P jak Paramonow
Alfabet warszawski
P jak Paramonow, Jerzy
"Osobno ręka, osobno głowa, to jest robota Pramonowa" - w 1955 roku nie było warszawiaka, który nie znał tej piosenki. - Śpiewano ją w barach, na potańcówkach, nawet na ulicach - opowiada Andrzej Gass, dziennikarz śledczy epoki PRL. O bandycie nazwiskiem Paramonow i piosence mało kto już by pamiętał, gdyby nie zespół Vavamuffin, który niedawno przypomniał przyśpiewkę na swojej płycie.
- Piosenkę słyszałem w różnych fragmentach śpiewaną przez kolegów przy piwie. Postanowiłem odnaleźć całość i nagrać - mówi Gorg, jeden z wokalistów Vavamuffin. Kim właściwie był ów słynny bandzior, który stał się bohaterem ludowym i ostatnim przestępcą warszawskim opiewanym w pieśniach? - Drobnym złodziejaszek i zwykłym prymitywem, który znalazł się po wódce w nieodpowiednim miejscu - wspomina Andrzej Gass.
Dotrzeć do prawdziwej historii Jerzego Paramonowa nie jest łatwo. Został powieszony w 1955 roku w areszcie na ul. Rakowieckiej, ale jego akt już tam nie ma. - Po 50 latach najprawdopodobniej trafiły do Instytut Pamięci Narodowej - mówi Luiza Sałapa, rzecznik służby więziennej. W IPN jeszcze żaden historyk nie zainteresował się tą sprawą, a tylko oni - w świetle obowiązujących przepisów - mają dostęp do akt. Pozostają więc stare gazety, który rozpisywały się o procesie.
Zbrodnicza seria Paramonowa trwała niecałe trzy miesiące. Zaczęła się 19. sierpnia wieczorem, od napadu na ul. Syreny na milicjanta. Paramonow kilkakrotnie uderzył łomem ("Życie Warszawy" podaje że łom ważył 23 kg!) milicjanta Stanisława Lesińskiego i ukradł mu pistolet. Ciężko ranny Lesiński przeżył, choć stracił oko.
Krótko potem Paramonow w pośredniaku poznaje Kazimierza Gaszczyńskiego. Wspólnie napadają z bronią na sklepy w al. Waszyngtona, na ul. Powązkowskiej, we Włochach, na restaurację "Goplana" w Aninie. W sumie dokonują kilkunastu napadów, w których kradną 40 tyś. zł (pensja pracownika fizycznego wynosiła wtedy 1500-2000zł). Pieniądze idą "na hulaszczy tryb życia", jak zezna w procesie Paramonow.
Wątpliwą sławę bandyta zdobył jednak dopiero 22 września. Tego wieczora bawił ze swoim szwagrem Zdzisławem Gadajem i z prostytutką w modnej wówczas restauracji "Stolica" przy pl. Powstanców. Po imprezie pili jeszcze alkohol w taksówce zaparkowanej przy ul. Wspólnej. To tu zauważył ich milicjant Zbigniew Łęcki. MO nie miała wówczas radiowozów, więc przewiózł towarzystwo taksówką na działającą do dziś komendę przy Wilczej. Podczas wysiadania z taksówki Paramonow zastrzelił Łęckiego, postrzelił w nogę innego milicjanta i cały czas ostrzeliwując się rzucił się do ucieczki porwanym samochodem. Pościg zgubił już przy Al. Jerozolimskich, ale w taksówce został jego dowód osobisty, więc milicja, a nazajutrz prasa, poznały jego nazwisko.
Następne cztery tygodnie to wielki pościg polskiej milicji i wielka ucieczka Paramonowa i Gaszczyńskiego. Bandyci przemieszczali się po rożnych miastach, a ludzie układali kolejne zwrotki piosenek. "Cała milicja już w strachu chodzi, bo Paramonow przyjechał do Łodzi". - Został idolem ludowym, bo zabił milicjanta. Drobny, cichy, niczym inny się nie wyróżniał, ale jako naczelny wróg władzy, był bohaterem ulicy - wspomina Andrzej Gass.
Ostateczne bandyci wpadli 2. października. - Gdybym miał pestki, byłoby inaczej - Paramonow miał się odgrażać milicjantom, którzy znaleźli go śpiącego w stercie słomy koło dworca Wschodniego. Chodziło oczywiście o naboje, które wystrzelał uciekając z komisariatu na Wilczej. Co ciekawe Józef Ostrowski, jeden z milicjantów, którzy zatrzymali bandytów, pracował w komendzie stołecznej aż do 2004 roku.
Proces w sądzie wojewódzkim trwał trzy dni i był biletowany, bo śledzić go chcieli wszyscy. "Już od rana na korytarzach sądu gromadziły się tłumy (...). To przeważnie młodzież specjalnego autoramentu, wśród niej wielu znajomych milicji chuliganów i bikiniarzy" - pisał "Express Wieczorny" z 10.11.1955 r. Obaj przestępcy skazani zostali na karę śmierci. Wyrok na Paramonowie wykonano bardzo szybko, bo już 21.11.1955 r. Piosence przybyła kolejna zwrotka. "Cała Warszawa chodzi w żałobie, bo Paramonow leży już w grobie".
Jakub Chełmiński
Audio z www.merlin.pl.