17 czerwca 2009

Call of Duty czyli rehabilitacja na ostro

Po zdjęciu gipsu zaliczyłem mocny powrót do wirtualnej rzeczywistości - na dobry początek rekonwalescencji zakończyłem tryb solo "COD: WaW" i mogę wreszcie z czystym sumieniem dokończyć recenzję tej i - przede wszystkim - poprzedniej części*.

Serii właściwie nie trzeba przedstawiać - nie pomylę się pewnie, gdy napiszę, że "Call of Duty" to najbardziej znana i najpopularniejsza strzelanka w realiach II Wojny Światowej. Nowa - piąta, nie licząc dodatków i pobocznych wersji - część to zresztą powrót do klasyki - poprzednią przeniesiono bowiem we współczesne realia.

I trzeba przyznać, że "Modern Warfare" to strzał w dziesiątkę. Wiele osób czyniło duży zarzut z liniowego, ściśle oskryptowanego scenariusza, który nie pozwalał graczowi wyjść poza schemat. Ja odbieram to jako element konwencji - a w jej ramach scenarzyści COD4 stworzyli grę niezwykle sugestywną. Nie licząc kilku misji pobocznych, w tym tej w Czarnobylu, która stała się znakiem firmowym całej gry, wcielamy się na zmianę w dwie postacie - brytyjskiego komandosa operującego na Kaukazie i amerykańskiego marines na Bliskim Wschodzie. Tu trwa nielegalny handel bronią masowego rażenia - tam zaczyna się wojna. Tam wybucha ładunek nuklearny - tu trzeba powstrzymać rakiety lecące już w kierunku USA.

Nie brzmi to może zbyt oryginalnie, ale jest znakomicie zrealizowane - oprawa gry to animacje na satelitarnych zdjęciach pokazujące lokacje bohaterów, ubarwiona elektroniczno-komputerowym dizajnem. Bardzo klimatyczna. Do tego muzyka wprowadzająca w nastrój danej misji w sposób tyleż banalny, co niezwykle skuteczny. Pomiędzy misjami animacje pogłębiające wrażenie, że ogląda się film oparty na przemyślanym scenariuszu. Całość jest krótka (mam na myśli tryb single player), ale nieprawdopodobnie intensywna, szybka, dynamiczna, pełna zwrotów akcji. Niespodzianek, nie brak w niej też żartów i mrugania okiem do gracza, który ma wrażenie uczestnictwa w prawdziwej akcji lub co najmniej grania w doskonałym filmie sensacyjnym. Dawno nie grałem w tak sugestywną grę*.

Tak, jak zawsze byłem raczej fanem strzelanek w realiach II Wojny, tak COD4 przekonało mnie do klimatu współczesnego pola bitwy. Przeszedłem ją trzy i pół raza, z czego półtora wespół z kolegą. I tu liniowość ujawnia swoją zaletę - gdy jeden gra, drugi ma czas zrobić drinki, a kątem oka ogląda świetny sensacyjny film z doskonałą akcją non-stop.

Z początkiem roku na rynek trafiła nowa część. I znów scenariusz składa się z kolejnych checkpointów, a towarzysze broni jak kołki czekają, aż graczowi uda się przekroczyć kolejną linię i dopiero ruszają do przodu. Nic nie da zasadzenie się na dobrej pozycji do osłony ataku, jeśli scenariusz akurat tego nie przewiduje - liniowość do bólu.

W COD4 to nie przeszkadzało, bo rekompensowane było tempem akcji i różnorodnością misji. Tu jest gorzej, bo i wybór broni znacznie mniejszy, i ich działanie nie tak spektakularne, a scenarzystów krępowała wierność realiom - w efekcie gra jest mniej dynamiczna. Co nie znaczy, że nudna - na japońskich plażach dzieje się tyle, że nie sposób nadążyć. Ale czasami powtarzalność schematów męczy, a najbardziej zaskakuje mnie to, że tak naprawdę od czasów, gdy ostatnio grałem w COD - była to bodaj część 2 na PC - tak niewiele się zmieniło. Bunkier, plaża, misja snajperska, podkładanie ładunków - to wszystko już było, a tu podane jest w takich ilościach, że czasami męczy - zamiast czterech dział wystarczyłoby wysadzić dwa, zamiast trzech bunkrów - jeden.

Są jednak i perełki - misja "lotnicza" - ratowanie rozbitków z konwoju samolotem catalina połączone z ostrzeliwaniem japońskich okrętów, walką w powietrzu - to robi naprawdę intensywne wrażenie, szczególnie za pierwszym razem.

Najbardziej drażnią mnie misje "sowieckie". Po pierwsze, ze swojej istoty - nie lubię się identyfikować z tą akurat armią i nie czuję dumy zatykając sowiecką flagę na dachu Reichstagu (choć trzeba przyznać, że Berlin pierwszy raz wygląda w grze tak dobrze). A poza tym, ile razy można odtwarzać różne warianty snajperskiej misji z "Wroga u bram"? To się zrobiło potwornie nudne i dokładnie w tym miejscu odpuściłem sobie COD2, której nigdy potem już nie dokończyłem. W nowej części przebrnąłem, ale zadziwia mnie ta wtórność scenariusza. Tak, jakby II Wojna Światowa nie obfitowała w ciekawe wydarzenia na barwnych frontach? Chociaż przyznam, że bitwa o stację u-bahnu zrobiła na mnie wrażenie.

Z "czwórki" przeniesiono też dobre rozwiązania - fajną oprawę pomiędzy misjami (oczywiście tu dostosowaną do realiów, kojarzącą się ze wspomnianymi kiedyś na blogu napisami początkowymi do filmu "Królestwo") i fabularyzowane wstawki między misjami, np. wyciąganie gracza z niewoli czy ratowanie przed utonięciem w czasie morskiego desantu. To buduje klimat, ale nie tak sugestywny, jak w poprzedniej części. Wrażenie robi natomiast grafika, szczególnie tam, gdzie klimat buduje pogoda, np. ulewny deszcz na jakiejś porośniętej wysoką trawą wyspie na Pacyfiku.

I właściwie tyle - Nazi Zombies mnie nie kręcą, na granie po sieci jestem za cienki, więc przechodzę te liniowe scenariusze i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku czekam już na kolejną odsłonę współczesnego pola walki - Modern Warfare 2 już w listopadzie. Mam wrażenie, że II wojna światowa się dla mnie skończyła.

Call of Duty 4: Modern Warfare, Infinity Ward / Activision, 2007
Call of Duty: World at War, Treyarch / Activision, 2008


* Uprzedzając uwagi: wiem, że COD4 to już klasyka, a COD: WaW to żadna nowość i oczywiście z wypiekami na twarzy oglądam trailery kolejnej części. Po prostu za pisanie o grach wziąłem się dopiero, jak przeszedłem je na własnym sprzęcie. I nawiasem mówiąc nie wiem, czy będę to kontynuował, bo mam poczucie, że niewiele to wnosi. Lepiej poświęcić ten czas na granie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.