Kurwy forumowiczki
- Każdy kto podniósł kradzione jest dla mnie kurwą - z wrodzoną przenikliwością i cenioną przez fanów subtelnością pisze do nich Kazik Staszewski na swoim forum. I grozi tegoż forum zamknięciem.
Poszło nawet nie o to, że nowa płyta zespołu wyciekła od wydafcy do sieci dwa tygodnie przed premierą, tylko o to, że pół forum ją czym prędzej zajumało.
Piszę o tym z sentymentu do forum Kultu i twórczości Kazika w ogóle. Po wielkiej miłości do jego muzyki i fanatycznej aktywności tamże pozostało kilka przyjaźni realizujących się w ironicznym dystansie - jeśli w ogóle w jakimś stosunku - do samego forum oraz sentyment, który nie mobilizuje mnie już wszak nawet do chodzenia na koncerty. O gorączkowym kupowaniu płyt w dniu premiery już dawno zapomniałem. Nawet nie umiem określić, po której sobie odpuściłem - poprzedni album Kultu mam, ale co tam wyszło pomiędzy, za bardzo nie pamiętam. Pamiętam, że było tak słabe, że Kazik powinien się właściwie cieszyć, że są jeszcze tacy, którym chce się jumać jego płyty z sieci.
Ale się nie cieszy. Kurwi za to na fanów i grozi. A przecież pisze bezpośrednio do tych, na których z pewnością nie straci; nawet jeśli teraz płytę ściągną, nawet jeśli jest mizerna, to ci co mieli ją zamiar kupić i tak to zrobią. Taka natura fana. Z kolei ci, którzy mieli zamiar ją zajumać z torrenta, zrobią to po prostu chwilę wcześniej. I może chwilę wcześniej napiszą w sieci, co o niej myślą, choć na forum ustalono zdaje się, że pisać będzie się po premierze. Na całej sprawie zespół i wydawca traci więc nawet nie tyle finansowo, co prestiżowo: ktoś ich zrobił w balona, stracili kontrolę nad zaplanowanym, ważnym wydarzeniem, jakim jest premiera płyty. Rozumiem wkurw, ale żeby skupiał się on na fanach, którzy tej płyty łakną tak bardzo, że nie umieją się powstrzymać? Żal, panie Staszewski.
Nie wiem, jak to dokładnie wygląda w świetle prawa, ale podejście do muzyki z sieci mam ustalone od dawna. Ściągam, słucham kilka razy i decyduję: wyrzucam do kosza albo zasuwam do sklepu. Nie trzymam na dysku empterójek, jeśli na półce nie mam egzemplarza płyty. Nieliczne wyjątki stanowią rzeczy, których na CD po prostu nie udało mi się jeszcze upolować - starocie, rzeczy nie dystrybuowane w Polsce. Na "legalizowanie" muzyki przeznaczam całkiem sporo pieniędzy i uważam, że jestem wobec artystów fair. Ale w ciemno kupuję tylko to, na czym się z pewnością nie sparzę. Twórczość Kazika się niestety już od dawna do tej kategorii nie zalicza, w czym lecące w tle "Hurra" tylko mnie utwierdza.
Trafny komentarz.
OdpowiedzUsuńCiekawe tylko jak to tak naprawdę powinno wyglądać. Bo w tej postaci, jaką zdają się proponować empetrójkowi "melomani" skazani jesteśmy jedynie na galopującą pauperyzację muzyki.
Gdy postaci typu Rihanna będą nagrywać i po sto kawałków w miesiącu, nie możemy liczyć na nowe Pink Floyd, bo siłą rzeczy ich kawałki też będą musiały kosztować $0,99 i chłopaki zejdą z głodu przy produkcji debiutu.
Zgadzam się z opinią, że obecny system dystrybucji muzyki jest anachroniczny. Uważam jednak, że liczenie artyzmu popularnością jest niewłaściwe i krzywdzące - tak artystów jak w dłuższej perspektywie samych słuchaczy.
Już dziś przecież prawie nie ma czego słuchać, brakuje nowych zjawisk, nie ma awangardy. Potencjalni geniusze wybrali kariery w korporacjach, bo te przynajmniej im płacą.
Już dziś przecież prawie nie ma czego słuchać, brakuje nowych zjawisk, nie ma awangardy.
OdpowiedzUsuńLOL
[i]Już dziś przecież prawie nie ma czego słuchać, brakuje nowych zjawisk, nie ma awangardy.[/i]
OdpowiedzUsuńOgranicze sie do: buehehehehe.
Świat się zmienia. Nie da się już zatrzymać dla siebie dóbr intelektualnych. Piraci zwyciężą. I nie to, żebym jakoś specjalnie ich popierał. Sam niczego nie ściągam z sieci. W d. mam muzykę.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpanowie miasto-masa-maszyna oraz faustino sądzą, jak mniemam, że są awangardowi. Byłbym nieuczciwy, gdybym zaprzeczył, bo się nie znamy. Pozwolę sobie jednak nie tylko podtrzymać swoją pierwotną opinię ale również dodatkowo jej nie uzasadniać. Rozumiem, że głównym argumentem młodzieży gimnazjalnej jest obecnie lol tudzież buehehehe, obawiam się jednak, że jakakolwiek wymiana poglądów na tym poziomie jest bezcelowa.
OdpowiedzUsuńNowych zjawisk nie brakuje, tylko nie można już ich szukać na listach sprzedaży. Przykładowo ostatnio trafiłem na koncert takiej bardzo interesującej progresywy: http://www.myspace.com/landsandbody
OdpowiedzUsuńNomen omen koncert odbył się w mieście, z którego pochodzi Pink Floyd ;)
A jeśli chodzi o pana Kazika to "artysta wiarygodny, to artysta głodny" i "wszyscy artyści to prostytutki".
@b.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie jednak nie tylko podtrzymać swoją pierwotną opinię ale również dodatkowo jej nie uzasadniać.
Pozwolę sobie na LOL.
Ciekawy "awangardowy" wątek, i ciekawe jest to, że pojawia się akurat w przypadku Kazika.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że b. nie zadaje sobie trudu, by tezę swą uzasadnić, bo przeciwną uzasadnić dość łatwo. Parę(naście?) lat temu rzeczywiście modnie było narzekać w kawiarnianym dymie, że postmoderna zabiła awangardę, że nikt już nie neguje dotychczasowego kierunku i nie wyznacza nowego.
Bo w końcu istotą awangardy jest to, że idzie z przodu i pociąga za sobą innych. Więc krytyka wydęła wargi i dowodziła, że kierunku żadnego w kulturze już nie mamy tylko jakieś dziwne ruchy browna.
Ba, kiedy rzeczywistość tezę złośliwie neguje, bo choćby na rodzimym podwórku (skoro wychodzimy od Kazika...) mamy takie Lao Che, które trzy(?) lata temu kerunek wskazało i teraz martyrologicznego rocka mamy aż po vomit. A że w tej twórczości zdarzają się perełki, rzeczywiście przeżywane przez artystów, to zbyć tego terminem "moda" nie sposób.
A Kazik? Kazik był artystą awangardowym ale się najadł i awangardowy już nie jest.
ja też lol :)))
OdpowiedzUsuńzdziadziały Pan jest, ot co
OdpowiedzUsuńTo może teraz ja: nie można oczekiwać od pięćdziesięcioletniego faceta, że będzie kolesiem-równiachą, idolem licealistów i studenciaków przez całe życie. Że Kazik pewnie by chciał (coroczne koncerty na Juwenaliach czy w Stodole), to inna sprawa, ale wielu dobrych nowych pomysłów już nie ma i to naturalna kolej rzeczy.
OdpowiedzUsuńDodam też, że jeszcze zabawniej słucha się Muńka Staszczyka, śpiewającego "Na blokowisku żyje się trudno". Taki los wykonawców, którzy przez długi czas jadą na "zaangażowaniu" a potem nie umierają śmiercią tragiczną, nie zachlewają się i nie mają co ze sobą zrobić, więc pozostaje im tylko nagrywać słabsze repliki poprzednich płyt. Kto lubi, ten i tak kupi. Kto nie - ściągnie mp3, ponarzeka i skasuje, ot co.