Plagiatów słodka mieszanka
Słuchając tej płyty nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Szymon Goldberg, nowy wokalista Pudelsów, próbuje podszywać się pod Macieja Maleńczuka. Raz wychodzi mu to lepiej, raz gorzej - tam, gdzie mu się udaje "Zen" brzmi naprawdę dobrze.
Nigdy nie byłem konsekwentnym fanem Pudelsów, ale ich twórczość mam dość dobrze opanowaną. Odkryłem to wyłapując na "Zen" motywy żywcem wyjęte z poprzednich płyt. To nawet nie jest zła zabawa, ale szybko się nudzi i zostaje poczucie wtórności.
Płyta zaczyna się od piosenki "Bliźniacy". Ale to nie o tych chodzi, co by się mogło wydawać - skandalu nie będzie. W sumie nie wiadomo, o co chodzi w tym utworze, więc przechodzimy do "Anarchii w IV RP" - bardzo dobrego, rockowego kawałka z dobrze poukładanym tekstem już jak najbardziej o bieżącej sytuacji w Polsce. "Złodziejski priorytet to zdobyć immunitet" - bardzo celne. Na płycie jest więcej takich udanych fraz. Ot choćby "Podać tlen czy mam kłuć? / Jak mnie słyszysz - wzywa Łódź" w najmocniejszym chyba i moim zdaniem najlepszym na płycie utworze "Skóry", który brzmieniem przypomina jednak strasznie mocno "Wolność słowa" . Poprzedza go nudny utwór tytułowy i debilna piosenka o Michaelu Jacksonie.
"Na plaży w Dębkach" to, jak się zwykło pisać w recenzjach, murowany hit wakacji, ale ja takie klimaty wolę w wykonaniu Tymańskiego, który w balansowaniu na pograniczu kiczu i obciachu trzyma się bliżej moich standardów. Tak czy owak słyszę kolejny kawałek i kolejny raz mam wrażenie, że to już gdzieś było. To w tej piosence pada pada zdanie "Na fali reggae, rocka i punka płynie plagiatów słodka mieszanka". No właśnie.
W tym powielaniu wzorców nie brakuje fragmentów mizernych, jak choćby piosenka o krzaku marihuany zjedzonym przez winniczki - gdzie "Manueli" do humoru "Samby Mamby"?
Bardzo podoba mi się za to piosenka "Nintendo", tylko znów, kurcze, cały czas mam wrażenie, że to jest żywcem wyjęte ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Charlie i fabryka Czekolady" i doprawione samplami z Franka Kimono.
Dalej niestety jest już bardzo nudno, bardziej mroczno i raczej bez rewelacji. Co chwilę słychać tylko coś, co da się skwitować słowami prawie jak Maleńczuk. Można więc ocenić tę płytę jako rzecz wtórną z niezłymi fragmentami, albo też jako trzymającą poziom starych Pudelsów z kilkoma wpadkami. Na szczęście jako nie-fan, nie muszę tego rozstrzygać.
Nigdy nie byłem konsekwentnym fanem Pudelsów, ale ich twórczość mam dość dobrze opanowaną. Odkryłem to wyłapując na "Zen" motywy żywcem wyjęte z poprzednich płyt. To nawet nie jest zła zabawa, ale szybko się nudzi i zostaje poczucie wtórności.
Płyta zaczyna się od piosenki "Bliźniacy". Ale to nie o tych chodzi, co by się mogło wydawać - skandalu nie będzie. W sumie nie wiadomo, o co chodzi w tym utworze, więc przechodzimy do "Anarchii w IV RP" - bardzo dobrego, rockowego kawałka z dobrze poukładanym tekstem już jak najbardziej o bieżącej sytuacji w Polsce. "Złodziejski priorytet to zdobyć immunitet" - bardzo celne. Na płycie jest więcej takich udanych fraz. Ot choćby "Podać tlen czy mam kłuć? / Jak mnie słyszysz - wzywa Łódź" w najmocniejszym chyba i moim zdaniem najlepszym na płycie utworze "Skóry", który brzmieniem przypomina jednak strasznie mocno "Wolność słowa" . Poprzedza go nudny utwór tytułowy i debilna piosenka o Michaelu Jacksonie.
"Na plaży w Dębkach" to, jak się zwykło pisać w recenzjach, murowany hit wakacji, ale ja takie klimaty wolę w wykonaniu Tymańskiego, który w balansowaniu na pograniczu kiczu i obciachu trzyma się bliżej moich standardów. Tak czy owak słyszę kolejny kawałek i kolejny raz mam wrażenie, że to już gdzieś było. To w tej piosence pada pada zdanie "Na fali reggae, rocka i punka płynie plagiatów słodka mieszanka". No właśnie.
W tym powielaniu wzorców nie brakuje fragmentów mizernych, jak choćby piosenka o krzaku marihuany zjedzonym przez winniczki - gdzie "Manueli" do humoru "Samby Mamby"?
Bardzo podoba mi się za to piosenka "Nintendo", tylko znów, kurcze, cały czas mam wrażenie, że to jest żywcem wyjęte ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Charlie i fabryka Czekolady" i doprawione samplami z Franka Kimono.
Dalej niestety jest już bardzo nudno, bardziej mroczno i raczej bez rewelacji. Co chwilę słychać tylko coś, co da się skwitować słowami prawie jak Maleńczuk. Można więc ocenić tę płytę jako rzecz wtórną z niezłymi fragmentami, albo też jako trzymającą poziom starych Pudelsów z kilkoma wpadkami. Na szczęście jako nie-fan, nie muszę tego rozstrzygać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz