Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą piłka nożna. Pokaż wszystkie posty

14 września 2008

Budzi się we mnie kibic

Wszyscy trzej stali czytelnicy wiedzą, że rodzima liga piłkarska interesuje mnie wyłącznie w kategoriach statystycznych - tzn. staram się wiedzieć co i jak, śledzę wyniki, ale kibicowanie rodzimym drużynom mnie nie grzeje, poziom gry zaś zniechęca. Są jednak takie chwile, gdy budzi się we mnie kibic i gdy tym bardziej marzy mi się, że kiedyś chodzenie po mieście w koszulce jednego ze stołecznych klubów nie będzie ryzykowne ani nie będzie się ludziom kojarzyć z bandyterką. Proszę Państwa - oto czubek ligowej tabeli po 5. kolejce - na prowadzeniu dwie warszawskie drużyny. To nie zdarza się często! A stan ten się pewnie utrzyma jeszcze tydzień, bo Wisła przegrywa właśnie z Lechem 1:4 i wyżej dziś nie podskoczy.

-----{ edit }-----

Jak na zawołanie pod domem przeszła właśnie wataha drących się, najebanych kiboli jednego z wzmiankowanych klubów. I od razu kibic we mnie trochę jakby skarlał.

-----{ edit, 15.09.08, 21:18 }-----

Jak widać, sprawa budzi emocje i nie jest w dodatku wcale taka oczywista. Ale koniec końców i tak wychodzi na nasze ;)

źródło obrazka: onet.pl

07 września 2008

Nie dogodzisz

Sobota w Warszawie upłynęła pod znakiem wielkich imprez. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi bawiło się pod Pałacem Kultury na Orange Warsaw Festival, kilka tysięcy odwiedziło Wytwórnię Wódek Koneser, by posłuchać Georga Clintona, a ponad 30 tysięcy fanów sportów ekstremalnych oglądało sportowe pożegnanie Stadionu X-lecia.

Dopisała pogoda. 6 września był upalny, niczym czerwcowy wieczór. Z trzech wymienionych imprez zaliczyłem tylko jedną, tę w Koneserze. Koncert był nierówny, po dobrych momentach przychodziły długaśne, słabiutkie sety staruszków, którym chyba wydaje się, że są wirtuozami. Nie są, lepiej im idzie, jak się po prostu wygłupiają. Ale atmosfera była świetna, a reggaowo-rockowo-funkowa muzyka idealnie zgrała się z aurą.

Niezapomniany był też widok ulicy Ząbkowskiej, na której tłok był taki, jak na głównych ulicach prawdziwie turystycznych miejscowości. W środku nocy, w Warszawie. Jeśli te imprezy miały przybliżyć miasto do zwycięstwa w wyścigu o tytuł europejskiej stolicy kultury w 2016 roku, to bez wątpienia ta praska była krokiem w dobrym kierunku. Choć kultura to masowa i, tu zgadzam się z krytykami, takie imprezy same nie wystarczą, to jednak pokazała, że w Warszawie tłum ludzi może się dobrze i spokojnie bawić. I to na Prażce.

Myśmy skołowali na 11 listopada 22, gdzie do 5 rano trwała znakomita zabawa przy muzyce, której na trzeźwo nie dałbym rady słuchać ;) Nie o to jednak chodzi - ważne, że kolejny raz przekonałem się, jaką bzdurą jest mówienie, że w Warszawie nic się nie dzieje.

Są jednak tacy, którym to nie pasuje. Łukasz Kamiński mignął mi w tłumie, więc trudny dylemat wynikający z przybytku imprez rozstrzygnął na korzyść Clintona. Wcześniej jednak narzekał, że imprez jest... za dużo! Detali rzeczywiście można się czepiać, ale - jeśli już - to raczej narzekałbym, że taki weekend był tego lata tylko jeden i tylko we wrześniu. Całe wakacje spędziłem w mieście i, choć i tak działo się niemało, żałuję, że nie było więcej takich dni, gdy można było wybierać między kilkoma dużymi imprezami. A przecież latem, w europejskiej stolicy kultury, powinno być właśnie tak - nadmiar i bogactwo zmuszające do wybierania. Łukaszu i Gazeto Stołeczna, nie idźcie więc tą drogą, mobilizujmy miasto, by imprez było więcej, a nie sugerujmy jego władzom, że zrobiły ich za dużo, bo spoczną na laurach ;)

PS: Fajny komentarz obok tematu. Panadol Bródno i Ranigast Stare Miasto brzmią jak nazwy klubów piłkarskich :)

02 września 2008

Derby

Zastanawialiśmy się dziś w redakcji* nad tym, jak można byłoby "ugryźć" derby Warszawy na stronie internetowej. Mieliśmy kilka fajnych propozycji, które mogą nawet kiedyś ujrzeć światło dzienne, choć kibolstwo znów zrobiło wszystko, by się odechciało.
Od dwóch lat interesuję się piłką bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej (spora w tym zasługa gry Fifa, nawiasem mówiąc) i coraz bardziej męczy mnie to, że w Polsce nie da się emocjonować klubową piłką, o realnym kibicowaniu nie mówiąc.

Nie da się, bo co to za emocje, jak piłka tonie w korupcji? Co to za przyjemność, jak mecze kończą się zadymami? Ba, nawet nie tyle kończą - nie wiem czy celowo, ale nad wyraz zgrabnie napisał dziś "Stołek"; w czasie bijatyki w stolicy rozpoczął się mecz derbowy.

Wiem, odezwą się - jeśli w ogóle ktoś się odezwie - zaraz chętni, by dowodzić, że nie każdy kibic to kibol. Z pewnością. Ale ta garstka (?) narzucająca reszcie swój sposób wyrażania około portowych emocji nadal jest zbyt liczna na mój gust.

Chciałbym dożyć czasów, gdy nie dwie, lecz co najmniej cztery warszawskie drużyny grać będą w Ekstraklasie, a ich kibice, choć podzieleni, nie będą się tłuc, tylko oglądać mecze na stadionach lub w swoich pubach. Chciałbym, by wokół piłki była taka otoczka, jak na Wyspach. Na razie pozostaje mi emocjonować się ligą angielską.

Chciałbym szykować specjalne wydania gazet, czy specjalne dodatki na strony WWW lokalnych mediów w taki dzień, gdy Warszawa ma swoje piłkarskie święto. Pisać o tych klubach, o ich zawodnikach, krótko mówiąc pisać dla kibiców. Ale na razie nie ma to żadnego sensu. Szkoda czasu.

PS: W podlinkowanym tekście o zadymie rozbawiło mnie pierwsze zdanie pod leadem - o bijatyce dowiedziała się Gazeta Stołeczna. Nawet na Prażce słychać było syreny suk jadących na Muranów, więc średni to ekskluziw, koledzy :)

* W tym miejscu czas chyba dodać, że nie jest to już warszawska redkacja "Dziennika", lecz newsroom TVN Warszawa, kanału telewizyjnego i strony internetowej, które mają ruszyć jeszcze w tym roku.


----{ edit 3.09.08, 7:04 }----

Właśnie sobie przypomniałem, że wciąż nie znam wyniku - a po to wszedłem wczoraj na gazetę.pl. Było 1:1.

31 sierpnia 2008

Blog Day 2008

Doczytałem się właśnie w sieci, że dziś jest coś takiego, jak BlogDay - dzień, w którym bloggerzy polecają swoim czytelnikom pięć ciekawych ich zdaniem blogów. Czemu nie?
  • TrzaskPrask jest ostatnim - przyznaję - warszawskim fotoblogiem, który śledzę regularnie., czyli przez RSS. I wyglądam z ciekawością każdej nowej porcji zdjęć z dowcipnymi podpisami. Lubię ten styl. Pozostałe stołeczne fotoblogi oglądam, ale nie tak regularnie.
  • A jednak się kręci, czyli jedyny przedstawiciel kategorii "sport to zdrowie". Wybór był trudny. Rafał Stec pisze głównie o piłce nożnej. Interesują mnie zarówno niemieszczące się w gazecie relacje z wydarzeń, jak i subiektywne opinie, z których też nie wszystkie publikuje w gazecie. A najbardziej lubię, gdy wda się w polemikę z autorami innych gazetowych blogów okołosportowych.
  • Telepraca to chyba najbrzydszy lejaut w tym zestawie :P Ale najlepszy styl. Uwielbiam ironiczny sposób, w jaki Leniuch opisuje absurdy rzeczywistości. A że ma przy loginie numer 102, to czasem nas mylą, jak się właśnie wczoraj dowiedziałem. Schlebia mi to, ale dementuję - leniuch102 i roody102 to dwie różne osoby ;)
  • Koszmary to wybór przewrotny, bo dla działki "architektura" zupełnie niereprezentatywny. Nie ma tu kolorowych renderów, nowych wieżowców, nic z tych rzeczy. Jest czysty naturalizmi architektury fatalnej czyli lista argumentów przeciwko pomysłom posła Palikota.
  • Google Operating System to z kolei najlepszy w sieci blog z informacjami o nowych projektach, aplikacjach wiadomej firmy. Nie da się ukryć, że jestem wyznawcą Kościoła Google, używam wielu ichnich narzędzi i informacje o nowych funkcjach po prostu mi się przydają. Obserwuję, jak Google czyta w myślach swoich uzytkowników dodając i przy okazji patrzę, jak przejmuje władze nad światem. Raz nawet byłem szybszy od autora ;)
Blog Day 2008

27 sierpnia 2008

O włos od dna, niestety

Gdy Wisła strzeliła bramkę Barcelonie, nawet w warszawskim pubie, który ponoć jest zasadniczo miejscem, gdzie występy swojej drużyny oglądają fani stołecznej Legii, rozległy się niemrawe oklaski. I ja się cieszyłem, bo naprawdę chciałbym dożyć chwili, gdy polska drużyna będzie się bić z najlepszymi o punkty, a nie - jak wczoraj - o pietruszkę. Niechby nie była z Warszawy, byle by była w ogóle.

Ale chwila radości była krótka. Polski sport w Pekinie - a polska piłka w szczególności na Ukrainie - sięgnął w ostatnim czasie alkoholowego dna. Drobny i wątpliwy sukcesik Wisły, która i tak nie miała szans na awans tego faktu nie zmienia. Zmienia co innego - tak, jak działacze PKOl mówią o progresie, bo mieliśmy dużo czwartych miejsc, tak pieprzyć będą działacze PZPN i spora część otumanionych (przez delikatność nie piszę czym) komentatorów. Wśród nich być może i ci, którzy popili z naszymi reprezentantami i pewnie chwalą się tym teraz między kolegami.

Progres. Znów jest. Z 0:4 na 1:0 - ukryć nie sposób. Jest. I znów zamiast jebnąć o sportowe dno z całą mocą polski sport, niczym pijak, co nigdy sobie krzywdy nie zrobi, się odbił.

Cała nadzieja w drużynie San Marino. Tylko czy podoła presji?

PS: A tymczasem kilka tygodni po tym, jak ze stanowiska w Narodowym Centrum Sportu poleciał Michał Borowski harmonogram prac przy realizacji tego obiektu po raz pierwszy się wysypał. Pani Hania i koledzy z "Dziennika" muszą być z siebie dumni.

03 grudnia 2007

Ironia historii 2

Właśnie przeczytałem, że jeden z założycieli polsko-niemieckiej pracowni architektonicznej JSK zrobił karierę w Niemczech, bo do Polski miał wrócić ze stypendium 16 grudnia 1981 roku. Władze PRL pokrzyżowały mu plany, a on teraz zaprojektuje - wespół z Niemcami, o których pisałem w poprzedniej notce - nowy stadion na miejscu tego poświęconego dziesięcioleciu PRL. Historia kpi na każdym kroku.

Taki kraj.

02 grudnia 2007

Polska na trawie

Na papierze [Niemcy] na pewno są faworytami grupy, podobnie jak Chorwacja. Ale my nie gramy na papierze, tylko na murawie. Dzięki Bogu gramy na trawie!
Leo Beenhakker

Leo skazany na cud

GRUPA A: Szwajcaria * Czechy * Portugalia * Turcja
GRUPA B: Austria * Chorwacja * Niemcy * POLSKA
GRUPA C: Holandia * Włochy * Rumunia * Francja
GRUPA D: Grecja * Szwecja * Hiszpania * Rosja

Polska skazana na cud - albo wygramy z Chorwacją, która dopiero co pokonała Anglię na Wembley (tu kibicować będzie nam będzie całe Zjednoczone Królestwo - w końcu jesteśmy jedynym reprezentującym je narodem na Euro) albo - po raz pierwszy, w pierwszym naszym meczu 8.06.2007 - pokonamy Niemcy. A wtedy w ćwierćfinale wygrywamy z Portugalią (to już umiemy) i dalej... No, zobaczymy. Łatwo być nie mogło - gorzej, owszem.

30 listopada 2007

Ironia historii

Stadion Narodowy w Warszawie, który stanie na miejscu jednej ze sztandarowych inwestycji PRL, zbudowanego z gruzów zniszczonej w 1944 roku Warszawy Stadionu Dziesięciolecia, zaprojektują architekci z Niemiec.

Historia lubi kpić.

15 listopada 2007

Pomarańczowa sobota

Ktoś rzucił pomysł na forum Gazety.pl, która oczywiście od razu go podchwyciła. I ja się przyłączam, bo zawsze sympatyzuję z takimi akcjami.

W sobotę Polska gra z Belgią w meczu, który może nam dać historyczny, bo pierwszy w historii tych rozgrywek, awans do Euro (2008). Za cztery lata grać będziemy i tak, jako - miejmy nadzieję - gospodarze, ale teraz biało-czerwoni mają szansę mieć to z gry. Na dwa mecze przed końcem eliminacji są pierwsi w grupie i naprawdę trudno im będzie to spieprzyć.

A klucz do sukcesu pochodzi z pomarańczowej Holandii i nazywa się Leo Beenhakker. I nawet jeśli naszym - w co nie wierzę - podwinęłaby się noga, to zmian które się w polskiej piłce zaczęły dokonywać za jego czasów cofnąć się już nie da. Wyciągam więc z biurka pomarańczową wstążkę z czasów ukraińskiej rewolucji, do czego i Państwa namawiam. Brazylią - ani nawet Holandią - jeszcze nie jesteśmy, ale polska piłka zdaje się powolutku odbijać od dna, Polacy grają w całej Europie, w coraz lepszych klubach, są jaskółki zmian, które cieszyć muszą, nawet jak ktoś średnio interesuje się piłką. Zatrudnienie holenderskiego trenera uruchomiło te zmiany - i właśnie dlatego bez względu na wynik sobotniego meczu, warto mu podziękować.

A pomarańczowego koloru nigdy przecież za wiele :)

Obrazek pomarańczowej wstążki (która ma wiele znaczeń) pochodzi z Wikipedii. Trzeba będzie dopisać nowy punkt.

17 października 2007

Danny a sprawa polska - finał

Dla formalności: Danny Szetela wszedł na boisko w 85 minucie towarzyskiego meczu USA - Szwajcaria, co kończy debatę na temat jego ewentualnej gry w polskiej reprezentacji i zarazem zamyka temat na blogu. Dziś dodałem jeszcze jeden link w poprzednim poście z tego cyklu, ale komentować już chyba tego nie będę.

16 października 2007

Danny a sprawa polska - cd.

W sprawę Danny'ego Szeteli, przegapionego przez trenera Janasa gwiazdora piłki nożnej, który mógłby grać w polskiej reprezentacji - a pewnie zagra dla USA - włączyła się podobno kancelaria prezydenta.

Informuje o tym sport.pl. To jest dokładnie to, czego się bałem i co tłumaczyłem w komentarzach pod poprzednią notką o Dannym. Gdyby np. ministerstwo sportu powiedziało, że celem uniknięcia takich sytuacji zainwestuje w szkolenie młodych piłkarzy w Polsce - to by była normalna reakcja. A tak rzucą się teraz wszyscy na chłopaka, potem - zależnie od jego decyzji - będą go ściskać lub opluwać, a na koniec tak czy owak narzekać, że gra poniżej oczekiwań (zależnie od sytuacji z fałszywą troską lub nutą złośliwej satysfakcji).

Nie chcę przewrotnie życzyć Danny'emu sukcesów z reprezentacją USA, ani pisać, że mam nadzieję zobaczyć, jak pakuję piłkę do polskiej bramki. Nie, pewnie że wolałbym zobaczyć go w naszej koszulce. Ale wnerwia mnie ta narodowa hucpa potwornie.

Zaraz się pojawi tak jak zawsze ta pierdolnięta husaria.


--------------------------------{ edit: 16.10.2007, 11:51}--------------------------------

Piękne - w 1997 PZPN żałował na... bilety lotnicze dla Smolarka.

--------------------------------{ edit: 16.10.2007, 23:41}--------------------------------

Kolejny epizod tej samej historii - tym razem chce u nas grać chłopak z Francji. Może więc nie doceniłem powagi zjawiska?

--------------------------------{ edit: 17.10.2007, 16:04}--------------------------------

To już jakaś mania - dziennikarze zajęli się masowym wynajdywaniem piłkarzy polskiego pochodzenia, do których nie dotarł PZPN. A szkoleniu młodych piłkarzy w Polsce - wciąż ani słowa. To jakiś specyficznie rozumiany sportowy outsourcing? :)

11 października 2007

Danny a sprawa polska

Sport.pl wespół z Ebim Smolarkiem spekulują na temat przyszłości Danny'ego Szeteli - Amerykanina polskiego pochodzenia, który błysnął na mistrzostwach świata do lat 20. Czy zagra w reprezentacji USA, czy w Polskiej?

Na razie Danny zrobił przynajmniej kilka kroków w drugą stronę - w tym dwa na wspomnianych mistrzostwach; strzelił naszej młodzieżówce dwie bramki w sromotnie przegranym meczu z USA.

Szanse na to, że Szetela zagra dla Polski są więc marne, choć z punktu widzenia przepisów, póki nie zagra w "dorosłej" reprezentacji wszystko jest możliwe. Ale przez lata nikt tu o tym nie pomyślał. Podejrzewam wręcz, że osoby decyzyjne w polskiej piłce o istnieniu zawodnika, którym już jakiś czas temu interesowały się kluby z brytyjskiej Premier League dowiedziały się w czasie rzeczonych mistrzostw. Tymczasem Szetela trafił do Hiszpanii i gra w drużynie z Ebim Smolarkiem, który nawiasem mówiąc też kopać piłki w rodzimych stronach się nie nauczył.

Działacze w USA muszą czytać polską prasę - ledwo tu zaczęły sie spekulacje powołali go do kadry. I już raczej nie zgra w naszych barwach. A kto wie - może jeszcze da radę nas upokorzyć na niejednych mistrzostwach? I już widzę, co się teraz zacznie. Komentarze w tonie lekkiej pogardy dla - tego nikt wprost nie powie - zdrajcy będą zwalać winę na PZPN, który w porę nie uświadomił chłopaka na okoliczność jedynie słusznej opcji narodowej.

Było takich przypadków kilka - że wspomnę tylko te najbardziej bolesne, bo dziś grające dla naszego odwiecznego wroga i ciemiężcy, a więc Podolskiego i Klose. Były też próby importowania piłkarzy w ogóle nie mających nic wspólnego z naszym krajem, które skończyły się tak, jak się skończyły. I tu sprawa delikatna, bo łatwo być posądzonym o szowinizm, a nie o to przecież chodzi. Ale w całej tej dyskusji irytuje mnie jedna rzecz. We wschodzących za granica gwiazdach o polskich korzeniach upatruje się nadziei na wyrwanie rodzimej piłki z zapaści i w takim tonie pisze o potencjalnych możliwościach pozyskania gwiazd. Tak, jakby z 40 bez mała milionów na miejscu nie sposób było wybrać kilkunastu umiejących kopać gałę?!

Ja rozumiem - nie chodzi nawet o medialną stronę takiego importu, taka wschodząca gwiazda może przecież podnieść morale całej drużyny. Ale podniecanie się perspektywą pozyskania takiego gracza jawi mi się jako rzecz raczej smutna, bo wynikająca w gruncie rzeczy z kompletnej niemożności zorganizowania prawdziwej piłki w Polsce.

A to nie koniec upokorzeń - czekać tylko można na sytuację, gdy dziecko imigrantów z mojego rocznika w wieku lat 12 zasili młodzieżówkę klubu z Wysp, by w wieku lat 18 mieć dylemat - wracać do Polski czy też dać się naturalizować Brytyjczykom? Bo jakoś nie wierzę, że w Polsce nie ma talentów piłkarskich - czego zaś nie ma na pewno, to oczywiście zaplecza, szkolenia, myśli trenerskiej (za wyjątkiem myśli niemiłej pod adresem pewnego starszego pana z Holandii, który pokazał, że można, jak się ma myśli inne).

I cóż można dodać? Można tylko zakończyć rytualnym już niemal życzeniem, że może Euro 2012 przyniesie - wśród innych korzyści - zmianę i na tym polu. I nie będzie trzeba się martwić o to, że jakiś chłopak z polskimi korzeniami chce grać dla USA - sami przyjadą tu trenować.

Tylko że sam nie wierzę w to, co piszę.


--------------------------------------------{ edit: 12.10.2007, 08:51}--------------------------------------------

Nie koniec na Dannym - jak się okazuje podobne sytuacje spotykają chłopaków, którzy mieszkają, grają i strzelają bramki w Polsce. Trafiło na Dawida Jarkę. I choć prawdą jest, że PZPN kolejny raz daje ciała, to wtręt o podejściu patriotycznym jest dokładnie tym, czego nie chciałem przeczytać. Z tym że tu sprawa jest prostsza, bo szybką decyzję może podjąć Beenhakker. Ale on już z kolei pokazał, że umie sobie radzić z presją 20 milionów trenerów i nikt go do powołania Jarki nie zmusi.

29 września 2007

Fifa 08: szybciej, trudniej, fajniej

Letnie okno transferowe zamknięte, ruszyła decydująca faza Ligi Mistrzów, a w krajowych ligach zaczęła się walka o mistrzostwo. Trwają też eliminacje do mistrzostw Europy. A w sklepach jest już "Fifa 08" - czyli wszystko to w jednej grze, na domowym komputerze lub konsoli. Czym różni się od poprzedniej edycji?



Od razu zastrzegam, że porównuję wersje na PC, bo tylko do tej platformy mam dostęp. Dodam też, że F08 to dopiero druga gra z tej serii, w którą gram pasjami. F07 była dla mnie odkryciem rewolucyjnym, chyba dlatego, że po raz pierwszy grałem padem, a nie klawiaturą - właśnie sterowanie zrażało mnie wcześniej do gier tego typu.

Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę w nowej edycji, to właśnie nowe sterowanie (zakładka filmy). Zmieniła się przede wszystkim koncepcja bronienia się przed atakami przeciwnika. Pressing jest mniej efektywny, trzeba dobrze wyczuć moment na interwencję, by nie faulować, odebrać piłkę i jeszcze zdołać ją opanować, a nie kopnąć wprost do kolejnego rywala. Koledzy z drużyny zostają bowiem w tyle, a błąd oznacza otwartą drogą do własnej bramki.

Na szczęście jest nowy bramkarz; skuteczniejszy, szybszy, lepszy i - jeśli wybrać taką opcję - ręcznie sterowany. Trzeba refleksu i wyrobienia nowych odruchów, widać jednak na pierwszy rzut oka, że nowa obrona jest bardziej realistyczna i - po opanowaniu - może być skuteczniejsza. Przestawienie się nie jest jednak łatwe (choć gdy po kilku meczach odpaliłem Fo7 widać pierwsze efekty). A że wybierać można między kilkoma trybami, które różnią się stopniem kontroli nad tym, co robi a zawodnicy, gra robi się dużo bardziej złożona. A przez to trudniejsza i - oczywiście - ciekawsza. Mimo, że na razie gram po omacku, te zmiany wydają się sensowne.

Sterowanie atakiem zmieniło sie mniej, choć i tu można teraz grać dokładniej i bardziej precyzyjnie - za to obrona komputerowego przeciwnika jest inteligentniejsza i skuteczniejsza. Nie da się już tak łatwo przedrzeć przez linię defensywy jednym zawodnikiem, trudniej uderzyć z dystansu, a czekanie na partnerów też nie jest proste, bo obrońcy skutecznie odbierają piłkę, gdy tylko się zwolni. Tylko najlepsi sprinterzy są w stanie dojść do sytuacji sam na sam, ale czeka ich jeszcze pokonanie lepszego niż wcześniej bramkarza.

Nie miałem jeszcze okazji grać w multiplayera, nie jestem też specem od oceny trybów sieciowych, menedżerskich, a tu doszedł jeszcze tryb kariery indywidualnego zawodnika. Do szczęścia wystarcza mi, że mogę rozegrać sezon w jednej ze światowych lig - prawdziwymi klubami i prawdziwymi zawodnikami. Odwiecznego konfliktu między fanami Pro Evolution Soccer (które nie ma wszystkich licencji) i Fify to nie rozstrzyga, ale dla mnie jest kluczowym argumentem. Do tego dochodzi komentarz Szaranowicza i Szpakowskiego, którzy, mówcie co chcecie, są obowiązkowym elementem zjawiska, która nazywa się piłka nożna. Pisałem o tym jeszcze na starym blogu ilustrując to stosownym filmem, do którego zawsze warto wrócić:



Powiedzcie, że nie ;-P

Komentarz został rozbudowany, bardziej spersonalizowany (gwiazdy, także Ebi Smolarek, mają własne komentarze gdy strzelą bądź spudłują), choć niestety kilka tekstów znanych z F07 się powtarza. Szkoda, że nie nagrano wszystkiego od nowa. Nie zobaczymy też wielu nowych stadionów (choć wszystkie wyglądają lepiej) ani cieszynek. Ale są miłe niespodzianki, jak bramkarze wbiegający w pole karne przeciwnika przy rzutach rożnych w końcowych sekundach meczu (oprócz samej gry, jest też stosowna animacja).

Bardziej zindywidualizowane jest podejście do najważniejszych drużyn - mają własne ustawienia, bliższe realiom od typowych 4-4-2 itp. Wciąż jednak brakuje realizmu w turniejowych scenariuszach - zawodnicy nie mają długotrwałych kontuzji, nic poza kartkami nie może pozbawić gracza możliwości wystawienia najsilniejszego składu. Szkoda, bo w efekcie nie ma potrzeby, by sięgać po rezerwy. Dziwi też brak Ligi mistrzów i Pucharu UEFA wśród zdefiniowanych turniejów i kilka podobnych drobnych różnic w stosunku do poprzedniej edycji. Są za to nowe ligi (np. Czeska) i nowe reprezentacje (np. Czechy, Holandia), których brak w poprzedniej edycji był sporym zawodem. Fajną nowością jest też łatwe eksportowanie powtórek do pliku WMV.

Jeśli chodzi o wymagania sprzętowe, to różnica jest tylko w miejscu na twardym dysku - bogatsza gra zajmuje go prawie dwa razy więcej od poprzedniej edycji. Zbliżone wymagania oznaczają jedno - graficznie F08 nie jest zdecydowanym krokiem naprzód, choć trzeba powiedzieć, że fizyka została podciągnięta, szczególnie jeśli chodzi o piłkę. Zawodnicy nadal ruszają się schematycznie, ale rzadziej "przenikają" przez siebie nawzajem. W efekcie nie można oddać strzału kopiąc przez obrońcę, za to łatwiej jest wywalczyć karnego potykając się o jego nogę. Poprawiono "sędziowanie" - szczególnie spalone traktowane są bardziej realistycznie. W poprzedniej edycji "odgwizdywano" czasem zagrania, które nijak nie wyglądały na spalone, a moja prywatna teoria mówi, że spalony jest tak skomplikowanym i zarazem uznaniowym przepisem, że żaden komputer nigdy nie będzie go umiał prawidłowo odgwizdać :)

Ogólne wrażenie jest więc takie, że Fifa o8 to dopracowana, ostateczna wersja gry, dla której Fifa 07 była - skądinąd świetną - przygrywką.

Fifa 08
PC, Xbox 360, Wii, PS3
EA Sports, 2007
Oficjalna strona gry
Pobierz demo [479 MB]

23 lipca 2007

Demo(L)ka (by Żółć)

Znakomity komentarz do zagadnień okołofutbolowych z ostatnich tygodni:

Najnowszy, siedemnasty numer tygodnik insynuacji i pomówień "Żółć" dostępny jest tu.

09 lipca 2007

Polska na koksie

Teoretycznie ta notka powinna być oznaczona tagiem "moja Warszawa", ale ze zrozumiałych względów nie będzie. Młodzi warszawiacy pojechali na wycieczkę do Wilna - czym to się zakończyło można zobaczyć na zdjęciach i na video:


[link z bloga Piłka zza klawiatury]

Ktoś na bashu skomentował, że próbowali przyłączyć Litwę do Polski. Ale jakoś nie śmieszy mnie ten żart. Jak to jest możliwe, że nasze silne, rządzone twardymi rękoma państwo nie jest w stanie wziąć za twarz tej garstki hołoty? Gdzie zdecydowana reakcja? Czemu nie wyłapują ich na granicy? Chociaż konferencja prasowa, panie Ziobro, prosimy. A poważnie: międzynarodowa kompromitacja już jest (dobrze się przed Euro 2012 naszemu wizerunkowi nie przysłuży, ale na szczęście drogi się budują, stadiony pną w górę, więc może UEFA nie zauważy), zagraniczna policja w celach szkoleniowych wykorzystuje filmy z Polski. Czy musi dojść do tragedii? Czy ta hołota musi zabić kogoś na "zagranicznym występie", żeby ktoś wreszcie zobaczył, że to jest realny problem?

Kibole swoje zrobili: Legia zostanie pewnie wykluczona z pucharów. Szczerze? Nic mnie to nie obchodzi - jestem w stanie kibicować klubom z Anglii czy Hiszpanii natomiast los polskich mnie nie interesuje. Nie chcę mieć z tym bydłem nic wspólnego, nawet tyle, że śledzę polską ligę.

A czemu władze nie reagują? Wiadomo czemu - i bez tego mają swoje problemy. Dała się we znaki dualność Kaczyńskich - gdy jeden chwalił ojca Rydzyka, tam gdzie jest Polska, drugi z przerażeniem czytał, co Rydzyk mówi o nim na wykładach. Jeden widzi szatanów, inny czarownice... Do dziś pytanie co oni ćpają? wydawało się tylko żartem, ale okazuje się, że to wcale nie musi być zły trop, skoro doradca prezydenta przez cztery lata przejadł kilogram kokainy. Może w tym tkwi tajemnica tego faktu, że w poniedziałek o godzinie 9 rano za nami już kilka skandali, z których każdy w normalnym kraju zakończyłby się dymisjami na wysokich stanowiskach. A u nas? "Alleluja i do przodu!".

------------------------{ edit: 09.07.07, 15:05 }------------------------

Emocje nie stygną. Zczuba pisze do kiboli "idźcie w cholerę". I bardzo słusznie, nie ma co przebierać w słowach. A politycy żyją niestety słowami Rydzyka i nikt nie ma czasu odnieść się do afery, jaką jest występ warszawskiej hołoty w Wilnie. Z urzędników tylko Listkiewicz odniósł się do sprawy, ale też bez szczególnego zdecydowania.

Nie wierzę w zakazy stadionowe (nie ma podstaw prawnych), w zdecydowaną reakcję (skoro ci, którzy mają reagować piją wódkę z tymi, którzy demolują stadiony). Ale brak reakcji ze strony władz jest dla mnie najbardziej wymowny. To doskonale pokazuje, jak dalece nie interesują ich prawdziwe problemy tego kraju i jak kompletnie nie interesuje ich to, czy uda się zorganizować Euro 2012 w Polsce.

A w sieci? Tradycyjne komentarze: to tylko garstka chuliganów, która nie ma nic wspólnego z prawdziwym kibicowaniem, gdyby na stadiony przychodziły białe kołnierzyki, to na stadionach nie byłoby żadnej oprawy, jesteśmy ostatnim krajem w Europie, który umie kibicować, co pokazaliśmy na mundialu w Niemczech. Piszą to ludzie, którzy czują się na stadionach w miarę bezpiecznie. I pewnie jest w tym ziarno prawdy, bo kibice w czasie mundialu zachowywali się wspaniale, a oprawy robią wrażenie.

Tylko że ja tego nigdy na żywo nie zobaczę - nikt mnie nie przekona, że mecze polskich klubów to rozrywka dla mnie. I nie chodzi nawet o to, że bałbym się pójść na mecz - znacznie bardziej chodzi mi o to, że dziś kibicowanie jest synonimem bandytyzmu. Ja wiem, że ze środka to tak nie wygląda. Że z perspektywy osoby, która kibicuje z sercem i bez przemocy to uproszczenie jest krzywdzące - ale tak właśnie wygląda to z boku: szalik oznacza bandytę.

Widziałem, jak bawią się ci straszni włoscy kibice (tam jest ponoć gorzej, niż u nas) w Mediolanie po ligowym meczu na San Siro, jechałem z nimi nocnym autobusem. Nikt nie był pijany, agresywny, nikt nikogo nie zaczepiał. Gdy w Warszawie jest mecz wysokiego ryzyka - ustawiam sobie podróże po mieście tak, by się wyrobić między początkiem a końcem. Może przesadzam, może jestem niesprawiedliwy dla Was, spokojnych kibiców, ale gdy idziecie z szalikami na szyi nie zastanawiam się, do której grupy należycie, tylko spierdalam.

Nie Wasza wina? Wasza też. Wasza, władz klubów, PZPN, polityków - wszystkich tych, którzy przez lata bagatelizują sprawę, podkreślają, że to tylko margines i w ten sposób przykładają się do tego, że nie zmienia się nic. A potem mają pretensję, że ten stereotyp ich obciążą. Nie podoba Wam się - zróbcie coś wreszcie. Nie wmawiajcie mi, że to tylko garstka chuliganów, że nie ma się czego bać, tylko zróbcie coś, żebym za kilka lat mógł kibicować warszawskim klubom, w szaliku, bez nerwów.

Bo na razie bardziej prawdopodobne jest, że pojadę na Wembley, niż na Legię.

------------------------{ edit: 09.07.07, 23:05 }------------------------

A jednak jest reakcja Ziobry.

------------------------{ edit: 10.07.07, 00:02 }------------------------

Inni na ten temat:

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.