08 listopada 2010

Światła miasta czyli wycieczka na nowy plac Grzybowski

Tak jak Joanna Erbel, po paru dniach nieobecności wróciłem do Warszawy żyjącej otwarciem placu Grzybowskiego. Znalazłem więc chwilę, żeby zobaczyć, co z tego wyszło.

Przy okazji wybrałem się na bardzo przyjemny spacer po mieście. W późne jesienne popołudnie wyglądało naprawdę fantastycznie. W szczególności mój ulubiony warszawski wieżowiec, Rondo 1 - on prezentuje się doskonale z każdej strony i o każdej porze dnia czy roku, ale oświetlony od środka tuż przed zmrokiem to dopiero coś.


Hotel Westin też wyglądał fajnie:


Sam plac o tej samej porze prezentował się znacznie gorzej. Z jednej strony to z pewnością jeden z nielicznych fragmentów normalnej, uporządkowanej przestrzeni publicznej w tym mieście, której nie zastawiają auta. Z drugiej to jednak zimny, betonowy wygon. Wydaje się teraz większy, niż przed rewitalizacją; gdzieś zatracił swoją przyjazną skalę. Nawet, gdy włączyły się światła wzdłuż schodków i ławek, miejsce nie stało się bardziej sympatyczne. Wiosną z pewnością będzie tu przyjemniej, a zieleń wypełni tę pustkę i przywróci skwerowi właściwe proporcje, ale teraz to wszystko wygląda przygnębiająco.



Strasznie drażnią mnie też kamienne "ślady" szyn w podłodze placu. Jakby nie można było zostawić prawdziwych szyn z nadzieją, że kiedyś może wtoczy się na nie zabytkowy wagonik turystycznej linii. Tym bardziej, że pozostawiono je w przebiegającej przez plac jezdni.


Wodna kaskada z przeskalowanymi drewnianymi krzesłami nijak ma się do Dotleniacza, który to wszystko zapoczątkował i był prawdziwym fenomenem. Zamiast niego mamy banalny kawałek małej architektury, który równie dobrze mógłby zostać przeniesiony przed dowolne centrum handlowe.

Spacerując po Amsterdamie dużo myślałem o przeszczepianiu na nasz grunt rozwiązań, które sprawdzają się gdzie indziej (akurat tam głównie tych związanych z rowerami). Coraz lepiej widzę, że to zła droga - że Warszawa zasługuje na to, by szukać własnych rozwiązań, bo te przeniesione nie zawsze dobrze współgrają z naszą mentalnością i kulturą. Oczywiście infrastruktura może wpływać na zachowania, że wspomnę tylko o coraz lepszej piłkarskiej atmosferze na i wokół stadionu Legii, ale sama do przełomu nie wystarczy. Dotleniacz był czymś swojskim, co wpasowało się w potrzeby mieszkańców okolicy. Zachęcał ich do wyjścia z domu, delikatnie przyzwyczajał do wspólnego przebywania w przestrzeni publicznej, czego - to też refleksja z Amsterdamu - po prostu nie umiemy. Wepchnięty w ramy procedur, uzgodnień, decyzji i pozwoleń zmienił się w smutny banał.


Stojąc na uporządkowanym placu trudno nazwać ten remont porażką, ale mając w pamięci staw z wodną mgiełką trudno też się z końcowego efektu cieszyć.

Dwa kroki od placu odkryłem za to jeszcze jedną nowość. Na strasznie nieprzyjemnym skrzyżowaniu Grzybowskiej z al. Jana Pawła II zaszła niecodzienna zmiana: kawałek betonowego parkingu przed biurowcem PZU zmienił się w coś takiego:




- nie jest to skwer, właściwie trudno to nazwać. Dzwoniłem do PZU - odcinają się od tego twierdząc, że to sprawka ratusza. Ja o tym pomyśle nic nie słyszałem, więc jestem mocno zaskoczony. Kolorowe ławki z pewnością przypadną do gustu palącej części pracowników biurowca. Komu innemu służyć miałyby siedzenia z widokiem na sześć pasów ruchu przecinających Śródmieście, doprawdy nie wiem.

Chyba lepiej byłoby wziąć się za porządny remont Grzybowskiej, która zmieniła się w tym rejonie w całkiem fajną, wielkomiejską ulicę, ale wciąż jest krzywa, pogrodzona płotami i chaotycznie zastawiona samochodami, niż tworzyć na chodnikach podświetlane esy-floresy i ustawiać meble miejskie rodem z Ikei.

2 komentarze:

  1. Widzę, że wszyscy na plac Grzybowski wylegli (u mnie też zrzut zdjęć, hehe). Jestem dokładnie tego samego zdania odnośnie Dotleniacza, i jak widać nie tylko ja. Ale cóż, niektórzy wiedzą lepiej, co ludzi bardziej uszczęśliwi.

    OdpowiedzUsuń
  2. mieszkam w tym rejonie i z dumą zmierzam sobie każdego dnia do domku. grzybowski jest przepiękny, szczególnie podświetlony, nocą. bardzo intymnie się tam zrobiło i jakoś tak bajecznie. super. co do dziwnej układanki pod pzu to długo się z nią chłopcy rąbali, widziałem kilka razy jakichś młodszych przy budowie tego - wyglądali jak 5 lat po skończeniu asp :P no i bardzo długo cyzelowali te podświetlane 'mazy'. uważam, że jest zdecydowanie lepiej, poza tym użyli fajnego kamienia do płyt chodnikowych a nie zasranej kostki bauma. no i jest szlachetnie. teraz dosłownie pod blokiem obrabiają nam Chłodną. jeśli dobrze pójdzie to dzielnica będzie naprawdę przepiękna, już ma własny styl, takiego wielkomiejskiego zagęszczenia, trochę misz maszu z bardzo wieloma cudzoziemcami mieszkającymi dookoła, socrealo-apartamentowo-hotelarska przestrzeń poprzetykana gdzieniegdzie murami dawnego getta, kawałkami starej Krochmalnej, Próżnej, Waliców, Chłodnej... styk kilku 'kwadratów'. naprawdę miejsce ma moc.

    OdpowiedzUsuń

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.