Lao Che z Biblią w tle
Po nagraniu płyty, która od razu przeszła do historii można zrobić dwie rzeczy – zakończyć karierę lub dalej grać swoje. Tylko co to znaczy w przypadku zespołu, który garściami czerpie z literatury, historii i w oryginalny sposób przetwarza dowolne gatunki muzyczne? „Gospel” daje bezkompromisową odpowiedź i zaskakuje już na etapie okładki. Zamiast mrocznej estetyki „Guseł” i wydawnictw związanych z „Powstaniem Warszawskim” dostajemy jasne, kremowe opakowanie z napisami z kolorowej posypki do słodkich deserów. Do tego tytułu utworów wypisane literami przypominającymi logo Google i wizerunek ryby, symbol chrześcijaństwa na płycie zespołu, którego pierwszą płytę zaszufladkowano jako rock pogański.
Lao Che musiało zdecydować: płyta z piosenkami czy kolejny koncept-album? A jeśli spójna całość, to jaki motyw przewodni? Do jakiej tradycji lub epoki się odwołać? Co może dorównać nośnością opowieści o walczącej Warszawie? Odpowiedź jest radykalna i brawurowa: Pismo Święte. „Gospel” jest przesiąknięte biblijnymi odwołaniami i chrześcijańską symboliką: „Drogi Panie”, „Bóg zapłać”, „Zbawiciel Diesel”, Hydropiekłowstąpienie”, „Paciorek” – tytuły nie wymagają interpretacji. A więc Rock chrześcijański? Wręcz przeciwnie – Lao Che nie odcina się od swoich korzeni. Narrator tej opowieści nie ma w sobie wiele pokory i na pewno nie klęka przez Bogiem. Bez przerwy kłóci się z Nim, wręczy pyskuje i wykrzykuje swoje żale w pijackim widzie. Bywa w tym przekonujący, straszny, ale bywa też groteskowy.
Te dialogi pędzą w rytmie szalonej, skocznej, niemal cyrkowej muzyki. Pełno w niej zapożyczeń czytelnych dla publiczności osłuchanej z rockiem i punkiem. Trafimy bluesa, reggae i ska, a nawet muzykę latynoską, ale wszystko to wzięte w cudzysłów i poddane obróbce nadającej charakterystycznego klimatu, bez popadania w tani pastisz czy kicz. Sporo tu ostrych przełamań tempa, zwrotów akcji i wahań nastrojów – tego, co znamy z „Powstania Warszawskiego”. Podobnie jak zadziorność i power, który nie jest wynikiem prostej sumy zebranych do kupy elementów; jest niespotykaną dziś w muzyce wartością dodaną, przemyconą między taktami i wierszami.
Całość robi wrażenie, którego skali nie chcę mierzyć „Powstaniem Warszawskim”, bo z porównania z taką płytą mało kto może wyjść obroną ręką. Zespół Lao Che zmierzył się oczekiwaniami z ironią i dystansem, zachował własny styl, a przy okazji nagrał świetną rockową płytę z dobrym pomysłem i mocnymi tekstami.
Lao Che - Gospel
Antena Krzyku, 2008
www.laoche.art.pl
Audio i kopia okładki z merlin.pl
recenzja ze zmienionym tytułem ukazała się na www.dziennik.pl,
oraz w skróconej wersji, w"Dzienniku" 25.02.2008
Antena Krzyku, 2008
www.laoche.art.pl
Audio i kopia okładki z merlin.pl
recenzja ze zmienionym tytułem ukazała się na www.dziennik.pl,
oraz w skróconej wersji, w"Dzienniku" 25.02.2008
a. to już trzy lata minęły od płyty PW?
OdpowiedzUsuńb. z przyjemnością sięgnę po nową ich płytę.
c. zdaje się, że każda z płyt LC to ta sama liga, lecz różne sporty ;)
d. czas na kocert ;)
Gratuluję tekstu w Gazecie ;)
OdpowiedzUsuńHeh, mogę liczyć na autograf? Specjalnie kupiłam egzemplarz ;P
Pozdrawiam, Roody ;)
wyśmienita płyta,ach ach,ma bardzo fajną, spidującą energię (nie jestem krytykiem muzycznym-hehe-więc mogę uzywać takich określeń:),ostatnio tylko jej słucham na rowerze.ściski, krytyku.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście płytka w dechę.
OdpowiedzUsuńMoże nie robi takiego wrażenia jak "Powstanie", ale tekstowo mu nie ustępuje, a muzycznie jest bardziej "do posłuchania".
Zaufałem powyższej recenzji i się nie zawiodłem - a zaufałem dosłownie, bo w Empiku nie pozwalali jej przesłuchać.
Księciuniu
P.S. Swoją drogą ta płytka byłaby dobrą ścieżką dźwiękową do niezłego musicalu
płyta kapitalna! nie mogę się od niej od wczoraj uwalonić!
OdpowiedzUsuńps uważam, że "gospel" można jak najbardziej zakwalifikować do rocka chrześciajńskiego, bo własnie owe kłótnie i sprzeczki z Bogiem w 100% prowadzą do istoty chrześcijaństwa.