21 marca 2007

Herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic...

Rano poniechałem tego wpisu, bo mi się wydał jakiś strasznie infantylny i zbyt blogaskowy, ale widzę że w taką pogodę nie tylko mnie nachodzą herbaciane refleksję, więc przyłączę się do trendu.

Pogoda jaka jest - każdy widzi. Czyja to wina? Oczywiście układu:



Dobrze, że nawet tego człowieka stać czasem na odrobinę dystansu. Szkoda, że inne sygnały płynące z MEN nie dają powodów do uśmiechu, ale to zostawmy. Szkoda nawet linkować. Wróćmy do herbaty. Przeczytałem właśnie, co na ten temat napisał Robert Danieluk.

Ja w pracy nie pijam herbaty, tylko błoto. Błoto to taka niezbyt droga kawa, która w swej szczodrości funduje nam pracodawca. Zrobienie dzbanka tego jest porannym rytuałem dyżurnego pismaka. Potem jeszcze dwa, trzy, czasem cztery kubły błota schodzą przez dzień. Pijamy to pasjami wespół z "Kulturą", która ma nieszczęście siedzieć koło nas.

Herbaty w pracy nie piję - to zawsze był dla mnie domowy rytuał. A dziś rano nosiło mnie, by napisać, jak on dziś wygląda. Otóż wygląda tak, że gdy wracam do domu, to na biurku stoi herbata. Zimna, ta która nie zdążyła wystygnąć rano, nim wyszedłem. Wylewam ją do zlewu i zaparzam nową. Rano stoi zimna na biurku, bo wieczorem zasnąłem, zanim wystygła.

Zimna herbata dobrze oddaje mój nastrój. Ale dziś pierwszy dzień wiosny i nawet zdążyłem wypić kubek ciepłej herbaty. Od razu mi lepiej :)

18 marca 2007

Wędrówka z cieniem Kaczmarskiego

Gdybym miał wskazać pierwszą ważną dla mnie piosenkę, taką która zrobiła na mnie prawdziwe wrażenie, to bez wątpienia byłaby nią "Obława". Starą kasetę nagraną na jakimś studenckim przeglądzie zajeździłem jako kilkuletni dzieciak. Bałem się tej historii, którą wtedy odbierałem bardzo dosłownie.

Gdy zaczął do mnie docierać metaforyczny przekaz piosenek Kaczmarskiego, przestała mi pasować ich forma i cała postsolidarnościowa otoczka. Nie był to mój styl, ani mój klimat. I teraz pojawia się Habakuk z jego utworami w wersji reggae. Przezwyciężyłem odruch sceptycyzmu i nie pożałowałem.

Polskie reggae wiele traci na tym, że teksty są często strasznie banalne. Wielkość Kaczmarskiego ujawnia się zaś w tym, że przy ogromnej prostocie jego metafor, są to słowa niosące ze sobą prawdziwą treść. W nowych aranżacjach brzmią tak, jak powinna brzmieć muzyka reggae. Mocno, zdecydowanie, odważnie. Świetnie słychać to w otwierającej płytę "Arce Noego" i "Wędrówce z cieniem".

Nie wszystkie utwory są udane. Niektóre, jak "Źródło", są po prostu nudne, a cała płyta jest muzycznie dość monotonna. Ale to nie razi - młodzi muzycy oddali pole tekstom, nie starali się ich ubarwić na siłę i ten szacunek zaprocentował. Efekt jest przekonujący.

Świetnie wypadł Muniek Staszczyk w "Krajobrazie po uczcie" i "Karmanioli", która okazuje się zresztą niezwykle aktualna (i bardzo dobrze koresponduje ze świetnym wywiadem z Ludwikiem Dornem w najnowszej Europie, który pewnie zasługuje na osobną notkę, ale na to się chyba nie zdobędę). Nie mniej aktualna niż "Mury", które są najbardziej znanym utworem wziętym przez Habakuka na warsztat, choć niekoniecznie najlepszym na płycie.

Paradoksalnie największym atutem tej płyty jest to, że samego Kaczmarskiego nie ma tu zbyt wiele. Habakuk nie wmuszą go słuchaczowi na siłę, ale jednocześnie oddaje mu ogromny szacunek - płyta dowodzi jakim świetnym i ponadczasowym był poetą. Nie przeceniam jej zasięgu - myślę, że dla większości miłośników Kaczmarskiego będzie niestrawna, a on z kolei dla fanów reggae nie stanie się dzięki niej bożyszczem. Ale bez wątpienia podnosi poprzeczkę autorom tekstów z tego nurtu. Choćby dlatego, że ani razu nie pada tu słowo "Babilon" ;)

Habakuk - A Ty siej. Piosenki Jacka Kaczmarskiego
EMI Music Poland 2007
www.habakuk.art.pl
Audio z merlin.pl

recenzja ukazała się w Dzienniku z dn. 26.03.2007

16 marca 2007

Polska widziana z Bałut

Trawa i hip-hop odskocznią od polskiej rzeczywistości - scenariusz dla blokersa? Nigdy się za takiego nie uważałem, choć ze swoim osiedlem jestem faktycznie zżyty. Ale dawno żadna - nie tylko hip-hopowa - płyta tak dobrze nie trafiła w moje nastroje.

"Sie masz ziom, to znów ja czyli brzydki zły i szczery, ten co lubi wpierdalać frytki i hamburgery" - zaczyna O.S.T.R. drugi utwór na płycie i w takim stylu bez chwili wytchnienia jedzie przez 22 zwarte, mocne utwory. Niby nic nowego - opis blokowej rzeczywistości i realiów współczesnej polski. Czasem wulgarny, czasem ironiczny. Niby nie wykracza poza stereotyp polskiego hip-hopu. Co więc sprawia, że tak bardzo się z tą płytą identyfikuję?

Od pierwszych dźwięków uwagę zwraca obecność polityki i polityków. Są znane lapsusy w postaci sampli i narracje z politykami rządzącej koalicji w rolach głównych. W tym mistrzowski "Ostatni taki sort" o kupowaniu trawy od Jarka, Romana, Andrzeja i Tadeusza. Politycy - jako ogół lub konkretnie, z nazwisk wymienieni - pojawiają się co krok, najczęściej bezlitośnie wykpieni i zawsze w kontekście afer, bezrobocia i emigracji: "Więcej nie chcę, tylko daj mi pracę w moim mieście" - to chyba najbardziej wyraźny przekaz tej płyty, którą już we wstępie O.S.T.R. dedykuje "tym, co musieli wyjechać i tym, co musieli zostać". Jest więc dużo frustracji i mocne oskarżenie:
Nie mamy jak żyć / w nas siła wyobraźni / czas nie da drugiej szansy / bo rządzą nami kaczki / ciągle kwa kwa / kurwa fatwa / przestań gmatwać / chujnia ta trwa / a tu kwa kwa kwa... / Mam już dość / Jesteście nam potrzebni jak głuchemu walkman / Jeśli w was moja przyszłość / to do niej nie dorosłem.
"Brzydki, zły i szczery"
Z jednej strony są to słowa i poglądy proste, mocno przystające do stereotypu sfrustrowanego brakiem perspektyw mieszkańca blokowiska. Z drugiej jednak sam O.S.T.R. nie do końca przystaje do tego obrazka, bo jest człowiekiem wykształconym i - jak sam przyznaje w tekstach - nie tak znowuż źle sytuowanym. I w tym tkwi siła tej płyty - to nie jest kolejny "manifest blokersa", tylko bardzo mocny głos w politycznym i pokoleniowym sporze. I pierwszy tak przekonujący wyrażony w muzyce. Do tej pory krytyka polityków miała w niej twarz Kazika, który się jednak ostatnio oderwał od rzeczywistości i chyba przestał być przekonujący tego pokolenia, które reprezentuje O.S.T.R. Ewentualnie była to polityczna satyra Maleńczuka czy Skiby. Wszystko to jednak ludzie z innej półki wiekowej. Jeśli za politykę brali się młodsi, to zazwyczaj wypadali blado i stąd m.in. stereotyp hip-hopu. A O.S.T.R. pokazuje, że można inaczej.

Nie chcę nadużywać słowa "generacja", więc ograniczę się do stwierdzenia, że perspektywa Bałut - której O.S.T.R. wcale nie gloryfikuje - może być dziś zadziwiająco bliska nawet tym, którzy z pozoru nie mają powodów do narzekania. Z pozoru, bo pogmatwana sytuacja społeczno-polityczna z perspektywą emigracji i mieszkaniami na kredyt, który spłacać będą dzieci dotyka każdego, choć tak jak zmartwienia jednych mogą się drugim wydawać absurdalne, tak tym pierwszym niedopuszczalne zdają się pewnie metody, jakimi drudzy sobie radzą. O.S.T.R. nie ocenia - opisuje i definiuje sytuację, w której nie ma między nimi różnicy.

I ucieka w trawę oraz muzykę. To prawda, to już się pojawiało - że światy tych nieźle sytuowanych i blokersów stykają się tam, gdzie jedni drugim sprzedają narkotyki. Ale przed O.S.T.R-em nikt nie opisał tego w sposób łączący perspektywę jednych i środki wyrazu drugich.

Odjechałem daleko od płyty, muzyki i tekstów. A te - poza wszystkim, co sobie wyczytałem - są po prostu kawałkiem dynamicznego hip-hopu. Pod tym względem O.S.T.R. nie zawodził nigdy. A teraz dołożył do tego wartość, która pozwala mi tego słuchać z prawdziwym zaangażowaniem.

O.S.T.R. - HollyŁódź
Asfalt 2007
www.asfalt.pl
Audio z merlin.pl

Plagiatów słodka mieszanka

Słuchając tej płyty nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że Szymon Goldberg, nowy wokalista Pudelsów, próbuje podszywać się pod Macieja Maleńczuka. Raz wychodzi mu to lepiej, raz gorzej - tam, gdzie mu się udaje "Zen" brzmi naprawdę dobrze.

Nigdy nie byłem konsekwentnym fanem Pudelsów, ale ich twórczość mam dość dobrze opanowaną. Odkryłem to wyłapując na "Zen" motywy żywcem wyjęte z poprzednich płyt. To nawet nie jest zła zabawa, ale szybko się nudzi i zostaje poczucie wtórności.

Płyta zaczyna się od piosenki "Bliźniacy". Ale to nie o tych chodzi, co by się mogło wydawać - skandalu nie będzie. W sumie nie wiadomo, o co chodzi w tym utworze, więc przechodzimy do "Anarchii w IV RP" - bardzo dobrego, rockowego kawałka z dobrze poukładanym tekstem już jak najbardziej o bieżącej sytuacji w Polsce. "Złodziejski priorytet to zdobyć immunitet" - bardzo celne. Na płycie jest więcej takich udanych fraz. Ot choćby "Podać tlen czy mam kłuć? / Jak mnie słyszysz - wzywa Łódź" w najmocniejszym chyba i moim zdaniem najlepszym na płycie utworze "Skóry", który brzmieniem przypomina jednak strasznie mocno "Wolność słowa" . Poprzedza go nudny utwór tytułowy i debilna piosenka o Michaelu Jacksonie.

"Na plaży w Dębkach" to, jak się zwykło pisać w recenzjach, murowany hit wakacji, ale ja takie klimaty wolę w wykonaniu Tymańskiego, który w balansowaniu na pograniczu kiczu i obciachu trzyma się bliżej moich standardów. Tak czy owak słyszę kolejny kawałek i kolejny raz mam wrażenie, że to już gdzieś było. To w tej piosence pada pada zdanie "Na fali reggae, rocka i punka płynie plagiatów słodka mieszanka". No właśnie.

W tym powielaniu wzorców nie brakuje fragmentów mizernych, jak choćby piosenka o krzaku marihuany zjedzonym przez winniczki - gdzie "Manueli" do humoru "Samby Mamby"?

Bardzo podoba mi się za to piosenka "Nintendo", tylko znów, kurcze, cały czas mam wrażenie, że to jest żywcem wyjęte ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Charlie i fabryka Czekolady" i doprawione samplami z Franka Kimono.

Dalej niestety jest już bardzo nudno, bardziej mroczno i raczej bez rewelacji. Co chwilę słychać tylko coś, co da się skwitować słowami prawie jak Maleńczuk. Można więc ocenić tę płytę jako rzecz wtórną z niezłymi fragmentami, albo też jako trzymającą poziom starych Pudelsów z kilkoma wpadkami. Na szczęście jako nie-fan, nie muszę tego rozstrzygać.

Pudelsi - Zen
Warner Music Poland 2007
www.pudelsi.pl
Audio z merlin.pl

15 marca 2007

Fajnusi blogasek

Fajny ten blogspot, jak wszystko od Google. Myślałem, że to ja jestem fanatycznym hooliganem Google, ale wysłałem koledze zaproszenie na Gmail i ten do dopiero odjechał. Niedługo będzie chciał, żeby mu Google pranie zrobiło... i jak ich znam, to pewnie się okaże, ze właśnie odpalili Google Wash.

No a tymczasem popisałbym coś mądrego na swoim nowym blogasku. Tylko do tego to trzeba mieć pomysły (mam) i siły (z tym gorzej). Dziś się chyba ograniczę do uzupełnienia linków. Ale parę płyt czeka na zrecenzowanie i może w końcu znajdę chwilę, by się tym zająć.

14 marca 2007

Z duchem czasu...

Koniec wygłupów; blog.pl pozostał w tyle za innymi platformami, co widać na pierwszy rzut oka. A ja sympatyzuję z wynalazkami Google'a, więc czas przetestować nową platformę. Forma bloga się pewnie nie zmieni, częstotliwość i regularność pisania też pewnie nie. W wolnych chwilach popracuję nad wyglądem, archiwum zostawiam pod starym adresem. Tam też - przynajmniej na razie - szukać należy linków. Tu natomiast zapraszam za jakiś czas, gdy się z nową zabaweczką trochę oporządzę. Ważne, że mi adresu nikt nie zabierze ;)

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.