18 września 2007

Komercja

Złamałem się - trochę z ciekawości zacząłem sprawdzać jak działają googlowe reklamy i w końcu pojawiły się. Na razie dyskretnie, na dole, po prawej - pies z kulawą nogą pewnie w nie nie kliknie, a ja nie mogę do tego zachęcać (ciekawe, czy pisząc to podpadłem po ten paragraf?). Zobaczymy, czy to się w ogóle na cokolwiek zda.

Po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy.
Oczywiście.

16 września 2007

Bohater tygodnia - once again

Znalazłem wreszcie chwilę, by rozwinąć myśl, która stała za krótką notką z piątku. Wrzuciłem ją jeszcze w trakcie "Bohatera tygodnia" (TVN-owi gratulujemy mocnego wejścia z nowym programem), w którym Jan Maria Rokita zapowiedział, że nie wystartuje w wyborach z listy PO, żeby - gdyby mój strzał okazał się celny - móc powiedzieć "a nie mówiłem" ;)

Po namyśle łagodzę trochę swoje słowa - nie wiem, czy Rokita będzie premierem. Ale sądzę, że znajdzie się w rządzie. Od dawna - a w ostatnich dniach kilkukrotnie, np. tu i tu (oba komentarze są sprzed tego programu) - wyrażam opinię, że Jan Maria Rokita nie jest w stanie przetrwać sejmowej kadencji bez rozwalenia jakiejś partii. Czy też, jeśli pójść za oceną iż był on w PO "wolnym elektronem"*, który zawsze był trochę obok własnej formacji, to rzekłbym iż jest to ten elektron, zderzenie z którym może zapoczątkować łańcuchową reakcję rozpadu jądra (nie jestem specem od fizyki atomowej, więc jeśli analogia czy sformułowania są koślawe z naukowej perspektywy, to z góry przepraszam).

Zapewne jest to opinia przesadzona - wyrobiłem sobie takie zdanie pod koniec lat 90. gdy ubrany w kapelusz poseł ciągle wchodził i wychodził przez bramę rządowego hotelu przy ulicy Parkowej, gdzie toczyły się negocjacje nad przyszłością koalicji AWS - UW, a potem już tylko nad przyszłością AWS i jej kandydata na prezydenta. Zakodowałem sobie wtedy, że Rokita to człowiek, który spala się w takich negocjacjach. A te z kolei z perspektywy wyborcy są tylko biciem piany.

Potem była kolejna kadencja i komisja śledcza ds. Rywina. I znów miałem wrażenie, że Rokita z zapałem przesłuchuje świadków nie dlatego, żeby dojść do prawdy, lecz dlatego, że ustalenia mogą być potem kartą przetargową w kolejnych negocjacjach.

Że odjedzie z PO byłem przekonany już po ostatnich wyborach - zresztą chyba nie tylko mnie wydaje się, że było blisko. Minęły aż dwa lata i wreszcie stało się. Moim zdaniem całą operację z Nelly Rokitą w kancelarii prezydenta i "odejściem z polityki" jej męża skoordynował Jarosław Kaczyński (o zgrozo, zgadzam się w tym z Giertychem, który powiedział to dziś w "Kawie na ławę"). Dowód? Człowiek, który niedawno w oczach premiera posługiwał się metodami, od których gorsze są już tylko mordy polityczne, nagle stał się mile widzianym, zdolnym politykiem. I nawet Gosiu go broni. I po co?
  • Po pierwsze coś takiego od razu osłabia wizerunek PO - pojawia się wizerunek partii z wewnętrznymi kłopotami.
  • Po drugie cały czas utrzymuję, że naczelną motywacją Jarosława Kaczyńskiego jest doprowadzenie do pełnej polaryzacji sceny politycznej w Polsce. A najnowsze sondaże pokazują, że do sejmu mogą wejść nawet tylko trzy partie: silne PiS, silna PO i niewiele znacząca LiD. Ale to, że chce się polaryzować nie znaczy, że nie chce się wygrywać. Silna PO jest lepsza od silnego LiD, ale gorsza od przegranej PO. Kaczyński osłabia więc PO jednocześnie...
  • ... (po trzecie) przygotowując się do tego, co nieuchronnie nadejdzie po wygranych (jak sądzi) wyborach. A nadejdzie coś nieznanego w polskiej polityce - reelekcja i niezwykle potężny (w każdym razie tak to będzie przedstawione - bo spodziewam się, że frekwencja będzie niska i realnie poparcie dla PiS będzie rzędu 10%) mandat do prowadzenia polityki w dotychczasowym duchu. Ale z kim? Jeśli się chce polaryzować, to przecież nie z PO, z LiD to w zasadzie niemożliwe, LiS-a już raczej żegnamy, a jeśli nawet nie, to jego siła może nie wystarczyć... Co tu zrobić? Odpowiedź prosta - mniejszościowy rząd, któremu PO nie będzie w stanie rzucać kłód pod nogi jednocześnie nie kompromitując się w oczach "wykształciuchów". Słowem - całkiem niezły rząd. Z brylującym w telewizji Rokitą, uśmiechającym się szeroko Marcinkiewiczem (znów strzelam), szarpiącą się z gospodarką Gilowską i... Wassermanem, Ziobro, Dornem dalej walczącymi z duchami przeszłości. Podejrzewam, że z ekipy Ghostbusters wypadnie Macierewicz - swoje zrobił, może odejść, a PO łatwo by było go krytykować.
  • PO nie będzie mogła ślepo walić w rząd, który - jeśli Kaczyński tego nie zepsuje - będzie całkiem niezły i może rychło zacząć odnosić sukcesy. Nie może, bo w ten sposób skaże się już na zawsze na miano wiecznej - i niekonstruktywnej - opozycji. Ba, reformy Gilowskiej, jeśli do nich dojdzie, poprze przynajmniej część posłów tej partii.
  • Możliwe jest nawet, że część PO pójdzie w ślady Rokity już po wyborach, a reszta będzie musiała się zbratać z LiD i...
  • ... oto mamy sejm dwupartyjny. Kaczyński może odejść. Nie zrobi tego, oczywiście, ale spełni swój cel. Tadam!
Cały ten scenariusz jest oczywiście obłożony takimi samymi zastrzeżeniami, jak ten podlinkowany w drugim podpunkcie. Może przeceniam, może to wszystko amok i działania na oślep, a nie przebłyski genialnej strategii. To zresztą nie jest najważniejsze - ważne będą skutki.

A dlaczego uważam, że PiS wygra? Mówiąc najkrócej ktoś przygotował im kampanię chamską, brutalną i prymitywną, co w polskich warunkach okaże się nad wyraz skuteczne nie tylko dlatego, że tłum chce krwi, nie tylko dlatego, że miękki Tusk nie będzie w stanie się odkuć, ale przede wszystkim dlatego, że PO w swojej kampanii mówi na razie wyłącznie o PiS. A wiadomo - nie ważne jak mówią, ważne że mówią. PiS wygra, bo jest go pełno i sprawia wrażenie, że ma pełnię inicjatywy. A opozycja z lekkim przerażeniem rozjeżdża się właśnie jak początkującemu łyżwiarzowi nogi.

Przy okazji - wiele się ostatnio pisze o politykach w sieci. O blogu Ryszarda Czarneckiego, na który często powołują się tradycyjne media lub o tym, że Waldemar Pawlak używa Linuxa. Ten i ów ma nawet videologa. A Jan Maria Rokita ma stronę WWW nie aktualizowaną od 27 sierpnia. Niby nie tak długo, a jednak dziwne, że nie ma tam nawet oświadczenia w sprawie jego decyzji.

* Nie wiem, kto to powiedział - słuchałem telewizora z kuchni ;)

------------------------{ edit: 19.09.07, 01:52 }------------------------

Inni na ten sam temat:

15 września 2007

Bohater tygodnia 2

Ktokolwiek wygra wybory, Leszek Miller (który właśnie odszedł z SLD) nie będzie premierem.

Tak strzelam ;)

14 września 2007

Bohater tygodnia

Jeśli wybory wygra PiS - a twierdzę, że wygra - Jan Maria Rokita (który właśnie „odszedł z polityki”) będzie premierem.

Tak strzelam. Zobaczymy.

13 września 2007

Transformersy w Multikinie czyli....

... tak powinno być w każdym kinie :)

Przedwczoraj - fajna data na oglądanie takich filmów, co by nie mówić - poszedłem ze znajomymi do nowego Multikina w Złotych Tarasach. I muszę powiedzieć, że należy się temu miejscu kilka ciepłych słów, bo pierwsze wrażenie jest naprawdę fajne. Po pierwsze kino jest wielkie - ma trzy poziomy, kilka barów (nie takich zwykłych lad, zza których można dostać popcorn, tylko takich, gdzie można spokojnie posiedzieć dłuższą chwilę, fajnie urządzonych i to jeszcze w strefie nie wymagającej posiadania biletu). Dizajn mebli i innych elementów lekko kosmiczny - wszystko to wygląda trochę jak z Jetsonów lub StarTreka. Jest w tym oczywiście sporo kiczu, ale jednak efektownego. Niestety własnych zdjęć nie mam, a w sieci nic nie widzę.

Po drugie - świetna jakość dźwięku i lepsza od przeciętnej jakość obrazu. A nie byliśmy w największej sali z cyfrowym projektorem. Tak czy inaczej taki film, jak nieszczęsne "Transformersy" (o których za chwilę) rzeczywiście robi tam spore wrażenie. Kino w Arkadii szybko straci chyba status miejsca, gdzie najlepiej oglądać tego typu filmy; takie gdzie liczą się głównie efekty specjalne. Tym bardziej, że Multikino jest tańsze. Teraz czekam tylko na film, który da szansę poznać możliwości sali na 777 osób. Delikatnie sugeruję maraton z trzema starymi częściami "Gwiezdnych wojen" :)

Wreszcie sam film - bezdennie głupi, ale za to jak zrobiony! Wstrzelił się doskonale w mój nastrój, coś takiego niezbyt wymagającego było mi akurat potrzebne do szczęścia. Wyłączyłem krytycyzm i bawiłem się świetnie - im głupsze dialogi, im bardziej stereotypowe lub patetyczne sceny - tym lepiej. No i rzeczone efekty specjalne - mózg się lasuje. I o to chodzi.

Szczur z supermarketu ;)

Liczba dnia: 17

17
- tyle raz więcej niż zakładano będzie kosztować trasa przez warszawskie Bemowo*. Gdy przymierzano się do jej budowy, miała kosztować 300 milionów - w tej chwili to już ponad 2 mld. i ciągle rośnie. Jak znam życie, to będziemy jeszcze świadkami sporu z wykonawcą o dodatkową kasę, bo w trakcie przeciągającej się budowy ceny materiałów budowlanych na pewno nie spadną.

A wszystko to dzięki wiecznym protestom. Urok demokracji? Patologia procedur odwoławczych? Nie wiem - z jednej strony nie można przecież ludziom zabronić odwoływania się i korzystania ze wszystkich dostępnych metod opóźniania budowy. Z drugiej widać po samych liczbach, że jest to bez sensu - przecież za jakiś ułamek tych astronomicznych pieniędzy można by było wszystkim tym protestującym dogodzić tak dalece, że nie powiedzieliby już nigdy złego słowa, nawet z autostradą we własnym ogródku.

Obok mojego osiedla przebiega trasa szybkiego ruchu, która ma zostać poszerzona i zyskać status drogi ekspresowej. Zbierane były podpisy przeciwko, oczywiście. Nie podpisałem. Trudno, niech budują. Gdzieś przecież trzeba. Jak nie tu, to pod innymi oknami - a teraz mam dodatkowy argument w postaci liczby 17, która, muszę powiedzieć, trochę mnie zdruzgotała.

PS: Dla korzystających z RSS-a info - w notce o quadach pojawiła się treść. Wcześniej były tylko fotki.

* Wiem że konstrukcja tego zdania woła o pomstę do nieba - ale taki jest urok liczby dnia :)

11 września 2007

Quady

Mistrzowska zabawa - wyścigi quadów na pustyni. Mała namiastka wyścigu z Pierwszego Epizodu ;)




Ten slideshow linkuje do galerii, gdzie fotki można obejrzeć w powiększeniu (muszę zmienić layout bloga i go poszerzyć - tak, żeby weszły większe obrazki) - tyle, że nie wszyscy widzę flashową wersję, więc oto link do tego i do zestawu z poprzedniej notki.


Jakoś tak z zajawki z Picasą zapomniałem napisać coś na temat tych zdjęć. Nie jest to więc wyścig z Gwiezdnych Wojen ani nawet skromny Rajd Paryż-Dakar. To po prostu jedna z licznych rozrywek dostępnych w Egipcie. Pustyni nie traktuje się tam tam, jak u nas, powiedzmy, góry czy puszcze - a ona bynajmniej nie daje za wygraną. Miejsc, gdzie wchodzi w starcie z cywilizacją jest sporo, a te, w których wygrywa widać nawet w Google Earth - ginące w piachu autostrady to standard. Wracając do quadów - zabawa jest naprawdę mistrzowska, gna sie po tym piachu na zabój przez godzinę, a kosztuje to tyle, co 30 minut na gokartach w Warszawie. W wiosce pali się sziszę, pije herbatę i wraca kolejną godzinę. Piasek włazi wszędzie, pustynia to nie przelewki - dwuminutowy postój uświadamia, że gdyby przyszło na piechotę wracać do widocznego na horyzoncie miasta - nie byłoby lekko. Pustynia robi wrażenie.

Zastanawiałem się przez chwilę, czy gdzieś w okolicy Warszawy można poszaleć na quadach, ale po jakimś czasie dotarło do mnie, że w promieniu kilkuset kilometrów nie ma miejsca, gdzie można by mieć choćby namiastkę tego, co tam, nawet jeśli znalazłby się podobny sprzęt. Może jakiś poligon? Może pustynia Błędowska? Pod Warszawą po lesie to chyba nie ma sensu.

W kolejnej notce z wakacji, miałem nadzieję, będą zdjęcia zrobione pod wodą. Ale niestety ich jakoś ogranicza ich wartość do fajnej pamiątki - z publikowania tego materiału nie ma żadnego pożytku, jak kto chce to sobie kupi National Geographic i zobaczy ciut lepsze ;) Niemniej nurkowanie jest jeszcze fajniejsze od quadów. Decyzja zapadła - będziemy robić kurs. I to raczej tam, niż tu, w basenie lub zimnym, mętnym jeziorze. I przy okazji skoczymy na quady ;)

I to chyba tyle, jeśli chodzi o wakacje.

09 września 2007

Skąd się wzięły piramidy?

Zgodnie z obietnicą złożoną w pierwszej notce po urlopie, oto pierwsza porcja zdjęć z Egiptu. Zaczynamy od krótkiej historii tamtejszej cywilizacji, zrodzonej w specyficznej symbiozie.


07 września 2007

Sejm Over

Miało już nie być o polityce, ale siedzę na dyżurze w redakcji i z konieczności śledzę. Powoli kończą. Jeśli nie zmienią zdania i się wykończą, to z jednej strony będzie to dobra wiadomość, po pokaże z całą mocą siłę polskiej demokracji przynajmniej na poziomie proceduralnym. Oto partia posądzana o totalitarne zapędy sama, choć pod presją opozycji, składa wniosek o samorozwiązanie sejmu.

Tylko co z tego?!

Za miesiąc wybierzemy sejm w składzie tak zbliżonym do obecnego, że nie wiadomo nawet za bardzo, po co Gadzinowski odkręcał wczoraj tabliczkę ze swoim nazwiskiem? Na razie Giertych zdisował Kurskiego (respect!), a najmądrzej - choć nieco naiwnie, ale nawet dowcipnie - wypowiadał się... Waldemar Pawlak. Strach się bać, co będzie dalej, ale to zdaje się będzie problem dyżurnego działu "Polityka".

PS: Zdążyli przyjąć ustawę o Euro 2012. Tylko czy coś z tego wyniknie?

06 września 2007

Pierwsza notka po urlopie...

... miała być zupełnie inna, ale wypadki potoczyły się tak, a nie inaczej. Wróciliśmy kilka godzin temu - kraj przywitał nas na swój sposób. Samolot jeszcze dobrze nie dotknął ojczystej ziemi, a już nas kochani nasi współplemieńcy zdążyli okraść. Ktoś zgarnął siatkę z butelką kupioną w sklepie bezcłowym z półki nad fotelami. O pomyłce nie ma mowy, żadna inna siatka, oprócz dwóch naszych tam nie leżała. Ot, wśród wracających z wakacji rodaków trafił się jeden, któremu niech to malibu się na wątrobę rzuci, z całego serca życzę. Kochana ojczyzna powitała nas w wielkim stylu.

Poza tym, słyszałem, w kraju wesołych tematów i wydarzeń nie brakuje - strach prasówkę robić, oj strach. Ale wróciliśmy, urlop mieliśmy udany, a od jutra pchamy wózek dalej. Zdjęcia wkrótce :)

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.