Reaktywacja
Zapraszam do autobusu.
Na co dzień nie sięgam do gazet o wnętrzach, architektoniczną wchłaniam regularnie tylko jedną. Trendy w dizajnie i architekturze śledzę raczej w internecie. Nie jakoś obsesyjnie, ale lista serwisów, na które zaglądam jest na tyle długa, że nierzadko trafiam po raz kolejny na to samo. "Prestige House" ujął mnie m.in. tym, że na 50 stronach prawie wszystko było dla mnie nowe. Zaskoczenie tym milsze, że nowe były dla mnie też warszawskiej miejsca prezentowane w tym numerze.
Inna sprawa, że 50 stron wypełnionych w - na oko - 1/3 reklamami to trochę za mało. Cały numer zajął moją uwagę na ledwie kilkanaście minut. I choć niektóre rozkładówki imponują i przykuwają wzrok na dłużej (dlatego wrzuciłem je w dość dużej rozdzielczości), to nie ma się na czym zatrzymać na dłużej. A szkoda, bo patrząc na te zdjęcia bardzo by się chciało.
Za to zdjęcia gór lodowych Davida Burdeny'a absolutnie mnie zahipnotyzowały. Szkoda tylko, że po rewelacyjnej rozkładówce następuje strona z tekstem przełamana brzydką reklamą, która psuje efekt. Drobnych kiksów graficznych jest w pierwszym numerze kilka. Nie podobają mi się podpisy do zdjęć na białym pasku kryjącym ilustrację. Wolę klasyczne, gazetowe podpisy pod zdjęciem. Zdziwił mnie też sposób łamania cytatów w tekstach - wszystkie są w cudzysłowach. Dla kogoś przyzwyczajonego do gazetowej interpunkcji to jest męczące.
To są jednak detale, które nie zacierają ogólnego wrażenia. Wrażenia, że trzyma się w ręku eleganckie wydawnictwo przygotowane przez osoby, które znają najnowsze trendy w dizajnie, wiedzą, co ciekawego projektuje się na świecie, co się otwiera i pokazuje w Polsce. To wrażenie luksusu potęguje duża ilość światła na redakcyjnych kolumnach, a nawet pewna nonszalancja w pozostawianiu cały szpalt pustych. Pochwalić muszę też okładkę - niewidoczna tutaj biała ramka naokoło ciemnego, nocnego zdjęcia, o szerokości bliskiej literom tytułu robi świetne wrażenie. Podobnie jak minimalna ilość dodatkowych informacji.
Koncepcja budowy dworca w tym miejscu zrodziła się tuż po wojnie, ale przez trzy dekady przegrywała z "przejściowymi trudnościami". Pierwotną wizję opracował Arseniusz Romanowicz - ten sam, który zaprojektował wpisane do rejestru, małe perły architektury; dworce Ochota, Powiśle oraz - podobnie jak Centralny - zdewastowany i niedoceniany dworzec Wschodni.W 2012 roku, tuż przed rozpoczęciem Mistrzostw Europy w piłce nożnej służby epidemiologiczne uznały, że dalsze użytkowanie tego interesującego budynku grozi wybuchem epidemii od wieków nie notowanej w tej części świata dżumy. Warszawiacy, nie mogąc uporać się z zalegającym na terenie dworca brudem, zdecydowali się na rozbiórkę. Nad nowym dworcem miał powstać 30-piętrowy wieżowiec. Niestety, w połowie realizacji okazało się, że inwestor - Polskie Koleje Państwowe - jest niewypłacalny, a konstrukcja nowego gmachu w skutek błędów projektowych nie nadaje się do dalszej rozbudowy. Inwestycja stanęła i nigdy nie została dokończona.Wolicie zamieść brud pod dywan
Wizytówka polskiej kinematografii – wytwórnia filmów na Chełmskiej – może przestać istnieć. Na jej terenie architekci przygotowujący miejscowy plan zagospodarowania zaplanowali sieć dróg publicznych i zieleń. Jeżeli projekt wejdzie w życie, wszystkie stojące tu budynki mogą zostać zburzone.To bzdura. Uchwalenie miejscowego planu zagospodarowania nie oznacza automatycznie przejścia do jego realizacji. Zwykle jest to zresztą traktowane - skądinąd słusznie - jako zarzut. Ale plan jako dokument ma inne zadania, niż harmonogram inwestycji. W założeniu ma być narzędziem umożliwiającym kontrolowanie rozwoju miasta. Co więcej, za jego realizację bezpośrednio wcale nie musi odpowiadać samorząd. Zwykle zapisy planu realizują prywatni inwestorzy. Wyjątkiem są te sytuacje, gdy w danym miejscu plan przewiduje inwestycje publiczne. I zwykle te inwestycje czekają na realizację najdłużej.
Nie mam ostatnio najlepszego humoru i prawdę mówiąc byłem niemal pewien, że ta płyta przegra z nastrojem. A jednak siła reggae jest potężna - debiut legendy, Juniora Stressa "urywa dupę", jak to z wrodzoną subtelnością i niezwykłą trafnością ocenił mój brat ;)
Może w tym wszystkim warto jeszcze raz powtórzyć to właśnie: przedstawione przez miasto wizualizacje to tylko jedna nieskończonej liczby z możliwych realizacji zapisów planu. Zapisów, które - jeśli ktoś sobie życzy - można wyczytać z rysunku planu [JPG, 11 mb]. Nawet, jeśli plan wejdzie w życie, to architektura poszczególnych budynków będzie zupełnie inna - zdecyduje o niej inwestor, architekt i miasto na etapie wydawania pozwoleń na budowę. Nie widzę nic złego w fakcie, że ratusz szykując plan znalazł pracownię graficzną, która przygotowała taką wirtualną pseudorealizację utrzymaną we współczesnej stylistyce. Choć przy okazji nie sposób nie zauważyć, że w tym samym czasie ci sami urzędnicy skreślili podobną - tyle, że znacznie bardziej spójną i dokładniej opracowaną - koncepcję przygotowaną przez uznane światowe firmy dla obszaru sąsiadującego z Polem Mokotowskim. Mam na myśli kontrowersyjny Park Światła.
A jak wygląda procedura planistyczna, pisałem swego czasu na tvnwarszawa.pl. Trudno więc dziwić się, że po kilu dniach wizualizacje ratusza wyołują głównie zniechęcenie, a większość pytanych o nie architektów lub deweloperów macha z rezygnacją rękoma. Nie dziwi mnie więc, że ratusz tego projektu nie pokazał dwa tygodnie wcześniej na targach w Cannes, które wydają się idealnym miejscem na taką premierę. Plan nie jest uchwalony, a deweloperzy, których mógłby zainteresować szybko by się zniechęcili słysząc, jak traktuje się tu inwestorów i jak zabagniony formalnie jest rejon placu Defilad.