilon meblowy "Emilia" - na inaugurację poprzedniej edycji festiwalu i towarzyszącą jej wystawę przyszły tłumy. Ze swojej tymczasowej siedziby uczynili miejsce ważnych dyskusji o Warszawie. Jeśli ktoś może przywrócić plac Defilad miastu, to właśnie oni. Możecie się o tym przekonać, zaglądając w październiku na Pańską 3 lub biorąc udział w innych festiwalowych wydarzeniach. Będziemy o nich informować na tvnwarszawa.pl.
Christian Kerez: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Efekt trudnej współpracy
3,5 roku pracy nad projektem obfitowało w trudne momenty. Nie brakowało takich, gdy negocjacje między miastem a architektem były bliskie zerwania. Dziś obie strony wspominają to już raczej ze spokojem.
- Współpraca z Warszawą była trudna, ale twórcza. Trudności przy tak dużym projekcie to nic nadzwyczajnego - mówił w czerwcu Kerez. I choć szwajcarski architekt nie lubi wizualizacji, a pracować woli na modelach, to na potrzeby prezentacji projektu przygotował komputerowe animacje. Czy w ten sposób udało mu się oswoić wizerunek zimnej budowli, który dominował na wcześniejszych obrazkach? Oceńcie sami, zaglądając do pasażu na tyłach domu meblowego "Emilia" przy ulicy Pańskiej. Od 1 do 31 października będzie tu można poznać szczegóły projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Muzeum otwarte na warszawiaków
Z jego pierwotnej koncepcji pozostała potężna sylwetka i przeszklony parter, dzięki któremu olbrzymia betonowa bryła będzie sprawiać wrażenie unoszącej się nad powierzchnią placu Defilad. Placu, który ma się wreszcie stać prawdziwą przestrzenią miejską, tętniącą życiem przez całą dobę. Warszawiaków mają tu przyciągnąć nie tylko muzeum i działający w tym samym gmachu Teatr Rozmaitości, ale też kawiarnia, biblioteka, audytoria i sala koncertowa.
- Budynek całkowicie zmieni to miejsce. Będzie je ożywiał przez całą dobę - zapowiadają wspólnie jego przyszli użytkownicy.
Czy to w ogóle może się udać? Załoga Muzeum Sztuki Nowoczesnej ożywiła już pawilon meblowy "Emilia" - na inaugurację poprzedniej edycji festiwalu i towarzyszącą jej wystawę przyszły tłumy. Ze swojej tymczasowej siedziby uczynili miejsce ważnych dyskusji o Warszawie. Jeśli ktoś może przywrócić plac Defilad miastu, to właśnie oni. Możecie się o tym przekonać, zaglądając w październiku na Pańską 3 lub biorąc udział w innych festiwalowych wydarzeniach. Będziemy o nich informować na tvnwarszawa.pl.
Christian Kerez: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
17 czerwca 2010
Ostateczny projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Rano na kawę, w dzień do biblioteki, a wieczorem na wystawę, przedstawienie lub koncert będzie można przyjść do gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Teatru Rozmaitości przy placu Defilad. Christian Kerez przedstawił ostateczny projekt budynku.
- Budynek całkowicie zmieni to miejsce. Będzie je ożywiał przez całą dobę - zapowiadają wspólnie jego przyszli użytkownicy. Muzeum i teatr wprowadzą się na plac Defilad w 2014 roku. W czwartek, na XXX piętrze Pałacu Kultury zaprezentowano projekt ich przyszłej siedziby. Czym różni się od konkursowej koncepcji, którą poznaliśmy bez mała 3,5 roku temu?
Muzeum razem z teatrem
Po pierwsze, budynek będzie miał dwa, a nie - jak wcześniej zakładano - trzy piętra. Dwa kolejne - z parkingiem, magazynami i rampą rozładunkową - znajdą się pod ziemią. Elewacja, choć wciąż niezwykle prosta i oszczędna, zyskała charakterystyczne łuki łagodnie schodzące do ziemi, a charakterystyczne fale na dachu zmieniły kierunek o 90 stopni. - Z początkowej koncepcji pozostała potężna sylwetka budynku i przeszklony parter, który będzie otwarty ze wszystkich stron - przypomina Kerez.
Ten parter ma się stać centrum życia kulturalnego Warszawy. Od strony nowego, mniejszego ale wciąż potężnego placu Defilad pojawi kawiarnia z ogródkami. Tu będzie też jedno z wejść do głównego holu muzeum. Ale do wnętrza budynku dostać będzie się można z każdej strony. Wspólna przestrzeń połączy muzeum z teatrem, który zajmie północną część budynku, od strony parku Świętokrzyskiego.
Teatr Rozmaitości dostanie do swojej dyspozycji dwie sceny. - To będzie nowoczesna, bardzo elastyczna przestrzeń, którą będzie można dostosować do potrzeb każdego przedstawienia. Jedynym ograniczeniem będzie wyobraźnia reżysera i scenografa - cieszy się Tomasz Janowski z Teatru Rozmaitości.
Na parterze będą też audytoria i sala koncertowa. Z holu, szerokimi schodami wejdziemy na pierwsze piętro, wprost do największej sali muzeum. O tym, jak wielka będzie to przestrzeń przekonują nowe wizualizacje - na jednej z nich widać m.in. gigantyczne pająki Louise Bourgeois, pracę Magdaleny Abakanowicz, a także wagon kolejowy, szkielet wieloryba i myśliwiec F 16 (to aluzje do prac Roberta Kuśmirowskiego, Gabriela Orozco i Christopha Büechela). - Na wizualizacji są rzeczywiście po to, by pokazać, jakie możliwości stworzy muzeum to niezwykłe wnętrze - mówi dyrektor MSN Joanna Mytkowska.
Pozostałą część górnej kondygnacji wypełnią mniejsza pomieszczenia wystawiennicze oraz część edukacyjna z biblioteką, z której będzie się roztaczać widok na plac Defilad. - Chcemy, by ten budynek stał się centrum kultury. Miejscem, które będzie przyciągało warszawiaków - tłumaczy Mytkowska. Na nowych wizualizacjach widać, że wciąganiu widzów do wnętrza budynku sprzyjać będą podcienie parteru. Skalą przypominające podcienie Domów Towarowych Centrum stworzą też nową pierzeję ulicy Marszałkowskiej.
Architekt poszedł na kompromisy
- Plac Defilad zrobił na mnie ogromne wrażenie. 10 tysięcy metrów wolnej przestrzeni w centrum miasta, to nie zdarza się często - wspomina Kerez. - Chciałem stworzyć budynek, który będzie mocny akcentem, ale zarazem zachowa skalę placu. Dlatego postanowiłem przenieść ekspozycję wyżej, a parter ukształtować tak, by pozostał zadaszonym przedłużeniem placu - tłumaczy. I dodaje, że końcowy projekt bardzo mu się podoba: - Współpraca z Warszawą była trudna, ale twórcza. Trudności przy tak dużym projekcie to nic nadzwyczajnego.
Zapytany, czy chciałby tu jeszcze coś projektować odpowiada dyplomatycznie: - Na razie całą uwagę skupiam na projekcie muzeum. To ogromne wyzwanie i być może jedyna szansa w moim życiu na zbudowanie czegoś tak dużego i tak ważnego - mówi architekt.
Kerez poszedł na jeszcze jeden kompromis. Choć nie lubi wizualizacji, a pracować woli na modelach, na potrzeby czwartkowej prezentacji przygotował nawet animacje. Podkreślona zieleń parku Świętokrzyskiego, przeszklone i rozświetlone partery i spektakularne wnętrza oswajają wizerunek zimnej budowli, który dominował na wcześniejszych obrazkach.
3 lata budowy
Budynek ma być gotowy w 2014 roku. Inwestor - Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta - musi teraz wystąpić o pozwolenie na budowę, a z wydanym dokumentem będzie mógł ogłosić przetarg na wykonawcę. - Mam nadzieję, że uda się go rozstrzygnąć na przełomie 2011 i 2012 roku. Wtedy budowa mogłaby się zacząć zaraz po zakończeniu Euro 2012 - planuje Paweł Barański, szef SZRM.
Nie wiadomo natomiast, ile będzie kosztować muzeum. - Na pewno więcej, niż zakładaliśmy początkowo - przyznają urzędnicy. Na czwartkowej konferencji minister kultury Bogdan Zdrojewski zapewnił jednak, że pieniędzy nie zabraknie. - Ten projekt to element nadrabiania 60-letnich za zaległości wobec często lekceważonej sztuki współczesnej - podkreślił.
Muzeum razem z teatrem
Po pierwsze, budynek będzie miał dwa, a nie - jak wcześniej zakładano - trzy piętra. Dwa kolejne - z parkingiem, magazynami i rampą rozładunkową - znajdą się pod ziemią. Elewacja, choć wciąż niezwykle prosta i oszczędna, zyskała charakterystyczne łuki łagodnie schodzące do ziemi, a charakterystyczne fale na dachu zmieniły kierunek o 90 stopni. - Z początkowej koncepcji pozostała potężna sylwetka budynku i przeszklony parter, który będzie otwarty ze wszystkich stron - przypomina Kerez.
Ten parter ma się stać centrum życia kulturalnego Warszawy. Od strony nowego, mniejszego ale wciąż potężnego placu Defilad pojawi kawiarnia z ogródkami. Tu będzie też jedno z wejść do głównego holu muzeum. Ale do wnętrza budynku dostać będzie się można z każdej strony. Wspólna przestrzeń połączy muzeum z teatrem, który zajmie północną część budynku, od strony parku Świętokrzyskiego.
Teatr Rozmaitości dostanie do swojej dyspozycji dwie sceny. - To będzie nowoczesna, bardzo elastyczna przestrzeń, którą będzie można dostosować do potrzeb każdego przedstawienia. Jedynym ograniczeniem będzie wyobraźnia reżysera i scenografa - cieszy się Tomasz Janowski z Teatru Rozmaitości.
Na parterze będą też audytoria i sala koncertowa. Z holu, szerokimi schodami wejdziemy na pierwsze piętro, wprost do największej sali muzeum. O tym, jak wielka będzie to przestrzeń przekonują nowe wizualizacje - na jednej z nich widać m.in. gigantyczne pająki Louise Bourgeois, pracę Magdaleny Abakanowicz, a także wagon kolejowy, szkielet wieloryba i myśliwiec F 16 (to aluzje do prac Roberta Kuśmirowskiego, Gabriela Orozco i Christopha Büechela). - Na wizualizacji są rzeczywiście po to, by pokazać, jakie możliwości stworzy muzeum to niezwykłe wnętrze - mówi dyrektor MSN Joanna Mytkowska.
Pozostałą część górnej kondygnacji wypełnią mniejsza pomieszczenia wystawiennicze oraz część edukacyjna z biblioteką, z której będzie się roztaczać widok na plac Defilad. - Chcemy, by ten budynek stał się centrum kultury. Miejscem, które będzie przyciągało warszawiaków - tłumaczy Mytkowska. Na nowych wizualizacjach widać, że wciąganiu widzów do wnętrza budynku sprzyjać będą podcienie parteru. Skalą przypominające podcienie Domów Towarowych Centrum stworzą też nową pierzeję ulicy Marszałkowskiej.
Architekt poszedł na kompromisy
- Plac Defilad zrobił na mnie ogromne wrażenie. 10 tysięcy metrów wolnej przestrzeni w centrum miasta, to nie zdarza się często - wspomina Kerez. - Chciałem stworzyć budynek, który będzie mocny akcentem, ale zarazem zachowa skalę placu. Dlatego postanowiłem przenieść ekspozycję wyżej, a parter ukształtować tak, by pozostał zadaszonym przedłużeniem placu - tłumaczy. I dodaje, że końcowy projekt bardzo mu się podoba: - Współpraca z Warszawą była trudna, ale twórcza. Trudności przy tak dużym projekcie to nic nadzwyczajnego.
Zapytany, czy chciałby tu jeszcze coś projektować odpowiada dyplomatycznie: - Na razie całą uwagę skupiam na projekcie muzeum. To ogromne wyzwanie i być może jedyna szansa w moim życiu na zbudowanie czegoś tak dużego i tak ważnego - mówi architekt.
Kerez poszedł na jeszcze jeden kompromis. Choć nie lubi wizualizacji, a pracować woli na modelach, na potrzeby czwartkowej prezentacji przygotował nawet animacje. Podkreślona zieleń parku Świętokrzyskiego, przeszklone i rozświetlone partery i spektakularne wnętrza oswajają wizerunek zimnej budowli, który dominował na wcześniejszych obrazkach.
3 lata budowy
Budynek ma być gotowy w 2014 roku. Inwestor - Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta - musi teraz wystąpić o pozwolenie na budowę, a z wydanym dokumentem będzie mógł ogłosić przetarg na wykonawcę. - Mam nadzieję, że uda się go rozstrzygnąć na przełomie 2011 i 2012 roku. Wtedy budowa mogłaby się zacząć zaraz po zakończeniu Euro 2012 - planuje Paweł Barański, szef SZRM.
Nie wiadomo natomiast, ile będzie kosztować muzeum. - Na pewno więcej, niż zakładaliśmy początkowo - przyznają urzędnicy. Na czwartkowej konferencji minister kultury Bogdan Zdrojewski zapewnił jednak, że pieniędzy nie zabraknie. - Ten projekt to element nadrabiania 60-letnich za zaległości wobec często lekceważonej sztuki współczesnej - podkreślił.
Udało się! Po 3,5 roku negocjacji i prac projektowych mamy wreszcie ostateczną wizję Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A właściwie Centrum Sztuki Współczesnej, jak uparcie miasto nazywa budynek, w którym znajdą się dwie instytucje: MSN i Teatr Rozmaitości.
Mniejsza o zabiegi formalne - ważniejsze jest to, że udało się ten projekt doprowadzić do końca, choć po drodze nie brakowało momentów, w których wydawało się, że zabraknie woli i determinacji. Nie zabrakło, a MSN zdążyło już kilka razy udowodniło, że jest instytucją potrzebną temu miastu i że potrafi przyciągnąć do siebie masową publiczność. Utrącenie tej inwestycji zabiłoby także instytucję.
Sam budynek zmienił się znacznie. W moim odczuciu są to zmiany na lepsze. Bryła zachowuje wszystkie atuty pierwotnej koncepcji - prostotę i wynikająca z brutalnej estetyki siłę pozwalającą jej mierzyć się z sąsiadem w postaci PKiN. Zachowała też lekkość, którą bardzo słabo pokazywały pierwsze wizualizacje, a którą widać dobrze na nowych, poprawionych, kolorowych, tak mocno kontrastujących ze stylem Kereza. Jednocześnie budynek zyskał ciekawy program funkcjonalny z mocnym akcentem formalnym na początku (schody prowadzące do katedralnej sali przez wąską szparę w podłodze). Do tego transparentne i niemal delikatne powiązanie budynku z otoczeniem, ciekawa gra naturalnego światła, a wewnątrz biblioteka, księgarnia, kawiarnia i teatr. To naprawdę może być żywe miejsce. No i te łuki, jakby znajome, kojarzące się z dworcem Centralnym, ikoniczne, warszawskie...
Czekając na początek konferencji stałem na schodach PKiN i zastanawiałem się, gdzie tu można pójść na kawę. Szkoda, że najbardziej oczywista odpowiedź będzie prawdziwa dopiero za cztery lata, ale patrząc na resztki hali KDT i wizualizacje MSN nie sposób się nie cieszyć.
Mniejsza o zabiegi formalne - ważniejsze jest to, że udało się ten projekt doprowadzić do końca, choć po drodze nie brakowało momentów, w których wydawało się, że zabraknie woli i determinacji. Nie zabrakło, a MSN zdążyło już kilka razy udowodniło, że jest instytucją potrzebną temu miastu i że potrafi przyciągnąć do siebie masową publiczność. Utrącenie tej inwestycji zabiłoby także instytucję.
Sam budynek zmienił się znacznie. W moim odczuciu są to zmiany na lepsze. Bryła zachowuje wszystkie atuty pierwotnej koncepcji - prostotę i wynikająca z brutalnej estetyki siłę pozwalającą jej mierzyć się z sąsiadem w postaci PKiN. Zachowała też lekkość, którą bardzo słabo pokazywały pierwsze wizualizacje, a którą widać dobrze na nowych, poprawionych, kolorowych, tak mocno kontrastujących ze stylem Kereza. Jednocześnie budynek zyskał ciekawy program funkcjonalny z mocnym akcentem formalnym na początku (schody prowadzące do katedralnej sali przez wąską szparę w podłodze). Do tego transparentne i niemal delikatne powiązanie budynku z otoczeniem, ciekawa gra naturalnego światła, a wewnątrz biblioteka, księgarnia, kawiarnia i teatr. To naprawdę może być żywe miejsce. No i te łuki, jakby znajome, kojarzące się z dworcem Centralnym, ikoniczne, warszawskie...
Czekając na początek konferencji stałem na schodach PKiN i zastanawiałem się, gdzie tu można pójść na kawę. Szkoda, że najbardziej oczywista odpowiedź będzie prawdziwa dopiero za cztery lata, ale patrząc na resztki hali KDT i wizualizacje MSN nie sposób się nie cieszyć.
Więcej na ten temat:
- Kovala: Muzeum i teatr
- Michał Wojtczuk, "Gazeta Stołeczna": Tak będzie wyglądało Muzeum Sztuki Nowoczesnej
- "Muzeum już żyje... w komiksie Trusta"
15 czerwca 2010
Warszawskie archikłótnie
Przed dawnym pawilonem kasowym dworca Warszawa Powiśle odbyła się dziś pierwsza "Archigadanina". Dziękując organizatorom za zaproszenie do udziału w dyskusji zamieszczam tekst, który miał być podstawą mojego wystąpienia, które ostatecznie poszło trochę obok.
Im dłużej zajmuję się archipisaniem, tym głębiej sięgam do historii miasta i z tym większym zdziwieniem odkrywam, że spory toczone dziś niewiele różnią się od tych sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Podobieństwo dyskusji o ochronie konserwatorskiej Pałacu Kultury do kwestii rozbiórki soboru na placu Saskim jest bodaj najbardziej wymownym przykładem - zmieniają się miejsca i budynki, ale problemy i argumenty pozostają te same.
Nie jest to rzecz charakterystyczna wyłącznie dla Warszawy - podobnych do siebie debat o kontrowersyjnych decyzjach, wielkich planach i łamiących schematy budynkach toczy się na świecie mnóstwo. Protestów, oskarżeń, mocnych słów i emocji nie brakuje nigdzie.
Z drugiej strony, architektura stolicy prowokuje do dyskusji w sposób wyjątkowy. Jak w każdym mieście, jest ona wypadkową mód, stylów, ekonomicznych możliwości i historycznych okoliczności. Tyle że tu okoliczności były niezwykle dramatyczne i pozostawiły na planie miasta ślady tak szokujące, wyrwy tak bolesne i blizny tak głębokie, że nie trzeba specjalnej spostrzegawczości, dużej wrażliwości ani fachowej wiedzy, by dostrzec, że na każdym kroku coś nie gra.
Łatwo to wypunktować, więc łatwo narzekać, że jest brzydko; że coś gdzieś nie pasuje. Przynajmniej w opinii ekspertów, którzy "choć trochę znają się na architekturze". To z kolei staje się pretekstem do kłótni - najlepiej na internetowym forum, szybko zredukowanej do sporu między "miejscowymi" i "przyjezdnymi". Stąd już tylko krok do awantury, choćby o to, z czyich cegieł miasto odbudowano. I archigadanie szybko zmienia się w naszą ulubioną rozrywkę - (archi)kłótnię. Obawiam się, że o architekturze gada się dużo, bo to po prostu dobry pretekst.
Czy sprzyja to rozwojowi architektonicznemu miasta? Gdyby wziąć na warsztat otoczenie Pałacu Kultury, z całą pewnością można stwierdzić, że gadanie nie ma żadnego związku z rozwojem. Wydrukowanymi na kartkach A4 głosami w sporze o to miejsce można by co najwyżej pokryć cały plac. I oto mamy kolejny projekt dla tego miejsca, który nigdy nie będzie zrealizowany.
Archigadanie przeradzające się w archikłótnie nie jest jednak całkiem jałowe. I nie chodzi tylko o to, że gdyby nie 20 lat sporów o plac Defilad moglibyśmy nie mieć okazji spotkać się w tak zacnym towarzystwie, kilka karier dziennikarskich nie miałoby takiego startu, a kilka urzędniczych - takiego końca. Nie powstałaby też pewnie co najmniej jedna praca doktorska i co najmniej jedno stowarzyszenie dbające o rozwój Warszawy. Chodzi o coś innego.
Sam w archigadanie zaangażowałem się dość przypadkowo - po prostu w którymś momencie zostałem "rzucony" na nieruchomościowy odcinek dziennikarskiego frontu, który wydawał mi się zresztą wtedy niezbyt ciekawy. Zbiegło się to jednak w czasie z inwestycyjnym boomem, więc pracy nie brakowało i dość szybko przekonałem się, że w sporach o architekturę bardzo często odbijają się znacznie szersze, strukturalne i instytucjonalne problemy zarządzania miastem i planowania, nie tylko przestrzennego. Archigadanie zmusza nas do mierzenia się z tymi problemami i pogłębiania fachowej wiedzy, która - mam nadzieję - z czasem pozwoli nam znaleźć rozwiązania. To wydaje mi się znacznie ważniejsze w archigadaniu od kłótni o to, że jakiś budynek przypomina komuś supermarket.
Im dłużej zajmuję się archipisaniem, tym głębiej sięgam do historii miasta i z tym większym zdziwieniem odkrywam, że spory toczone dziś niewiele różnią się od tych sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Podobieństwo dyskusji o ochronie konserwatorskiej Pałacu Kultury do kwestii rozbiórki soboru na placu Saskim jest bodaj najbardziej wymownym przykładem - zmieniają się miejsca i budynki, ale problemy i argumenty pozostają te same.
Nie jest to rzecz charakterystyczna wyłącznie dla Warszawy - podobnych do siebie debat o kontrowersyjnych decyzjach, wielkich planach i łamiących schematy budynkach toczy się na świecie mnóstwo. Protestów, oskarżeń, mocnych słów i emocji nie brakuje nigdzie.
Z drugiej strony, architektura stolicy prowokuje do dyskusji w sposób wyjątkowy. Jak w każdym mieście, jest ona wypadkową mód, stylów, ekonomicznych możliwości i historycznych okoliczności. Tyle że tu okoliczności były niezwykle dramatyczne i pozostawiły na planie miasta ślady tak szokujące, wyrwy tak bolesne i blizny tak głębokie, że nie trzeba specjalnej spostrzegawczości, dużej wrażliwości ani fachowej wiedzy, by dostrzec, że na każdym kroku coś nie gra.
Łatwo to wypunktować, więc łatwo narzekać, że jest brzydko; że coś gdzieś nie pasuje. Przynajmniej w opinii ekspertów, którzy "choć trochę znają się na architekturze". To z kolei staje się pretekstem do kłótni - najlepiej na internetowym forum, szybko zredukowanej do sporu między "miejscowymi" i "przyjezdnymi". Stąd już tylko krok do awantury, choćby o to, z czyich cegieł miasto odbudowano. I archigadanie szybko zmienia się w naszą ulubioną rozrywkę - (archi)kłótnię. Obawiam się, że o architekturze gada się dużo, bo to po prostu dobry pretekst.
Czy sprzyja to rozwojowi architektonicznemu miasta? Gdyby wziąć na warsztat otoczenie Pałacu Kultury, z całą pewnością można stwierdzić, że gadanie nie ma żadnego związku z rozwojem. Wydrukowanymi na kartkach A4 głosami w sporze o to miejsce można by co najwyżej pokryć cały plac. I oto mamy kolejny projekt dla tego miejsca, który nigdy nie będzie zrealizowany.
Archigadanie przeradzające się w archikłótnie nie jest jednak całkiem jałowe. I nie chodzi tylko o to, że gdyby nie 20 lat sporów o plac Defilad moglibyśmy nie mieć okazji spotkać się w tak zacnym towarzystwie, kilka karier dziennikarskich nie miałoby takiego startu, a kilka urzędniczych - takiego końca. Nie powstałaby też pewnie co najmniej jedna praca doktorska i co najmniej jedno stowarzyszenie dbające o rozwój Warszawy. Chodzi o coś innego.
Sam w archigadanie zaangażowałem się dość przypadkowo - po prostu w którymś momencie zostałem "rzucony" na nieruchomościowy odcinek dziennikarskiego frontu, który wydawał mi się zresztą wtedy niezbyt ciekawy. Zbiegło się to jednak w czasie z inwestycyjnym boomem, więc pracy nie brakowało i dość szybko przekonałem się, że w sporach o architekturę bardzo często odbijają się znacznie szersze, strukturalne i instytucjonalne problemy zarządzania miastem i planowania, nie tylko przestrzennego. Archigadanie zmusza nas do mierzenia się z tymi problemami i pogłębiania fachowej wiedzy, która - mam nadzieję - z czasem pozwoli nam znaleźć rozwiązania. To wydaje mi się znacznie ważniejsze w archigadaniu od kłótni o to, że jakiś budynek przypomina komuś supermarket.
20 maja 2009
Andrzej Wajda wraca do pracy
Gdy rok temu drwiłem sobie z planistycznych zapędów Andrzeja Wajdy, nie spodziewałem się, że temat będzie miał ciąg dalszy. A jednak, po krótkim epizodzie filmowym, reżyser powrócił do tego, co idzie mu najlepiej - urbanistyki.
Przypomnę; rok temu na łamach "Gazety Stołecznej" Andrzej Wajda opublikował swoją wizję zagospodarowania Placu Defilad. Wizja była ambitna, spektakularna, światowa w formie i polska w treści, słowem - by w pozostać w dyskursie rodzimej kinematografii - miś na skalę naszych możliwości. I ten miś sobie następnie zgnił.
Andrzej Wajda się jednak nie poddaje. Jakiś czas temu polemizowałem tu z artykułem z "Dziennika", który w dramatycznym tonie ostrzegał, że byt wytwórni filmowej przy ulicy Chełmskiej jest zagrożony w skutek planowanego przyjęcia planu miejscowego dla tamtej okolicy. Niedawno wątpliwe argumenty dyrekcji wytwórni powtórzyło "Życie Warszawy", a już w najbliższy piątek na terenie zakładu zwołana ma być konferencja prasowa z udziałem - a jakże - naczelnego architekta wśród filmowców, Andrzeja Wajdy.
Jak wynika z zaproszenia, za planowanie miasta brać się będą także Wojciech Marczewski, Krzysztof Zanussi, Jacek Bromski, a firmować to widowisko będą także minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski i dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz.
Pewne zaskoczenie może budzić obecność w tym składzie Marii Rosołowskiej, przewodniczącej komisji planowania przestrzennego dzielnicy Mokotów oraz Pawła Czekalskiego, przewodniczącego komisji ładu przestrzennego Rady Warszawy. Choć może nie powinno to dziwić - pani Rosołowska na łamach "Dziennika" straszyła specustawą drogową, która miałaby być użyta do budowy osiedlowych uliczek i parkowych alejek, a pan Czekalski zapadł mi w pamięć, gdy wykazał się o fachową wiedzą o procedurze planistycznej. Słowem, zapowiada się ciekawe wydarzenie.
Przypomnę; rok temu na łamach "Gazety Stołecznej" Andrzej Wajda opublikował swoją wizję zagospodarowania Placu Defilad. Wizja była ambitna, spektakularna, światowa w formie i polska w treści, słowem - by w pozostać w dyskursie rodzimej kinematografii - miś na skalę naszych możliwości. I ten miś sobie następnie zgnił.
Andrzej Wajda się jednak nie poddaje. Jakiś czas temu polemizowałem tu z artykułem z "Dziennika", który w dramatycznym tonie ostrzegał, że byt wytwórni filmowej przy ulicy Chełmskiej jest zagrożony w skutek planowanego przyjęcia planu miejscowego dla tamtej okolicy. Niedawno wątpliwe argumenty dyrekcji wytwórni powtórzyło "Życie Warszawy", a już w najbliższy piątek na terenie zakładu zwołana ma być konferencja prasowa z udziałem - a jakże - naczelnego architekta wśród filmowców, Andrzeja Wajdy.
Jak wynika z zaproszenia, za planowanie miasta brać się będą także Wojciech Marczewski, Krzysztof Zanussi, Jacek Bromski, a firmować to widowisko będą także minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski i dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz.
Pewne zaskoczenie może budzić obecność w tym składzie Marii Rosołowskiej, przewodniczącej komisji planowania przestrzennego dzielnicy Mokotów oraz Pawła Czekalskiego, przewodniczącego komisji ładu przestrzennego Rady Warszawy. Choć może nie powinno to dziwić - pani Rosołowska na łamach "Dziennika" straszyła specustawą drogową, która miałaby być użyta do budowy osiedlowych uliczek i parkowych alejek, a pan Czekalski zapadł mi w pamięć, gdy wykazał się o fachową wiedzą o procedurze planistycznej. Słowem, zapowiada się ciekawe wydarzenie.
Właśnie się akredytowałem.
03 kwietnia 2009
Klątwa Faraonów
"Nie milkną echa publikacji projektu nowego planu miejscowego dla placu Defilad" - tak miał się zaczynać ten tekst. Ale echa zamilkły po kilku dniach, a ja, choć sobie to obiecałem, nie bardzo mogę się zebrać do jakiejś całościowej analizy tego projektu.
Swój tekst o nowej koncepcji uzupełniłem drugim, "Plac Defilad - miejsce przeklęte". A dwa dni później na miejscu zobaczyłem coś takiego:
Ręce opadają. Odechciewa się pisać o planach, spierać o lepsze czy gorsze wizje. Klątwa Faraonów i tak nie pozwoli zabudować tego terenu za naszego życia. Chwilami mam wrażenie, że to naprawdę da się wyjaśnić tylko w magicznych kategoriach.
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że temat wyczerpali koledzy ze "Stołka". Najpierw Darek Bartoszewicz z Jurkiem Majewskim przejechali się po projekcie jak po łysej kobyle, potem Michał Wojtczuk wziął go w obronę. W tej polemice bliżej mi do Michała. Przede wszystkim dlatego, że jego adwersarze nie ustrzegli się jednego błędu. Skupili się na krytyce wizualizacji, które nie są przecież realnym planem.
Może w tym wszystkim warto jeszcze raz powtórzyć to właśnie: przedstawione przez miasto wizualizacje to tylko jedna nieskończonej liczby z możliwych realizacji zapisów planu. Zapisów, które - jeśli ktoś sobie życzy - można wyczytać z rysunku planu [JPG, 11 mb]. Nawet, jeśli plan wejdzie w życie, to architektura poszczególnych budynków będzie zupełnie inna - zdecyduje o niej inwestor, architekt i miasto na etapie wydawania pozwoleń na budowę. Nie widzę nic złego w fakcie, że ratusz szykując plan znalazł pracownię graficzną, która przygotowała taką wirtualną pseudorealizację utrzymaną we współczesnej stylistyce. Choć przy okazji nie sposób nie zauważyć, że w tym samym czasie ci sami urzędnicy skreślili podobną - tyle, że znacznie bardziej spójną i dokładniej opracowaną - koncepcję przygotowaną przez uznane światowe firmy dla obszaru sąsiadującego z Polem Mokotowskim. Mam na myśli kontrowersyjny Park Światła.
Nie jest też prawdą, że planu nie poprzedziła analiza wysokościowa - akurat ta rzeczywiście została zrobiona i z materiałów, które widziałem, wynika że budynki ustawione są tak, by sensowwnie dogęszczać warszawski skajlajn nie psując przy tym jego proporcji ani chronionej przez międzynarodwe przepisy panoramy Starego Miasta z tzw. punktów Canaletta.
Prawdą jest natomiast, że ratusz nie przygotował modelu prawno-biznesowego, który pozwoliłby zrealizować ten plan. A wsparcie ratusza jest tu niezbędne - nie wystarczy bowiem sprzedać działek deweloperom. Trzeba najpierw porozumieć się z PKP w sprawie własności terenów nad tunelem średnicowym oraz w sprawie remontu tego tunelu. Do sporej części tego terenu są też roszczenia byłych właścicieli, a inne mogą się dopiero ujawnić. To wszystko zniechęcało inwestorów do placu Defilad nawet w czasach prosperity. Teraz, w dołku, na inwestycje w tym rejonie w ogóle nie ma co liczyć.
To - tu właśnie zgadzam się z Michałem - nie oznacza bynajmniej, że planu nie warto było zmieniać. Planowanie jest procesem ciągłym, poprawianie planów jest wpisane w ich istotę. Tyle, że w tym samym czasie, gdy miasto poprawiało plan dla placu Defilad nie przyjęto - o ile mnie pamięć nie myli - żadnego innego planu miejscowego. A tymczasem wchodząc np. na stronę urzędu dzielnicy Wola trafiamy na coś takiego (zwracam uwagę na ostatnią linijkę):
A jak wygląda procedura planistyczna, pisałem swego czasu na tvnwarszawa.pl. Trudno więc dziwić się, że po kilu dniach wizualizacje ratusza wyołują głównie zniechęcenie, a większość pytanych o nie architektów lub deweloperów macha z rezygnacją rękoma. Nie dziwi mnie więc, że ratusz tego projektu nie pokazał dwa tygodnie wcześniej na targach w Cannes, które wydają się idealnym miejscem na taką premierę. Plan nie jest uchwalony, a deweloperzy, których mógłby zainteresować szybko by się zniechęcili słysząc, jak traktuje się tu inwestorów i jak zabagniony formalnie jest rejon placu Defilad.
Swój tekst o nowej koncepcji uzupełniłem drugim, "Plac Defilad - miejsce przeklęte". A dwa dni później na miejscu zobaczyłem coś takiego:
Ręce opadają. Odechciewa się pisać o planach, spierać o lepsze czy gorsze wizje. Klątwa Faraonów i tak nie pozwoli zabudować tego terenu za naszego życia. Chwilami mam wrażenie, że to naprawdę da się wyjaśnić tylko w magicznych kategoriach.
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że temat wyczerpali koledzy ze "Stołka". Najpierw Darek Bartoszewicz z Jurkiem Majewskim przejechali się po projekcie jak po łysej kobyle, potem Michał Wojtczuk wziął go w obronę. W tej polemice bliżej mi do Michała. Przede wszystkim dlatego, że jego adwersarze nie ustrzegli się jednego błędu. Skupili się na krytyce wizualizacji, które nie są przecież realnym planem.
Może w tym wszystkim warto jeszcze raz powtórzyć to właśnie: przedstawione przez miasto wizualizacje to tylko jedna nieskończonej liczby z możliwych realizacji zapisów planu. Zapisów, które - jeśli ktoś sobie życzy - można wyczytać z rysunku planu [JPG, 11 mb]. Nawet, jeśli plan wejdzie w życie, to architektura poszczególnych budynków będzie zupełnie inna - zdecyduje o niej inwestor, architekt i miasto na etapie wydawania pozwoleń na budowę. Nie widzę nic złego w fakcie, że ratusz szykując plan znalazł pracownię graficzną, która przygotowała taką wirtualną pseudorealizację utrzymaną we współczesnej stylistyce. Choć przy okazji nie sposób nie zauważyć, że w tym samym czasie ci sami urzędnicy skreślili podobną - tyle, że znacznie bardziej spójną i dokładniej opracowaną - koncepcję przygotowaną przez uznane światowe firmy dla obszaru sąsiadującego z Polem Mokotowskim. Mam na myśli kontrowersyjny Park Światła.
Nie jest też prawdą, że planu nie poprzedziła analiza wysokościowa - akurat ta rzeczywiście została zrobiona i z materiałów, które widziałem, wynika że budynki ustawione są tak, by sensowwnie dogęszczać warszawski skajlajn nie psując przy tym jego proporcji ani chronionej przez międzynarodwe przepisy panoramy Starego Miasta z tzw. punktów Canaletta.
Prawdą jest natomiast, że ratusz nie przygotował modelu prawno-biznesowego, który pozwoliłby zrealizować ten plan. A wsparcie ratusza jest tu niezbędne - nie wystarczy bowiem sprzedać działek deweloperom. Trzeba najpierw porozumieć się z PKP w sprawie własności terenów nad tunelem średnicowym oraz w sprawie remontu tego tunelu. Do sporej części tego terenu są też roszczenia byłych właścicieli, a inne mogą się dopiero ujawnić. To wszystko zniechęcało inwestorów do placu Defilad nawet w czasach prosperity. Teraz, w dołku, na inwestycje w tym rejonie w ogóle nie ma co liczyć.
To - tu właśnie zgadzam się z Michałem - nie oznacza bynajmniej, że planu nie warto było zmieniać. Planowanie jest procesem ciągłym, poprawianie planów jest wpisane w ich istotę. Tyle, że w tym samym czasie, gdy miasto poprawiało plan dla placu Defilad nie przyjęto - o ile mnie pamięć nie myli - żadnego innego planu miejscowego. A tymczasem wchodząc np. na stronę urzędu dzielnicy Wola trafiamy na coś takiego (zwracam uwagę na ostatnią linijkę):
A jak wygląda procedura planistyczna, pisałem swego czasu na tvnwarszawa.pl. Trudno więc dziwić się, że po kilu dniach wizualizacje ratusza wyołują głównie zniechęcenie, a większość pytanych o nie architektów lub deweloperów macha z rezygnacją rękoma. Nie dziwi mnie więc, że ratusz tego projektu nie pokazał dwa tygodnie wcześniej na targach w Cannes, które wydają się idealnym miejscem na taką premierę. Plan nie jest uchwalony, a deweloperzy, których mógłby zainteresować szybko by się zniechęcili słysząc, jak traktuje się tu inwestorów i jak zabagniony formalnie jest rejon placu Defilad.
26 marca 2009
Dwa lata dreptania...
Dreptania po urzędowych korytarzach nie lubię. Ale efekty - jak najbardziej. Czsem nawet za cenę nocowanie w biurze. Więcej na tvnwarszawa.pl przez cały czwartek.
25 marca 2009
Tak będzie wyglądał plac Defilad...
Ja już wiem jak :) Ale pokazać jeszcze nie mogę. Zapraszam rano na tvnwarszawa.pl. Nowa koncepcja placu Defilad jest gotowa. Najbardziej niecierpliwi mogą już kawałek zobaczyć - rąbka tajemnicy uchyliliśmy dziś w TVN Warszawa.
A mnie czeka ciężka noc ;)
27 lutego 2009
Socland z głową
Często spotykam się wśród architektów z opinią, że wizualizacje szkodzą architekturze. Że ją psują, że kiedyś (kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej), gdy pracowało się na modelach, to dopiero było coś! I patrząc na niektóre modele, choćby te prezentowana przez Christiana Kereza w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej - modele jego przyszłej siedziby - można łatwo zrozumieć, o co im chodzi.
Głos za modelami i makietami to przede wszystkim głos za przestrzenią. Przestrzenią przemyślaną, dopasowaną do funkcji, potrzeb, oczekiwań ludzi lub wręcz przeciwnie - idącą w poprzek tych oczekiwań, czasem z jakiegoś ważnego powodu, innym razem z pobudek czysto artystycznych.
Wizualizacje to płaskość. Kolory, samochodziki, ludziki, chmurki i drzewka jako substytut trzeciego wymiaru, udawanie ruchu, którego obchodząc model dookoła udawać nie trzeba. Modele mogą zmienić czyjąś opinię o projekcie, jeśli tylko będzie to osoba na tyle otwarta, by się im przyjrzeć, po obcować z nimi. Wizualizacjom udaje się to znacznie rzadziej.
Ta poniżej należy do tej kategorii:
Pomysł budowy muzeum socjalizmu Socland w Pałacu Kultury ma już swoje lata i przechodził długą ewolucję. Zmieniały się założenia i pomysły architektoniczne. Kilka miesięcy temu powrócił, a wraz z tą informacją pojawił się właśnie powyższy obrazek. Przyznam się szczerze, że gdy go zobaczyłem, nabrałem do projektu większej sympatii.
Jakiś czas temu, przy innej okazji, wspominałem o łódzkim projekcie Energopolis - tam budynek elektrociepłowni dosłownie wstawiono do muzeum. Tu pomysł jest nieco inny, ale przekaz podobny - Pałac Kultury widziany przez szklany dach staje się najważniejszym, największym eksponatem planowanego muzeum, sam nie tracąc przy tym swojej funkcji. Rozwiązanie sprytne, a w dodatku - co widać na tym obrazku - efektowne.
Nie wszystkie detale tego projektu oceniam równie pozytywnie - dwa podświetlone obeliski przed PKiN kojarzą mi się z socrealizmem zbyt dosłownie, metalowa głowa Stalina pobrzmiewa mi rzeźbami Mitoraja - zamiast importowanego z Gori łba wolałbym już jeden z rodzimych pomników, które zostały zwalone na ziemię. Ale może i tu ważny jest efekt skali? Pomysł, by na placu Defilad leżało cielsko takiego pomnika jawi mi się już jako zupełny kabaret. Ale wpuszczenie muzeum pod plac, ujęcie Pałacu Kultury w nawias szklanego dachu będącego jednocześniejpowierzchnią samego placu - to dobry pomysł na symboliczne odczarowanie pałacu, o którym autor tego projektu, Czesław Bielecki, mówił niedawno w wywiadzie dla tvnwarszawa.pl.
Głos za modelami i makietami to przede wszystkim głos za przestrzenią. Przestrzenią przemyślaną, dopasowaną do funkcji, potrzeb, oczekiwań ludzi lub wręcz przeciwnie - idącą w poprzek tych oczekiwań, czasem z jakiegoś ważnego powodu, innym razem z pobudek czysto artystycznych.
Wizualizacje to płaskość. Kolory, samochodziki, ludziki, chmurki i drzewka jako substytut trzeciego wymiaru, udawanie ruchu, którego obchodząc model dookoła udawać nie trzeba. Modele mogą zmienić czyjąś opinię o projekcie, jeśli tylko będzie to osoba na tyle otwarta, by się im przyjrzeć, po obcować z nimi. Wizualizacjom udaje się to znacznie rzadziej.
Ta poniżej należy do tej kategorii:
Pomysł budowy muzeum socjalizmu Socland w Pałacu Kultury ma już swoje lata i przechodził długą ewolucję. Zmieniały się założenia i pomysły architektoniczne. Kilka miesięcy temu powrócił, a wraz z tą informacją pojawił się właśnie powyższy obrazek. Przyznam się szczerze, że gdy go zobaczyłem, nabrałem do projektu większej sympatii.
Jakiś czas temu, przy innej okazji, wspominałem o łódzkim projekcie Energopolis - tam budynek elektrociepłowni dosłownie wstawiono do muzeum. Tu pomysł jest nieco inny, ale przekaz podobny - Pałac Kultury widziany przez szklany dach staje się najważniejszym, największym eksponatem planowanego muzeum, sam nie tracąc przy tym swojej funkcji. Rozwiązanie sprytne, a w dodatku - co widać na tym obrazku - efektowne.
Nie wszystkie detale tego projektu oceniam równie pozytywnie - dwa podświetlone obeliski przed PKiN kojarzą mi się z socrealizmem zbyt dosłownie, metalowa głowa Stalina pobrzmiewa mi rzeźbami Mitoraja - zamiast importowanego z Gori łba wolałbym już jeden z rodzimych pomników, które zostały zwalone na ziemię. Ale może i tu ważny jest efekt skali? Pomysł, by na placu Defilad leżało cielsko takiego pomnika jawi mi się już jako zupełny kabaret. Ale wpuszczenie muzeum pod plac, ujęcie Pałacu Kultury w nawias szklanego dachu będącego jednocześniejpowierzchnią samego placu - to dobry pomysł na symboliczne odczarowanie pałacu, o którym autor tego projektu, Czesław Bielecki, mówił niedawno w wywiadzie dla tvnwarszawa.pl.
Wizualizacje: SocLand
Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
03 lutego 2009
Sojusz taktyczny na placu Defilad
Dzień wczorajszy przyniósł dwa ciekawe wydarzenia. Z pozoru łączy je tylko lokalizacja. Tylko i aż - lokalizacja jest bowiem delikatna i newralgiczna. A ja nie wierzę w takie zbiegi okoliczności.
W sobotę minął termin, w którym handlarze z blaszaka na placu Defilad mieli swoją megastrukturę zaplombować i raz na zawsze zniknąć w mroku dziejów. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzył, że to nastąpi. Nie wierzyli też urzędnicy, którzy mieli blaszak komisyjnie przejąć. Stało się to, co było oczywiste - handlarze zdecydowali, że zostają, a urzędnicy stan faktyczny komisyjnie zaprotokołowali i ze swoją dokumentacją udadzą się teraz do sądu, który wyda pewnie kiedyś wyrok i nakaże komorniczą egzekucję. Może poleje się krew, może skończy się tylko na awanturze. Zobaczymy.
Pozycja ratusza w tej grze jest delikatna. Z jednej strony opinia publiczna i media ją kreujące są za tym, by blaszak wreszcie raz na zawsze usunąć. Z drugiej strony to jednak kilka tysięcy rozwrzeszczanych ludzi, którzy - czego nie podważam i z czego nie zamierzam dworować - stoją wobec widma autentycznej katastrofy życiowej i są zdesperowani. Słowem; idealna pożywka dla populistycznej opozycji. A fakt, że sława blaszaka dawno przekroczyła mazowieckie horyzonty daje w dodatku gwarancję, że kto się pod ten tłum podepnie, tego facjata przebije się do mediów ogólnokrajowych. A to już jest pokusa nie w kij pierdział, szczególnie wobec zbliżających się wyborów (wieczny okres przedwyborczy to jedna z cech charakterystycznych rodzimej polityki).
I w takim oto kontekście pojawia się wiadomość, że miasto chce odblokować prace architektoniczne przy gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które ma stanąć na miejscu blaszaka. Christian Kerez zawitał do Warszawy i wspierany osobą profesora Stefana Kuryłowicza zasiadł do stołu negocjacyjnego, przy którym zeznał, że zaprojektowanie teatru w gmachu, który był wymyślił nie jest może takie proste, ale też nie jest niemożliwe. Jak miasto skłoniło go do złagodzenia stanowiska - nie wiem. Znamienne wydaje mi się to, że mówi przy okazji, że teatr mógłby zaprojektować ktoś inny - a skądinąd wiem, że Kerezowi bardzo zależało na autorskim nadzorze nad całością projektu. Czyżby widmo jego utraty przeważyło?
Tak czy inaczej wygląda na to, że w obliczu tykającej bomby pod nazwą KDT ratusz postanowił zawrzeć taktyczny sojusz z "pewnymi środowiskami", którym zależy na budowie muzeum, a także z jego projektantem i - tym samym - zawrzeć niepisany pakt o nieagresji z dyrekcją samego muzeum. "Pewnie środowiska" powinny się z tego cieszyć i bez większych skrupułów sytuację wykorzystywać - na tym polega zabawa zwana polityką. Ale jakoś nie wierzę w trwałość tego układu sił. Jego gwarantem są - paradoksalnie - handlarze. Póki trwają, trwa sojusz. Padnie twierdza KDT, zostanie pusta działka w centrum miasta. A te - wiemy to przecież od samej pani prezydent - są ze swej natury zbyt cenne, by beztrosko nimi gospodarzyć. Pokus, co z tym kawałkiem gruntu zrobić, będzie jeszcze bez liku i to niezależnie od tego, za czasów której ekipy przypomnimy sobie, jak wyglądał plac Defilad przed nastaniem kapitalizmu.
Tym bardziej, że w tle sporu o Muzeum Sztuki Nowoczesnej zdaje się toczyć jeszcze jakaś rozgrywka wewnątrzpartyjna. Minister Kultury Bogdan Zdrojewski zapowie w środę, na które przedsięwzięcia związane z jego domeną znajdą się środki unijne, a na czym trzeba będzie przyoszczędzić. Do poniedziałku wiele wskazywało na to, że ofiarą padnie projekt budowy Muzeum Warszawskiej Pragi. Jednak rano ratusz zapowiedział, że ze swojej strony dofinansuje ten projekt. A reporter TVN Warszawa usłyszał przy okazji, że zabraknąć może na Muzeum Historii Żydów Polskich. Z kolei Michał Pretm, autor HGW-Watch skojarzył, że mowa jest o zadziwiająco zbliżonych kwotach.
Projekt MHŻP jest z kolei niezwykle delikatny, nie tylko z uwagi na ciężar gatunkowy samego muzeum czy długość przygotowań, ale też ze względu na międzynarodowe zainteresowanie całym procesem, finansowe wsparcie rządów, fundacji, stowarzyszeń i wpływowych prywatnych donatorów. Jest to projekt, którego uwalenie odbiłoby się na świecie bardzo nieprzyjemnym echem. Czy ratusz próbuje zaszachować ministerstwo przed środową konferencją i wymusić na nim większą szczodrość? Być może dowiemy się w środę.
Więcej na ten temat:
W sobotę minął termin, w którym handlarze z blaszaka na placu Defilad mieli swoją megastrukturę zaplombować i raz na zawsze zniknąć w mroku dziejów. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzył, że to nastąpi. Nie wierzyli też urzędnicy, którzy mieli blaszak komisyjnie przejąć. Stało się to, co było oczywiste - handlarze zdecydowali, że zostają, a urzędnicy stan faktyczny komisyjnie zaprotokołowali i ze swoją dokumentacją udadzą się teraz do sądu, który wyda pewnie kiedyś wyrok i nakaże komorniczą egzekucję. Może poleje się krew, może skończy się tylko na awanturze. Zobaczymy.
Pozycja ratusza w tej grze jest delikatna. Z jednej strony opinia publiczna i media ją kreujące są za tym, by blaszak wreszcie raz na zawsze usunąć. Z drugiej strony to jednak kilka tysięcy rozwrzeszczanych ludzi, którzy - czego nie podważam i z czego nie zamierzam dworować - stoją wobec widma autentycznej katastrofy życiowej i są zdesperowani. Słowem; idealna pożywka dla populistycznej opozycji. A fakt, że sława blaszaka dawno przekroczyła mazowieckie horyzonty daje w dodatku gwarancję, że kto się pod ten tłum podepnie, tego facjata przebije się do mediów ogólnokrajowych. A to już jest pokusa nie w kij pierdział, szczególnie wobec zbliżających się wyborów (wieczny okres przedwyborczy to jedna z cech charakterystycznych rodzimej polityki).
I w takim oto kontekście pojawia się wiadomość, że miasto chce odblokować prace architektoniczne przy gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które ma stanąć na miejscu blaszaka. Christian Kerez zawitał do Warszawy i wspierany osobą profesora Stefana Kuryłowicza zasiadł do stołu negocjacyjnego, przy którym zeznał, że zaprojektowanie teatru w gmachu, który był wymyślił nie jest może takie proste, ale też nie jest niemożliwe. Jak miasto skłoniło go do złagodzenia stanowiska - nie wiem. Znamienne wydaje mi się to, że mówi przy okazji, że teatr mógłby zaprojektować ktoś inny - a skądinąd wiem, że Kerezowi bardzo zależało na autorskim nadzorze nad całością projektu. Czyżby widmo jego utraty przeważyło?
Tak czy inaczej wygląda na to, że w obliczu tykającej bomby pod nazwą KDT ratusz postanowił zawrzeć taktyczny sojusz z "pewnymi środowiskami", którym zależy na budowie muzeum, a także z jego projektantem i - tym samym - zawrzeć niepisany pakt o nieagresji z dyrekcją samego muzeum. "Pewnie środowiska" powinny się z tego cieszyć i bez większych skrupułów sytuację wykorzystywać - na tym polega zabawa zwana polityką. Ale jakoś nie wierzę w trwałość tego układu sił. Jego gwarantem są - paradoksalnie - handlarze. Póki trwają, trwa sojusz. Padnie twierdza KDT, zostanie pusta działka w centrum miasta. A te - wiemy to przecież od samej pani prezydent - są ze swej natury zbyt cenne, by beztrosko nimi gospodarzyć. Pokus, co z tym kawałkiem gruntu zrobić, będzie jeszcze bez liku i to niezależnie od tego, za czasów której ekipy przypomnimy sobie, jak wyglądał plac Defilad przed nastaniem kapitalizmu.
Tym bardziej, że w tle sporu o Muzeum Sztuki Nowoczesnej zdaje się toczyć jeszcze jakaś rozgrywka wewnątrzpartyjna. Minister Kultury Bogdan Zdrojewski zapowie w środę, na które przedsięwzięcia związane z jego domeną znajdą się środki unijne, a na czym trzeba będzie przyoszczędzić. Do poniedziałku wiele wskazywało na to, że ofiarą padnie projekt budowy Muzeum Warszawskiej Pragi. Jednak rano ratusz zapowiedział, że ze swojej strony dofinansuje ten projekt. A reporter TVN Warszawa usłyszał przy okazji, że zabraknąć może na Muzeum Historii Żydów Polskich. Z kolei Michał Pretm, autor HGW-Watch skojarzył, że mowa jest o zadziwiająco zbliżonych kwotach.
Projekt MHŻP jest z kolei niezwykle delikatny, nie tylko z uwagi na ciężar gatunkowy samego muzeum czy długość przygotowań, ale też ze względu na międzynarodowe zainteresowanie całym procesem, finansowe wsparcie rządów, fundacji, stowarzyszeń i wpływowych prywatnych donatorów. Jest to projekt, którego uwalenie odbiłoby się na świecie bardzo nieprzyjemnym echem. Czy ratusz próbuje zaszachować ministerstwo przed środową konferencją i wymusić na nim większą szczodrość? Być może dowiemy się w środę.
Więcej na ten temat:
- MSN: Kompromis o krok bliżej [tvnwarszawa.pl]
- Kultura ofiarą Kryzysu [tvnwarszawa.pl]
- Plac Defilad na rozdrożu [Polska The Times]
- Miasto ratuje Muzeum Warszawskiej Pragi [Gazeta Stołeczna]
- Będzie teatr w MSN [Gazeta Stołeczna]
- Wyczarowali 30 milionów złotych? [hgw-wtach.pl]
Artykuł opublikowany w portalu tvnwarszawa.pl.
22 stycznia 2009
Niech zarasta - post scriptum
"Gazeta Stołeczna" przynosi dziś ciekawy temat nagrany redakcji przez Grzegorza Buczka, znanego warszawskiego urbanistę. Wychodzi na to, że polskie prawo nie daje możliwości, by nad tunelem należącym do samorządu lub skarbu państwa inwestowały prywatne firmy.
Problem warstwowej własności gruntów może się wydawać dość marginalny, ale w powyższym tekście dość dobrze pokazano, co oznacza on dla Warszawy. Mniej więcej tyle, że na żadną arterią czy linią kolejową idącą w tunelu nie mogą inwestować prywatne podmioty. Dotyka to takich obszarów, jak ulica Towarowa, tunel Średnicowy (wraz z dworcem Centralnym i odcinkiem sąsiadującym z PKiN) czy trasa Łazienkowska.
Rozbawiło mnie to serdecznie. 20 lat planowania, debat, konkursów i sporów o plac Defilad, a tu nie ma nawet podstawy prawnej, by cokolwiek zrealizować w najatrakcyjniejszej z punktu widzenia inwestorów i najważniejszej ze względu na miastotwórczy potencjał części otocznie PKiN. Po prostu nie ma - nikt nie pomyślał, nikt nie sprawdził.
Oczywiście zmiany w prawie to nie zadanie władz miasta, ale zadziwia mnie, że ten problem ujawnia się dopiero teraz. Przecież od paru lat działa niby zespół powołany wspólnie przez miasto i PKP, który ma ustalić warunki inwestycji w tym właśnie miejscu, przecież chodzą za tym terenem prywatni inwestorzy - i nikt do tej pory nie zauważył tej "drobnej" przeszkody?!
Tak to niestety działa w Warszawie - do gadania, licytowania się na wizualizacje i wizje każda kolejna ekipa jest pierwsza. Do tego, żeby porządnie przygotować zaplecze do inwestycji na tym terenie chętny był do tej pory tylko jeden. Tuż przed odwołaniem ze stanowiska naczelnego architekta Michał Borowski przygotował umową z konsorcjum firm prawniczych i konsultingowych, które miało ten teren porządnie zinwentaryzować, wyartykułować problemy, zebrać informacje o roszczeniach, przygotować - w oparciu o obowiązujący nadal plan miejscowy - plan parcelacji i w końcu sprzedać pod inwestycje. Umowa była gotowa, ale oczywiście nie została podpisana. Nowa ekipa uznała, że miasto ma wystarczających fachowców, którzy zrobią to sami.
Cały spór o przyszłość placu Defilad jest kompletnie jałowy właśnie z takich powodów - nie wiadomo, co jest pod ziemią, nie wiadomo, do czego są roszczenia, nie wiadomo, co się w ogóle da tam zbudować w świetle prawa. Można sobie bezkarnie przestawiać klocki na komputerze, "a jezioro dawać tu" - to nie ma żadnego efektu i jeszcze długo mieć nie będzie.
Jedyna pociecha, jaką mam w tym wszystkim, to architektura komercyjna z początku lat 90. Gdy dziś patrzy się na budowane wtedy biurowce, hotele czy centra handlowe (choćby to, rozebrane pod budowę wieżowca przy Złotej 44), można się pocieszać, że gdyby plac Defilad zabudowano wtedy, dziś trzeba by było to wszystko rozbierać, jako za małe, za ciasne, niefunkcjonalne i brzydko się starzejące. Pytanie, czy doczekamy się na placu porządnej, ponadczasowej architektury i kawałka prawdziwego city zostawiam bez odpowiedzi, choć prawdę mówiąc coraz bardziej w to wątpię.
Problem warstwowej własności gruntów może się wydawać dość marginalny, ale w powyższym tekście dość dobrze pokazano, co oznacza on dla Warszawy. Mniej więcej tyle, że na żadną arterią czy linią kolejową idącą w tunelu nie mogą inwestować prywatne podmioty. Dotyka to takich obszarów, jak ulica Towarowa, tunel Średnicowy (wraz z dworcem Centralnym i odcinkiem sąsiadującym z PKiN) czy trasa Łazienkowska.
Rozbawiło mnie to serdecznie. 20 lat planowania, debat, konkursów i sporów o plac Defilad, a tu nie ma nawet podstawy prawnej, by cokolwiek zrealizować w najatrakcyjniejszej z punktu widzenia inwestorów i najważniejszej ze względu na miastotwórczy potencjał części otocznie PKiN. Po prostu nie ma - nikt nie pomyślał, nikt nie sprawdził.
Oczywiście zmiany w prawie to nie zadanie władz miasta, ale zadziwia mnie, że ten problem ujawnia się dopiero teraz. Przecież od paru lat działa niby zespół powołany wspólnie przez miasto i PKP, który ma ustalić warunki inwestycji w tym właśnie miejscu, przecież chodzą za tym terenem prywatni inwestorzy - i nikt do tej pory nie zauważył tej "drobnej" przeszkody?!
Tak to niestety działa w Warszawie - do gadania, licytowania się na wizualizacje i wizje każda kolejna ekipa jest pierwsza. Do tego, żeby porządnie przygotować zaplecze do inwestycji na tym terenie chętny był do tej pory tylko jeden. Tuż przed odwołaniem ze stanowiska naczelnego architekta Michał Borowski przygotował umową z konsorcjum firm prawniczych i konsultingowych, które miało ten teren porządnie zinwentaryzować, wyartykułować problemy, zebrać informacje o roszczeniach, przygotować - w oparciu o obowiązujący nadal plan miejscowy - plan parcelacji i w końcu sprzedać pod inwestycje. Umowa była gotowa, ale oczywiście nie została podpisana. Nowa ekipa uznała, że miasto ma wystarczających fachowców, którzy zrobią to sami.
Cały spór o przyszłość placu Defilad jest kompletnie jałowy właśnie z takich powodów - nie wiadomo, co jest pod ziemią, nie wiadomo, do czego są roszczenia, nie wiadomo, co się w ogóle da tam zbudować w świetle prawa. Można sobie bezkarnie przestawiać klocki na komputerze, "a jezioro dawać tu" - to nie ma żadnego efektu i jeszcze długo mieć nie będzie.
Jedyna pociecha, jaką mam w tym wszystkim, to architektura komercyjna z początku lat 90. Gdy dziś patrzy się na budowane wtedy biurowce, hotele czy centra handlowe (choćby to, rozebrane pod budowę wieżowca przy Złotej 44), można się pocieszać, że gdyby plac Defilad zabudowano wtedy, dziś trzeba by było to wszystko rozbierać, jako za małe, za ciasne, niefunkcjonalne i brzydko się starzejące. Pytanie, czy doczekamy się na placu porządnej, ponadczasowej architektury i kawałka prawdziwego city zostawiam bez odpowiedzi, choć prawdę mówiąc coraz bardziej w to wątpię.
Zdjęcie: www.sarp.org.pl
21 stycznia 2009
Niech zarasta centrum miasta
Debata o przyszłości Placu Defilad nie zwalnia tempa. A nawet, jeśli zwalnia, to zawsze znajdzie się ktoś z własnym pomysłem, raz lepszym raz gorszym.
A jak już się pojawi, to media chętnie poświęcą mu uwagę. I tym razem nie krytykuję wcale "Gazety Stołecznej", która właśnie wyciągnęła nowy pomysł. Tu od przybytku głowa może boleć, ale głosów w tym sporze nigdy za wiele.
Opisywać tej historii nie będę - proszę kilknąć w powyższy link i samemu zapoznać się ze szczegółami pomysłu Krzysztofa Nowaka, architekta z USA. Pomysł, by na miejscu pl. Defilad zrobić park nie jest nowy - rzucał go kiedyś minister Radek Sikorski, rzucaliśmy go i my w redakcjach. Ale raczej w żartach.
Tymczasem to, co zaproponował pan Nowak jest całkiem poważną koncepcją. W detalach można się oczywiście przyczepić do kilku rozwiązań (ja na przykład jestem stanowczo przeciwny, by Pałacowi Kultury cokolwiek odcinać bądź doklejać), ale sama idea - może po części dzięki ładnym planszom, które niestety dostępne są tylko w powyższej wersji, z autorem w roli głównej - całkiem odświeżająca.
Mam w tym momencie spory dylemat, bo od samego początku broniłem projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej m.in. z takiej pozycji, że jak już się zrobiło tak wielki konkurs, to nie można się błaźnić wycofując z niego post factum. Ale muszę przyznać, że pomysł z parkiem jest w swojej odwadze, szaleństwie i prostocie zarazem na tyle intrygujący, że gdzieś tam powróciła myśl, że może jednak wszystko to jeszcze raz warto przemyśleć?
Wiem, 20 lat, dziura zamiast centrum miasta, syf, który zobaczą kibice w 2012 roku. Wszystkie te argumenty znam na pamięć, bo sam mieliłem je na wszystkie strony. Wiem. Ale patrzę na te wizualizację i czuję, że to by mogło zagrać, że to mogłoby się okazać najlepszą odpowiedzią na dominację Pałacu Kultury - fizyczną i symboliczną, że to mogłoby rozsławić Warszawę na świecie.
Tak, jest to do pewnego stopnia kopia Central Parku, ale czemu nie kopiować rozwiązań, które się sprawdziły? - Bo działki w centrum są zbyt drogie - odpowie pewnie Hanna Gronkiewicz Waltz, która już od dawna zapowiada, że raczej zmniejszy park od strony ul. Świętokrzyskiej, niż cokolwiek do niego doda. A tu pan Nowak proponuje tyle zieleni. Mrzonka, ale za to jakże inspirująca.
Stwierdzam to z całą mocą: podoba mi się pomysł parku przed PKiN.
Raz jeszcze zadaję więc sobie w tym miejscu pytanie, czy może jednak nie czas podejść do sprawy od zera, to jest ogłosić wielki, międzynarodowy konkurs na projekt otoczenia PKiN?
Obawiam się jednak, że w praktyce wyszło by jak zawsze - wizualizacje koncepcji byłyby piękne, a potem i tak procedura uchwalania planu zniweczyłaby to całe piękno, PKP nie chciałoby się porozumieć z miastem w sprawie budowania nad tunelem średnicowym, a miasto i tak nie uporałoby się z roszczeniami, scaleniami, parcelacjami i wszystkim tym, co jest niezbędne, by ktoś w ogóle chciał budować na tym terenie.
Nie wierzę więc ani w konkurs, ani w plany. Wierzę, że pod PKiN jest jakiś czakram ze złą energią, który na zawsze uniemożliwi budowę czegokolwiek w tym miejscu. Jestem pewien, że Pałac skończy tak, jak na pamiętnej okładce magazynu Focus, co do pewnego stopnia będzie realizacją pomysłu pana Nowaka.
PS: Ta notka też by się nadawała do akcji GTWb "Powrót do przeszłości", bo akurat temat pl. Defilad to wieczne powroty tego samego.
A jak już się pojawi, to media chętnie poświęcą mu uwagę. I tym razem nie krytykuję wcale "Gazety Stołecznej", która właśnie wyciągnęła nowy pomysł. Tu od przybytku głowa może boleć, ale głosów w tym sporze nigdy za wiele.
Opisywać tej historii nie będę - proszę kilknąć w powyższy link i samemu zapoznać się ze szczegółami pomysłu Krzysztofa Nowaka, architekta z USA. Pomysł, by na miejscu pl. Defilad zrobić park nie jest nowy - rzucał go kiedyś minister Radek Sikorski, rzucaliśmy go i my w redakcjach. Ale raczej w żartach.
Tymczasem to, co zaproponował pan Nowak jest całkiem poważną koncepcją. W detalach można się oczywiście przyczepić do kilku rozwiązań (ja na przykład jestem stanowczo przeciwny, by Pałacowi Kultury cokolwiek odcinać bądź doklejać), ale sama idea - może po części dzięki ładnym planszom, które niestety dostępne są tylko w powyższej wersji, z autorem w roli głównej - całkiem odświeżająca.
Mam w tym momencie spory dylemat, bo od samego początku broniłem projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej m.in. z takiej pozycji, że jak już się zrobiło tak wielki konkurs, to nie można się błaźnić wycofując z niego post factum. Ale muszę przyznać, że pomysł z parkiem jest w swojej odwadze, szaleństwie i prostocie zarazem na tyle intrygujący, że gdzieś tam powróciła myśl, że może jednak wszystko to jeszcze raz warto przemyśleć?
Wiem, 20 lat, dziura zamiast centrum miasta, syf, który zobaczą kibice w 2012 roku. Wszystkie te argumenty znam na pamięć, bo sam mieliłem je na wszystkie strony. Wiem. Ale patrzę na te wizualizację i czuję, że to by mogło zagrać, że to mogłoby się okazać najlepszą odpowiedzią na dominację Pałacu Kultury - fizyczną i symboliczną, że to mogłoby rozsławić Warszawę na świecie.
Tak, jest to do pewnego stopnia kopia Central Parku, ale czemu nie kopiować rozwiązań, które się sprawdziły? - Bo działki w centrum są zbyt drogie - odpowie pewnie Hanna Gronkiewicz Waltz, która już od dawna zapowiada, że raczej zmniejszy park od strony ul. Świętokrzyskiej, niż cokolwiek do niego doda. A tu pan Nowak proponuje tyle zieleni. Mrzonka, ale za to jakże inspirująca.
Stwierdzam to z całą mocą: podoba mi się pomysł parku przed PKiN.
Raz jeszcze zadaję więc sobie w tym miejscu pytanie, czy może jednak nie czas podejść do sprawy od zera, to jest ogłosić wielki, międzynarodowy konkurs na projekt otoczenia PKiN?
Obawiam się jednak, że w praktyce wyszło by jak zawsze - wizualizacje koncepcji byłyby piękne, a potem i tak procedura uchwalania planu zniweczyłaby to całe piękno, PKP nie chciałoby się porozumieć z miastem w sprawie budowania nad tunelem średnicowym, a miasto i tak nie uporałoby się z roszczeniami, scaleniami, parcelacjami i wszystkim tym, co jest niezbędne, by ktoś w ogóle chciał budować na tym terenie.
Nie wierzę więc ani w konkurs, ani w plany. Wierzę, że pod PKiN jest jakiś czakram ze złą energią, który na zawsze uniemożliwi budowę czegokolwiek w tym miejscu. Jestem pewien, że Pałac skończy tak, jak na pamiętnej okładce magazynu Focus, co do pewnego stopnia będzie realizacją pomysłu pana Nowaka.
PS: Ta notka też by się nadawała do akcji GTWb "Powrót do przeszłości", bo akurat temat pl. Defilad to wieczne powroty tego samego.
Zdjęcia:
Pan Nowak z obrazkami - Bartek Bobkowski / Agencja Gazeta
okładka Focusa - wiezowce.blox.pl
Pan Nowak z obrazkami - Bartek Bobkowski / Agencja Gazeta
okładka Focusa - wiezowce.blox.pl
15 października 2008
Czy to na pewno koniec KDT?
Stało się. Miasto w osobie wiceprezydenta Andrzeja Jakubiaka zerwało rozmowy z handlarzami z KDT. Nie będzie domu towarowego na przeciwko Muzeum Sztuki Nowoczesnej (którego zresztą też na razie nie będzie). Na razie zostaje blaszak.
Przyznam, że nie wierzyłem iż rozmowy z handlarzami zostaną zerwane. O tym, że taka perspektywa mnie cieszy już jakiś czas temu pisałem - teraz wypada mi tylko powtórzyć i dodać, że to pierwsza decyzja obecnych władz Warszawy, która robi na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Ale nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł w tym wszystkim dziury.
Przyznam, że nie wierzyłem iż rozmowy z handlarzami zostaną zerwane. O tym, że taka perspektywa mnie cieszy już jakiś czas temu pisałem - teraz wypada mi tylko powtórzyć i dodać, że to pierwsza decyzja obecnych władz Warszawy, która robi na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Ale nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł w tym wszystkim dziury.
A dziurze tej na imię plac Defilad. Klątwa tego miejsca wciąż nie została zdjęta - budowa MSN opóźni się, jeśli w ogóle konflikt o tę placówkę i jej budynek uda się zażegnać. A to z kolei daje nadzieje handlarzom z istniejącego blaszaka, na przedłużenie agonii swoich interesów. Choć ratusz zapowiada stanowczo, że przedłużenia wygasającej z końcem roku dzierżawy nie będzie.
Ale już pojawiają się sugestie, że skoro budowa MSN się odwleka podobnie jak budowa II linii metra (jedno ma powstać na miejscu blaszaka, drugie wymaga zbudowania łącznika z pierwszą dokładnie pod spodem), to może jednak da radę przedłużyć? Równie głupi wydaje mi się pomysł, by handlarzy upychać w zabytkowej hali Gwardii - wraz z Mirowską jest to jedno z najskuteczniej zmarnowanych miejsc w Warszawie. Na całym świecie taka architektura jest atrakcją sama w sobie, o regionalnych targowiskach wymienianych w przewodnikach w sekcji "musisz zobaczyć" nie mówiąc. U nas będzie bazar z chińskimi dresami i trampkami plus dwa demobile.
Must see...
Ale w tym wszystkim najbardziej niepokoi mnie wiadomość, że dom towarowy w miejscu, gdzie chcieli go stawiać kupcy - a więc na wprost MSN - ma budować miasto. Po pierwsze, nie bardzo rozumiem po co miastu dom towarowy - wydaje mi się, że to raczej zadanie dla prywatnych firm. Czyżby więc - i to druga obawa - miasto chciało powołać kolejną spółkę z kapitałem prywatnym wnosząc aportem grunt? Takie pomysły nie kończyły się do tej pory zbyt dobrze, ale i to samo w sobie nie jest jeszcze jakimś ogromnym zarzutem. Boję się tylko - i to po trzecie - że posłuży jako argument, by działkę po prostu sprzedać. I tu pytanie - na co pozwala istniejący plan zagospodarowania i co przewiduje nowy, szykowany przez ratusz w ogromnej tajemnicy? Bo jeśli handel, to możemy powoli zacząć witać się ze Złotymi tarasami 2, może tylko w nieco spokojniejszym kształcie.
A przecież tam powinien powstać jakiś obiekt o randze porównywalnej do MSN - i nawet mówiło się swego czasu o nowym... teatrze (czyli tym, co miasto chce uparcie wepchnąć właśnie do budynku MSN!)
Pojawiła się więc okazja, by zdjąć klątwę z pl. Defilad w bardzo efektowny sposób, zagospodarowując obie pierzeje przyszłego placu. Jak skorzysta z niej miasto? Czy z taką determinacją, z jaką rozstrzygnięto kontrowersyjny spór z handlarzami odziedziczony po poprzedniej ekipie?
Wizualizacja ze strony pracowni architektonicznej FS&P Arcus.
26 września 2008
List otwarty w sprawie Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Na stronie internetowej muzeum pojawił się właśnie list otwarty do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego w sprawie zawieszenia prac projektowych.
Można się pod nim podpisać.
Można się też dołączyć do grupy obrońców MSN na Facebooku.W dniu 25 września 2008 władze Warszawy poinformowały architekta Christiana Kereza o wstrzymaniu prac projektowych na czas nieokreślony.Projektowanie zostanie wznowione po osiągnięciu porozumienia pomiędzy władzami stolicy, Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego i dyrekcją Muzeum, odnośnie sposobu zagospodarowania otwartej przestrzeni publicznej w gmachu Muzeum.Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie jest zaniepokojone próbami zmiany przeznaczenia budynku, która może doprowadzić do utraty dotacji unijnej w wysokości 50 mln euro na realizację tej inwestycji.Z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, niezależnej organizacji skupiającej ludzi, którym bliska jest idea Muzeum, powstał list otwarty do władz stolicy i do ministra kultury.
Warszawa, 26 września 2008Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz
Prezydent Miasta Stołecznego WarszawyPan Bogdan Zdrojewski
Minister Kultury i Dziedzictwa NarodowegoSzanowni Państwo,
jesteśmy głęboko zaniepokojeni wstrzymaniem prac nad projektem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Dwumilionowa metropolia, zabiegająca o tytuł Europejskiej Stolicy Kulturalnej w 2016 roku, nie może poniechać flagowej inwestycji w kulturę, w swój wizerunek i w prestiż, a także w potencjał intelektualny Polski.Od roku 1989 toczy się w Warszawie debata, co zrobić z nieszczęsnym placem Defilad. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie jest pierwszym rzeczywistym owocem tej debaty. Międzynarodowe jury wybrało jego projekt, przyznano na jego realizację 50 milionów euro ze środków europejskich, aktywnie działa też instytucja odpowiedzialna za kolekcję i program przyszłego muzeum.To ogromna wartość, której nie wolno zmarnować. Nie zgadzamy się, by urbanistyczny chaos i zwykły brud i nieporządek dalej trwały w centralnym miejscu stolicy Polski.Apelujemy, byście Państwo podjęli jak najszybciej roztropne decyzje, dobre dla polskiej kultury i dla Warszawy. Byście nie zaprzepaścili ogromnej szansy, jaką niesie budowa Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
15 września 2008
Bitwa o handel
"Gazeta Stołeczna" donosi z samego rana, że miasto zamierza zerwać negocjacje z handlarzami z placu Defilad. Decyzja zaskakująca, odważna, ryzykowna, lecz generalnie słuszna.
To jedna z takich zadawnionych spraw, wokół których narasta z czasem tyle różnych "ale", że ciężko o jednoznaczną ocenę. W przypadku handlarzy z KDT czy ze stadionu te "ale" to przede wszystkim miejsca pracy sporej rzeszy ludzi. Ludzi, którzy zaczynali od łóżek polowych, ale z czasem jednak zalegalizowali działalność, płacą niemałe podatki i opłaty za wynajem stanowisk handlowych, mają stałych klientów itd.
Słowem - kupcy. Unikam tego słowa, bo po pierwsze uważam, że jednak znaczy ono coś innego, a po drugie dlatego, że sobie na to nie zasłużyli. W moich oczach stracili, gdy zaczęli szantażować blokowaniem i demolowaniem miasta. Po prawdzie stracili też wtedy w moich oczach prawo do negocjowania jakichkolwiek przywilejów, choć wcześniej skłonny byłem przymknąć oko na to, że są traktowani lepiej od innych, nie mających odpowiedniej masy krytycznej, handlarzy.
Ale co do zasady jestem zdania, że miasto nie powinno nikomu załatwiać działek pod działalność na preferencyjnych warunkach, wchodzić w spółki, udzielać rabatów i głosować 30-letnich dzierżaw bez przetargów. Nie jest to praktyka wolnorynkowa, a w przypadku placu Defilad wprost prowadziłaby do trwania w tym miejscu handlu o formie i treści, która po prostu powinna się przenieść ze ścisłego centrum na peryferia. To nie znaczy, że do szczęścia potrzebne mi są w Centrum tylko drogie domy handlowe - proszę bez demagogii. Ale choć jeden dom handlowy z prawdziwego zdarzenia, taki jakiego w stolicy nie ma od wojny, to bym kiedyś chciał zobaczyć tak nawiasem mówiąc. Znaczy to mniej więcej tyle, że wolałbym, by po drugiej stronie pl. Defilad względem Muzeum Sztuki Nowoczesnej stanął jakiś inny budynek, niż tylko zgrabniej opakowany blaszak KDT, np. jakaś instytucja kultury o odpowedniej randze i miastotwórczym potencjale.
To jedna z takich zadawnionych spraw, wokół których narasta z czasem tyle różnych "ale", że ciężko o jednoznaczną ocenę. W przypadku handlarzy z KDT czy ze stadionu te "ale" to przede wszystkim miejsca pracy sporej rzeszy ludzi. Ludzi, którzy zaczynali od łóżek polowych, ale z czasem jednak zalegalizowali działalność, płacą niemałe podatki i opłaty za wynajem stanowisk handlowych, mają stałych klientów itd.
Słowem - kupcy. Unikam tego słowa, bo po pierwsze uważam, że jednak znaczy ono coś innego, a po drugie dlatego, że sobie na to nie zasłużyli. W moich oczach stracili, gdy zaczęli szantażować blokowaniem i demolowaniem miasta. Po prawdzie stracili też wtedy w moich oczach prawo do negocjowania jakichkolwiek przywilejów, choć wcześniej skłonny byłem przymknąć oko na to, że są traktowani lepiej od innych, nie mających odpowiedniej masy krytycznej, handlarzy.
Ale co do zasady jestem zdania, że miasto nie powinno nikomu załatwiać działek pod działalność na preferencyjnych warunkach, wchodzić w spółki, udzielać rabatów i głosować 30-letnich dzierżaw bez przetargów. Nie jest to praktyka wolnorynkowa, a w przypadku placu Defilad wprost prowadziłaby do trwania w tym miejscu handlu o formie i treści, która po prostu powinna się przenieść ze ścisłego centrum na peryferia. To nie znaczy, że do szczęścia potrzebne mi są w Centrum tylko drogie domy handlowe - proszę bez demagogii. Ale choć jeden dom handlowy z prawdziwego zdarzenia, taki jakiego w stolicy nie ma od wojny, to bym kiedyś chciał zobaczyć tak nawiasem mówiąc. Znaczy to mniej więcej tyle, że wolałbym, by po drugiej stronie pl. Defilad względem Muzeum Sztuki Nowoczesnej stanął jakiś inny budynek, niż tylko zgrabniej opakowany blaszak KDT, np. jakaś instytucja kultury o odpowedniej randze i miastotwórczym potencjale.
Choć obawiam się, że działka może się okazać zbyt wartościowa ;)
Dlatego, jeśli pani prezydent nie - przepraszam za kolokwiazlizm - zabraknie jaj, by uciąć te wszystkie negocjacje z handlarzami i powiedzieć im wprost, że jak chcą dalej działać, to muszą się pogodzić z tym, że warunki dostaną takie jak wszyscy inni - będę pełen podziwu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.