Pokazywanie postów oznaczonych etykietą praca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą praca. Pokaż wszystkie posty

15 października 2010

Miasteczko Wilanów wzorcem doskonałości?

W Warszawie ta wiadomość budzi zdziwienie: Miasteczko Wilanów znalazło się wśród pięciu najlepszych osiedli na świecie. Dlaczego więc wciąż w stolicy pozostaje symbolem urbanistycznej porażki?

To paradoks: osiedle, które w Warszawie przywołuje się często, jako miejsce, w którym skupiły się wszystkie możliwe braki i słabości urbanistycznej praktyki, na świecie zdobywa rosnące uznanie. Najpierw przeszło przez europejskiej eliminacje, a teraz dostało - wspólnie z czterema projektami innymi z USA, Australii i Singapuru - jedno z finałowych wyróżnień Urban Land Institute - organizacji, która od trzech dekad przyznaje nagrody "za doskonałość"

Gdzie ta doskonałość?

O tym, że Miasteczku wciąż bardzo daleko choćby do normalności najlepiej wiedzą jednak dobrze wszyscy, którzy kupili tam mieszkania. Przez pierwsze miesiące brodzili po kolana w błocie, bo nie było ulic. Deweloperzy spierali się z miastem o to, kto ma komu zapłacić za ich budowę i utrzymanie. Główną al. Rzeczpospolitej otwarto ledwie kilka tygodni temu.

Na tym nie koniec problemów. Nie ma szkół, przedszkoli, w parterach bloków nie powstały lokale usługowe, więc nie ma też sklepów, a zapowiadane przez dewelopera całego projektu centrum handlowe w formie miejskiego rynku nie powstało i nie zanosi się, by rychło zostało zrealizowane.

Braki, braki, braki...

Miasteczko Wilanów podawane jest często jako przykład fatalnej - bo żadnej - współpracy kapitału prywatnego z sektorem publicznym. Tymczasem ULI chwali osiedle za to, że powstało właśnie bez tego udziału i dodaje, że było to ryzykowne przedsięwzięcie.

Ryzykowne i nieudane - chciałoby się podpowiedzieć konkursowemu jury. - Podziwiam ekwilibrystykę uzasadnienia ULI - ocenia na łamach "Gazety Stołecznej" urbanista Grzegorz Buczek. - To prawdy, półprawdy i nieprawdy. Owszem, to projekt pionierski, powstały przy desinteresement czy wręcz wrogości sektora publicznego. Ale nie wszystkie braki da się uzupełnić, powstały już osiedla bez usług w parterach. Brakuje szkół, miasto przepłaca horrendalne sumy wykupując grunty pod drogi. Argument o wychodzeniu naprzeciw społecznym oczekiwaniom pozostawię bez komentarza - puentuje.

Będzie (jeszcze) lepiej?

Deweloperzy budujący swoje bloki na terenie Miasteczka odpowiadają, że wszystko to dopiero powstanie. Zapewnienia słychać też ze strony władz Wilanowa. Na terenie osiedla ma powstać boisko Orlik, plac zabaw, a w przyszłości także szkoła. Na razie jest tu tylko prywatny szpital i powstając Świątynia Opatrzności Bożej. I najwyraźniej to sąsiedztwo się opłaca, bo opatrzność czuwa nad nagrodzonymi w dalekim Waszyngtonie twórcami miasteczka.

14 października 2010

Warszawa w budowie 2: PRL w Dubaju

Szare bloki i pałac Kultury - to wciąż kojarzy się nam najbardziej z architekturą PRL. Trudno więc uwierzyć, że na świecie uznawana była za wysokiej klasy produkt eksportowy.

fot. Muzeum Sztuki Nowoczesnej
W siermiężnej rzeczywistości PRL napis "Made in Poland" raczej nie kojarzył się dobrze. A już na pewno nie był znakiem wysokiej jakości. Nie inaczej było z architekturą - najpierw socrealizm, potem gomułkowskie normy i ciemne kuchnie, a na sam koniec wielka płyta. Takie były realia, w których przyszło tworzyć ówczesnym architektom i inżynierom. Rzadko mieli okazję wyjść poza schemat, a w skrajnych przypadkach groziło to nawet więzieniem. Za "kosmopolityczne odchylenie" w areszcie siedział Zbigniew Ihnatowicz, autor warszawskiego Cedetu (Smyka).

Architekci na wojnie

Podczas gdy nad Wisłą umacniano władzę ludu, świat nie stał w miejscu. Przeciwnie - zmieniał się w oczach. W Afryce dawne kolonie zmieniały się w niepodległe państwa, a na bliskim wschodzie petrodolary tworzyły nowe potęgi. Na sawannach i pustyniach wyrastały nowe metropolie - czasem na gruzach starych, czasem budowane od zera. Wszystkie potrzebowały urbanistów i architektów.

Te egzotyczne miejsca były jednym frontów zimnej wojny - Stany Zjednoczone i Zachód oraz Związek Radziecki wraz z "bratnimi" państwami walczyły o wpływy w każdym z tych regionów, wysyłając tam - oprócz szpiegów - naukowców, inżynierów i architektów właśnie.

Autostrady, fabryki, porty, wreszcie osiedla, hotele, stadiony, a nawet całe miasta - to wszystko projektowali architekci z importu. Wśród nich rzesze Polaków, szukających szczęścia na zagranicznych kontraktach.

Z Bagdadu do Warszawy

Polska myśl techniczna kształtowała tak egzotyczne miejsca, jak Irak, Syria, Libia, Algieria, Ghana czy Iran. - Architekci, urbaniści i inżynierowie przywozili ze sobą zarówno tradycję polskiej architektury międzywojennej, jak i doświadczenie wielkich socjalistycznych budów, takich jak Warszawa lub Nowa Huta, rozwijając je w zastanych warunkach klimatycznych, kulturowych i technologicznych - czytamy w opisie wystawy "PRL™. Eksport architektury i urbanistyki z Polski Ludowej".

Od piątku, w ramach festiwalu "Warszawa w budowie", w Muzeum Techniki będzie można poznać efekty tych egzotycznych połączeń. Są wśród nich rzeczy zupełnie niecodzienne, jak np. stworzona w krakowskim Miastoprojekcie koncepcja suku - tradycyjnego targowiska, tyle że tu w nowoczesnej formie, w dodatku wykonanego z dobrze znanych Polakom prefabrykatów. W tym samym biurze, w 1967 roku powstał też Master Plan Bagdadu z dzielnicami rządowymi, które kilka dekad później oglądaliśmy w telewizji w jakże odmiennych okolicznościach.

Głos w sporze o dziedzictwo PRL

- Prezentowane budynki, osiedla, plany miejskie i regionalne, oraz projekty badawcze (...) pokazują rolę Polski Ludowej w sieciach globalnej dystrybucji wiedzy i technologii, które pod koniec zimnej wojny odzwierciedlały mniej konflikt ideologiczny, a bardziej nowy podział pracy charakterystyczny dla świata post-socjalistycznego - przekonuje Łukasz Stanek, kurator wystawy.

Ale z perspektywy dzisiejszej Warszawy wystawa jest też głosem w zupełnie innej sprawie. Pokazuje, że architektura spod znaku "Made in Poland" była na świecie znaną, rozpoznawalną marką. I że nasi architekci, mimo ograniczeń politycznych - może właśnie dzięki nim - tworzyli rzeczy ciekawe, nowatorskie, pozostające w związku z ówczesnymi trendami i kształtującymi je możliwościami technologicznymi. Że inżynierowie znad Wisły w piaskach pustyń rozwiązywali zupełnie nowe problemy techniczne.

Z desek kreślarskich tych samych ludzi schodziły też projekty, które do dziś można oglądać w całej Polsce. Inni - absolwenci tych samych uczelni, pracownicy tych samych biur - zostali tu i tworzyli projekty nie gorsze, choć często mniej spektakularne, potem przez lata nie remontowane, dziś zaniedbane. Nie potrafimy ich docenić. Może spojrzenie z tak egzotycznej perspektywy, jak Ghana czy Syria pomoże nam zrozumieć ich znaczenie?

Imprezy towarzyszące:

Wernisaż wystawy i wprowadzenie odbędzie się w piątek, 15 października, w Muzeum Techniki o godzinie 18. Kuratorem wystawy jest Łukasz Stanek z Instytutu Teorii i Historii Architektury na Uniwersytecie Technicznym ETH w Zurychu.

16 października w tymczasowej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy ulicy Pańskiej 3 odbędzie się z kolei sympozjum "Socjalistyczna kompetencja. Postkolonialna urbanizacja i dystrybucja wiedzy w okresie zimnej wojny". Początek o godzinie 18. Prezentacje wygłoszą: Łukasz Stanek, Michelle Provoost (historyczka architektury, kuratorka z Rotterdamu), Tadeusz Barucki (architekt i publicysta) oraz M. Christine Boyer (profesor na Princeton University School of Architecture).

PRL™. Eksport architektury i urbanistyki z Polski Ludowe

13 października 2010

Tłumy na wykładzie Kazuyo Sejimy

Sala balowa nieczynnego hotelu Europejskiego dawno nie gościła takich tłumów. Kilkaset osób, w większości młodych, przyszło posłuchać wykładu japońskiej architektki.

fot. Bartek Stawiarski, MSN
Miejsc na krzesłach zabrakło na długo przed godziną 19.00, o której miał się zacząć wykład. Przed wejściem do hotelu kłębił się tłum, a w środku stała długa kolejka do szatni i do stoiska z zestawami słuchawkowymi z tłumaczeniem wykładu. Gdy się zaczął, zajęte były nie tylko wszystkie krzesła, ale też prawie cała podłoga.

Drobna Japonka weszła na scenę przy huku braw. Włączyła prezentację ze zdjęciami i rysunkami projektów pracowni SANAA, którą założyła wspólnie z Ryue Nishizawą. Na ekranie pojawiły się te najbardziej charakterystyczne, definiujące ich styl, jak zbudowany niemal w całości ze szkła pawilon muzeum w amerykańskim Toledo, muzea sztuki nowoczesnej w Kanazawie i Nowym Jorku, czy najnowsze Rolex Learning Center w Lozannie albo filia muzeum Luwru w Lens.

- W architekturze najbardziej interesuje mnie użytkownik budynku i to, jak go zaadaptuje do swoich potrzeb, jak ułoży sobie z nim relacje - tłumaczyła Sejima. - Drugą niezwykle ważną rzeczą jest dla mnie relacja między budynkiem, a otoczeniem - dodała.

Ograniczenia są atutem

Kazuyo Sejima jest dziś gwiazdą światowej architektury. Dostała w tym roku najbardziej prestiżową w branży nagrodę Pritzkera. Jest też pierwszą kobietą - kuratorem Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji.

W czasie wykładu w niczym nie przypominała jednak gwiazdy. Nie robiła show - mówiła bardziej do siebie niż do publiczności, często zawieszając głos, szukając właściwych słów w języku angielskim, w którym najwyraźniej nie mówi swobodnie. Można było odnieść wrażenie, że mówienie o własnych projektach jest dla niej trudne; że woli projektować, niż o tym opowiadać.

fot. Bartek Stawiarski, MSN
"Rozmyta architektura"

Mimo wszystko odpowiedziała na kilka pytań z sali, m.in. o źródła inspiracji. - Nie szukam jej na zewnątrz. Moje projekty powstają szybko, wyłaniają się z kolejnych szkiców - tłumaczyła.

A jej budynki są takie, jak wykład: niekonkretne, rozmyte, pozostawiające pole do interpretacji, często zlewające się z otoczeniem. Filia muzeum Luwru w Lens ma elewacje, w których odbija się zielona łąka wokół. Z kolei w Toledo pawilon przeznaczony na szklane dzieła z kolekcji tamtejszego muzeum sztuki zaprojektowała w całości właśnie ze szkła. Budynek musiał być jednopiętrowy, a dodatkowym utrudnieniem był nakaz zachowania drzew rosnących na działce. Drzewa zostały, a budynek wtapia się w zielone tło. - Ograniczenia narzucone przez inwestora mogą być atutem - podkreślała Sejima.

Najważniejsza jest funkcjonalność

Jej projekty to nieustanna gra z otoczeniem, ale równocześnie są one bardzo zdyscyplinowane, podporządkowana funkcji. W Toledo szkło stanowiło dosłownie potraktowany kontekst i do tego Sejima się przyznaje. Z kolei Centrum Rolexa w Lozannie wygląda z góry jak plasterek szwajcarskiego sera z dziurami. Architektka śmieje się z tego skojarzenia, ale odcina się od niego stanowczo. - Kształt budynku wynika z funkcji, jakie ma spełniać - podkreśliła kilkukrotnie Sejima.

Kazuyo Sejima przyjechała do Warszawy na zaproszenie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, organizatora festiwalu "Warszawa w budowie".

11 października 2010

Warszawa w budowie 2: Spotkanie w architekturze

Jest gwiazdą, choć jej twórczość jest antygwiazdorska. Nie bryluje w mediach, a mimo to rok 2010 należy do niej. We wtorek Warszawę odwiedzi Kazuyo Sejima.

fot. SANAA
Wciąż liczymy na to, że w Warszawie uda się zrealizować chociaż jeden projekt starchitekta (w kolejce za Danielem Libeskindem czeka m.in. Zaha Hadid z projektem wieżowca obok Marriotta) i powtórzyć efekt Bilbao - stworzyć nową ikonę miasta, która wypromuje je na świecie.

Ale świat już nie śni o ikonach. Starchitekci projektują skromniej albo przyjmują zlecenia z Dubaju, gdzie moda na spektakularne budynki wydaje się nie przemijać. Nad Europą krąży zaś widmo kryzysu gospodarczego, a architekci siłą rzeczy muszą szukać odpowiedzi na pytanie, jak budować w trudnych czasach. Odpowiedzi udziela Kazuyo Sejima.

Kontekst ma znacznie

- Cała ta obsesja kontekstu hamuje rozwój architektury. W ten sposób nie da się stworzyć niczego nowego - grzmiała w czasie wizyty w Warszawie Zaha Hadid, laureatka nagrody Pritzkera w 2004 roku. W 2010 roku to najbardziej prestiżowe wyróżnienie architektoniczne dostała właśnie Sejima (razem ze swoim partnerem z pracowni SANAA, Ryue Nishizawa).

Została też kuratorem najważniejszej imprezy architektonicznej - Międzynarodowego Biennale w Wenecji, które będzie organizowane po raz dwunasty. - Chcemy pomóc ludziom rozumieć architekturę, pomóc architekturze rozumieć ludzi i pomóc ludziom rozumieć siebie nawzajem - deklaruje kuratorka.

Sejima i Hadid są jedynymi kobietami, które dostały nagrodę Pritzkera, ale zawodowo więcej je dzieli, niż łączy. Dla Sejimy ważne są nie tylko budynki, ale też ludzie, którzy je użytkują i relacje między nimi. - Żyjemy w społeczeństwie postideologicznym. Łączy nas więcej niż kiedykolwiek; kultura i gospodarka mają globalny charakter. Świadomość i styl życia zmieniają się. Nasze relacje kształtują się w sferze wirtualnej - mówi Sejima i pyta o rolę architektury w tym procesie. Odpowiedzi szukać mają m.in. uczestnicy biennale, które odbywać się będzie pod hasłem "Ludzie spotykają się w architekturze".
Kazuyo Sejima, SANAA
Wykład
Hotel Europejski, Krakowskie Przedmieście 13
wtorek, 12 października, godzina 19.00
Wstęp wolny, liczba miejsc ograniczona

02 października 2010

Warszawa w budowie 2: Konserwator kontratakuje

Jeśli macie chwilę czasu, to koniecznie zajrzyjcie na stację Warszawa - Powiśle. W przejściu podziemnym pojawiło się nowe graffiti. Przy okazji miejsce miało pewne archeologiczne odkrycie.

fot. roody102.pl
Na wyczyszczonej, pomalowanej na biało ścianie można zobaczyć jeden ze szkiców Arseniusza Romanowicza - jedną z koncepcji dworca Centralnego. W górnym pawilonie jest więcej ciekawych zdjęć i rysunków, które nawet sceptyków przekonają, że linia średnicowa warta jest ochrony, a Centralny może wyglądać wspaniale. Zresztą od strony al. Jerozolimskich, tam gdzie jego elewacja została już oczyszczona, też już to widać.

O liftingu dworca mówiła wczoraj w kawiarni Warszawa Powiśle Barbara Jezierska, mazowiecka wojewódzka konserwator zabytków, o której ostatnio głośno było dlatego, że wojewoda próbował ją odwołać. Nie zgodziło się na to ministerstwo kultury. Jezierska tłumaczyła, że nie wpisała dworca Centralnego do rejestru, by dać kolejarzom szansę na lifting. Obostrzenia konserwatorskie mocno pogmatwałyby już i tak z trudem realizowane plany PKP. Nie wykluczyła jednak, że w przyszłości taki wpis będzie potrzebny. To zapowiedź sporu, który z pewnością wybuchnie po Euro 2012, jeśli PKP rzeczywiście zdecyduje się na budowę nowego dworca.

Z tego samego powodu do rejestru nie trafiła na razie Rotunda. Jezierska powiedziała, że PKO odstąpiło od planu jej rozebrania i zastąpienia wyrobem rotundopodobnym, więc budynku chronić wpisem nie trzeba. A bez niego remont będzie łatwiejszy i bank będzie miał większą swobodę w jego nowym zagospodarowaniu. Obyśmy tylko nie obudzili się z ręką wiadomo gdzie. Jezierska odniosła się pośrednio i do tej perspektywy, przypominając kilka razy, że wpis do rejestru zabytków nie jest ani dobrą, ani właściwą formą ochrony tych zagrożonych rozwaleniem - do tego powinny służyć miejscowe plany zagospodarowania.

fot. roody102.pl
Innym echem sporu między konserwator, a wojewodą będą kontrole w urzędzie konserwatora stołecznego. - Wojewoda zarzucił mi, że kontroli nie było. Więc będą - tłumaczyła krótko Jezierska. I zapowiedziała, że uważnie przyjrzy się np. sprawie niszczejących kamienic przy Foksal 13 i 15 (inwestor od kilku lat nie może uzyskać zgody na swój projekt rewitalizacji, niezgodny z doktryną konserwatorską zdaniem jednych, ale słuszny i wart dopuszczenia zdaniem innych) czy Hali na Koszykach (rozebranej kilka lat temu w celu konserwacji i do dziś nie odtworzonej, której konstrukcja niszczeje gdzieś pod Warszawą). Wzajemna niechęć Barbary Jezierskiej i Ewy Nekandy-Trepki przechodzi więc powoli w otwarty, urzędniczy konflikt. I może wcale nie jest to zła wiadomość - sprawom ochrony warszawskich zabytków z pewnością dobrze zrobi trochę szumu i większego zainteresowania.

To się zresztą już dzieje. Nie przypadkiem na wykład Jezierskiej przyszła wczoraj ponad setka ludzi. Mimo chłodu i siąpiącego deszczu, pod ogromnym, okrągłym dachem dolnego pawilonu stacji Warszawa Powiśle z uwagą słuchali tego, co mówiła urzędniczka, do niedawna kompletnie anonimowa. Rzecz niecodzienna.

Zastanawiam się, czy to efekt konfliktu z wojewodą, czy siła marki "Warszawy w budowie"? O tej ostatniej  będzie się można przekonać w najbliższych dniach - choćby dziś wieczorem. W parku Świętokrzyskim akcja Moon Ride - warto przyjechać na rowerze, bo siła w nogach będzie tam dziś potrzebna, by akcja się udała.

Z kolei jutro warto wrócić na stację Powiśle. Wieczorem wykład o nowatorskich na owe czasy konstrukcjach dachów stacji linii średnicowej, a wcześniej wycieczka z Hubertem Trammerem, który o linii średnicowej pisze właśnie doktorat. Nie ma już miejsc, ale dzięki wydrukowanemu przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej przewodnikowi, który pewnie będzie jeszcze można znaleźć na stacji, można wycieczkę zrobić samemu.

Warto tam zajrzeć jeszcze z jednego powodu - w przejściu podziemnym między peronami dokonano właśnie odkrycia - pod warstwami farby nakładanej tam przez lata raz przez grafficiarzy, raz przez kolejarzy była subtelna mozaika o wzorze z koszuli non-iron. Nie sądzę, by biała ściana przetrwała dłużej niż kilka dni, więc trzeba się spieszyć, by dostrzec ulotny urok tego odkrycia.

fot. Bartek Stawiarski, MSN

01 października 2010

Warszawa w budowie 2: Wystawa Średnicowa

Tegoroczna edycja festiwalu "Warszawa w budowie" będzie miała kilku bohaterów. Jeden z nich to Arseniusz Romanowicz. Autorowi stacji kolejowych na linii średnicowej poświęcona będzie m.in. "Wystawa Średnicowa".

fot. Tadeusz Zagoździński
Setną rocznicę urodzin Arsena, jak nazywali go przyjaciele, obchodziliśmy 30 sierpnia. W kawiarni na stacji Warszawa Powiśle spotkali się byli współpracownicy architekta i fani jego twórczości. Pod okrągłym dachem pawilonu kasowego wspominali człowieka, którego prace mogłyby być symbolami stolicy, a wciąż nie są doceniane.

Zmarły niespełna dwa lata temu Romanowicz wspólnie z Piotrem Szymaniakiem zaprojektował stacje Ochota, Śródmieście WKD, Powiśle, Śródmieście, Stadion, Wschodnia i Centralna. - Przecinająca centrum Warszawy kolejowa linia średnicowa to nie tylko ciąg komunikacyjny, ale także szlak obiektów architektury przyciągających uwagę jej koneserów z Polski i z zagranicy - uważają kuratorzy wystawy Hubert Trammer i Tomasz Fudała.

Wystawę zdjęć, rysunków, szkiców i projektów będzie można oglądać przez cały październik, oczywiście na stacji Warszawa Powiśle, zarówno w górnym pawilonie naprzeciwko Muzeum Narodowego, jak i w kawiarni od strony Powiśla. Będzie się można przekonać, że zniszczone, przez lata kompletnie zaniedbane, a dziś powoli odgruzowywane stacje to prawdziwe architektoniczne perły, a zastosowane przy ich budowie rozwiązania do dziś zaskakują finezją.

- "Wystawa średnicowa" i towarzyszące jej wydarzenia mają na celu zwrócenie uwagi na wyjątkową architekturę linii średnicowej, objaśnienie jej koncepcji funkcjonalnej, wreszcie promowanie korzystania z niej jako wygodnego sposobu poruszania się po Warszawie - zachęcają kuratorzy.

Wydarzenia towarzyszące wystawie:

Wernisaż "Wystawy Średnicowej" już w piątek o godzinie 19. Wcześniej w kawiarni odbędzie się spotkanie z Barbarą Jezierską, która jako wojewódzki konserwator zabytków doprowadziła do wpisania linii średnicowej do rejestru zabytków.

Z kolei 3 października o godz. 19, także w kawiarni Warszawa Powiśle, Piotr Smarzewski opowie o konstrukcji dachów na dworcach i przystankach linii średnicowej. Smarzewski jest pracownikiem Politechniki Lubelskiej na Wydziale Budownictwa i Architektury.

Tego samego dnia, ale wcześniej, bo już o godz. 12.15 kurator wystawy Hubert Trammer zabierze chętnych na wycieczkę po budynkach stacji linii średnicowej. Zbiórka przy pawilonie przystanku kolejowego Warszawa Ochota. Trzeba pamiętać, by mieć ze sobą ważny bilet ZTM. Na wycieczkę trzeba się wcześniej zapisać:
zapisy@warszawawbudowie.pl.

Wystawa Średnicowa

27 września 2010

Warszawa w budowie na Twoim ajfonie

Dla warszawskich geeków - pozycja obowiązkowa!

Jeśli macie ajfona i interesujecie się festiwalem "Warszawa w budowie", to Muzeum Sztuki Nowoczesnej ma dla Was niespodziankę - aplikację z dostępem do aktualności, programu i festiwalowego bloga. Można ją znaleźć na przykład tu, można też w telefonie, wpisując do wyszukiwarki hasło "muzeum" lub "warszawa". Niestety, nie ma w niej kalendarium wydarzeń, ale tak czy owak bardzo fajna inicjatywa (której kibicowałem od samego początku).

Warszawa w Budowie 2

W piątek rusza druga edycja festiwalu "Warszawa w budowie". W zeszłym roku była to bardzo fajna, ale jednak dość hermetyczna impreza odbywająca się głównie w tymczasowej siedzibie muzeum. W między czasie był jednak warszawsko-berliński festiwal "Promised City", który pokazał, jak wielkie jest w stolicy pole do działań w przestrzeni miejskiej. "Warszawa w budowie 2" będzie więc wychodzić z muzeum do miasta - będą wycieczki, wystawy w przestrzeni miejskiej, ale nie zabraknie też warsztatów i dyskusji.

TVN Warszawa jest patronem medialnym tego festiwalu. Będziemy informować o najciekawszych wydarzeniach, relacjonować najgorętsze dyskusje. Na moim blogu też będą się pojawiać informacje o tym, co uznam za warte uwagi. Póki co zachęcam do zapoznania się ze szczegółowym programem na stronie festiwalu. Zrobiłem też kalendarz Google - jeśli ktoś używa, to proszę skorzystać, postaram się, by był cały czas aktualny.


Ciekawie zapowiadają się szczególnie wycieczki po znanych (bazary, fortyfikacje, stacje kolejowe, Ursynów) i nieznanych (elektrociepłownie, Stadion Narodowy, pracownie architektoniczne) miejscach. Nie zabraknie też spotkań i dyskusji - będzie m.in. sprawdzony w zeszłym roku Departament Propozycji no i chyba największy przebój, czyli wykład Kazuyo Sejimy, kuratorki tegorocznego biennale w Wenecji i laureatki nagrody Pritzkera (przy okazji deklaracja: odmawiam pisania o tej nagrodzenie "architektoniczny Nobel" - ileż można tę kalkę powtarzać?). To już 12 października w hotelu Europejskim.

19 sierpnia 2010

Nocny dworzec z kebabem

Dwa dni temu miastem wstrząsnęła historia o hurtowni mięsa na kebab ukrytej w podziemiach dworca Centralnego. Okazuje się, że jest trochę, jak w starym dowcipie - nie hurtownia, tylko magazyn. Nie odkryty, tylko zamknięty. I nie teraz, tylko w kwietniu. Ale historia i tak jest super. Dziś na tvnwarszawa.pl zmierzyłem się z miejską legendą.

18 sierpnia 2010

Wywiad z burmistrzem Śródmieścia

Uwadze tych z Państwa, których zainteresował temat Złotej 44 i słowa burmistrza Wojciecha Bartelskiego, o konieczności wysiedlania mieszkańców starych bloków w centrum miasta, polecam nieskromnie swój wywiad na tvnwarszawa.pl.

12 sierpnia 2010

Vavamuffin sięga do korzeni

Właściwie powinniśmy być na nich obrażeni - nie dość, że na nową płytę kazali czekać prawie trzy lata, to jeszcze jej premierę organizują poza Warszawą. Ale nie sposób się obrażać, gdy nadaje Radio Vavamuffin.

Tym bardziej, że stolicy na płycie "Mo' Better Rootz" nie zabrakło. Pełno jej nawet na okładce, ale najwięcej w "Barbakanie". Pablo, Gorg i Reggaenerator rozprawiają się w nim ze stereotypem warszawiaka. "Nosimy krawaty trzy razy do roku" - zapewniają i przekonują, że Warszawa "to nie miejsce - to stan".

"Music from a City Jungle"

Ale tytułowe korzenie, to nie tylko miasto "za Barbakanem". To przede wszystkim muzyka. Oprócz reggae, ragamuffin i dancehallu znajdziemy tu takie niespodzianki, jak całkiem ciężkie gitary, latynoskie dęciaki albo 11-minutowy "African Dancehall", który ze zwykłej piosenki płynnie przechodzi w jazzową improwizację doprawioną hip-hopem.

Tego ostatniego jest jednak mniej, niż na wcześniejszych płytach. Najwięcej w "Cel pal" z gościnnym występem Vienia z Molesty. Coraz częściej Vavamuffin zmniejsza tempo. "Yabby You" to chyba najwolniejszy utwór w dyskografii zespołu. Bardziej rozbujane są "Z samego dna" i znane już z koncertów "Daj mi to", bliskie płycie "Inadibusu". Za to w "Bez piątala" czy "Japa fizjonomia" usłyszmy echa solowej płyty Pablopavo.

Brzmień z debiutanckiego "Vabang!" najwięcej z kolei w otwierających płytę "Koronowanych głowach", inspirowanym wspólną podróżą do Afryki "Addis Fever" i znanym już z singla "Radiu Vavamuffin". Radiu, które nadaje same pozytywne wibracje - to idealna piosenka na rano, gwarantująca udany początek dnia

"Bikiniarze marzeń"

Cała płyta to mieszanka rozbujanych, letnich rytmów oraz tekstów pełnych nawiązań i aluzji, w których dowcip łączy się czasem z goryczą. A wszystko to podane z warszawskim sznytem.

Oficjalna premiera "Mo' Better Rootz" już w najbliższy piątek, w Ostródzie, na festiwalu reggae. Karrot Kommando, wydawca Vavamuffin świętować tam będzie swoje piąte urodziny - zagrają największe gwiazdy wytwórni. Oprócz Vavamuffin będą to m.in. Hornsma Coyote, Ras Luta, Junior Stress czy EastWest Rockers. Zagra też legendarny Zion Train.


Artykuł opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl

25 czerwca 2010

Sąd nakazał zwinąć Żagiel


Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną firmy Orco. Co oznacza ta decyzja? Pewne jest, że budowa Złotej 44 nie ruszy jesienią, jak zapowiadał inwestor. Prawie na pewno za jakiś czas sprawa wróci też do sądu.

Naczelny Sąd Administracyjny wybrał rozwiązanie, które można nazwać salomonowym - nie przyznał całkowitej racji protestującym mieszkańcom bloku sąsiadującego z budową, ale inwestorowi pokazał "żółtą kartkę".

Przypomnijmy: sąsiedzi wieżowca odwołali się do wojewody mazowieckiego od decyzji o pozwoleniu na budowę. Wojewoda nie przyznał im racji, więc poszli się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten przyznał im rację i cofnął firmie Orco pozwolenie na trwającą już budowę.

Inwestor zaskarżył ten wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten nakazał natomiast, by wojewoda mazowiecki jeszcze raz rozpatrzył odwołanie mieszkańców.

Trzy punkty sporne

W pisemnym uzasadnieniu wyroku znajdą się wytyczna dla wojewody. NSA wskazuje w nich, jakie braki ma jego wcześniejsza decyzja. Po pierwsze, nie ma w niej kompletnej dokumentacji geologiczno-inżynierskiej, która nie została przedstawiona nawet przy wydawaniu pozwolenia.

W złożonym razem z wnioskiem projekcie są też poprawki - wojewoda ma wyjaśnić, skąd się wzięły i czy zostały naniesione prawidłowo. To stosunkowo drobne sprawy, które Orco powinno wyjaśnić szybko. Ale jest jeszcze jedna kwestia

Ile miejsc parkingowych potrzebuje wieżowiec?

W projekcie wieżowca założono budowę 288 miejsc parkingowych. Zdaniem NSA, wojewoda powinien dokładniej sprawdzić, czy to na pewno wystarczy. Jeśli nie, deweloper będzie musiał zwiększyć ich liczbę.

I tu może pojawić się problem – gdyby liczba miejsc parkingowych przekroczyła 300, inwestor będzie musiał zdobyć tzw. decyzję środowiskową, która poprzedza wydanie pozwolenia na budowę. Jeśli wojewoda podejmie taką decyzję, Orco będzie musiało zdobyć decyzję, co potrwa wiele miesięcy. Potem konieczne może być przeprojektowanie wieżowca i uzyskanie nowego pozwolenia na budowę.

Teoretycznie większość decyzji urzędy powinny wydać w 30-dniowych terminach, ale w praktyce uzyskanie każdego z tych dokumentów może ciągnąć się miesiącami. Tym bardziej, że po nagłośnieniu sprawy z pewnością urzędnicy będą bardzo drobiazgowi.

Jeśli wojewoda uzna, że pozwolenie na budowę wydano nieprawidłowo, będzie musiał je uchylić. - Trudno powiedzieć, ile to potrwa. Nie widzieliśmy jeszcze uzasadnienia decyzji sądu. Gdy tylko do nas wpłynie, zajmą się nią nasi prawnicy - odpowiada standardową formułą rzecznik wojewody mazowieckiego Ivetta Biały.

Zaczną budowę i wrócą do sądu

Trzymając się dalej piłkarskiej terminologii, "piłka" będzie wtedy po stronie firmy Orco. Ta będzie mogła pójść do sądu i walczyć o uznanie pozwolenia za ważne lub zacząć starania o nowe pozwolenie.

Możliwy jest też odwrotny scenariusz - deweloper uzupełni dokumenty, wojewoda znów odrzuci protest mieszkańców i podtrzyma pozwolenie na budowę. Orco będzie mogło wtedy podpisać umowy z wykonawcami i wprowadzić ich na plac budowy. Nie oznacza to jednak końca sporu.

Niezadowoleni z rosnącego sąsiada mieszkańcy będą mogli znów iść do sądu i ponownie odwoływać się od decyzji wojewody. A Wojewódzki Sąd Administracyjny będzie mógł zawiesić pozwolenie na budowę do czasu rozstrzygnięcia sprawy. To oznacza, że budowa może stanąć, nim znów na dobre się rozpocznie.

Sprawa na lata

Prognozy nie są więc optymistyczne dla inwestora, a tym samym dla tych, których drażni betonowy szkieletor w centrum miasta. Wszystko wskazuje bowiem na to, że nie tylko przywita on kibiców przyjeżdżających na Euro 2012, ale będzie też witał turystów przez kilka kolejnych lat. Tym bardziej, że opisany powyżej scenariusz może się powtarzać wielokrotnie - od każdej decyzji administracyjnej przysługuje bowiem prawo do odwołania.


Na ironię zakrawa fakt, że w czasie, gdy Kraków dojrzewa powoli do tego, by efektownie zakończyć sprawę swojego szkieletora, Warszawa dorabia się swojego. Do pobicia krakowskiego rekordu jeszcze daleko, ale prognozy nie są dobre.

Sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak uważa burmistrz Śródmieścia, ale jego złość jest w tym wszystkim warta uwagi. Z wysiedlaniem mieszkańców mocno przesadził, ale zwrócił uwagę na realny problem, którego ofiarą padają deweloperzy. Nad ich problemami mało kto lubi się pochylać - nie czynimy tego chętnie w mediach, zwykli ludzie też raczej trzymają się opinii, że na biednego nie trafiło.

Niby nie, ale takich spraw jest mnóstwo, choć większość nie jest aż tak zagmatwana i nie owocuje spektakularnymi szkieletorami w centrum miasta. Ale wydawanie decyzji administracyjnych w Warszawie idzie tak wolno, że jak już ratuszowi uda się jakąś wydać w terminie, to natychmiast pojawia się podejrzenie korupcji. W ten sposób miasto traci szansę na rozwój, a inwestorzy, od których ten rozwój w dużej mierze zależy, tracą miliony złotych i zrażają się do miasta, i kraju.

Niestety, warszawscy politycy jak ognia unikają publicznego bronienia interesów deweloperów, bo nie jest to popularne. Sami deweloperzy intensywnie pracowali przez dwie dekady na to, by w każdej sprawie być pierwszym podejrzanym. Boję się, że burmistrz może się zacząć szybko wycofywać ze swojej spontanicznej reakcji na dzisiejszą decyzję sądu, ale cieszę się, że miała miejsce.


Artykuł opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Zdjęcie: materiały inwestora

17 czerwca 2010

Ostateczny projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Rano na kawę, w dzień do biblioteki, a wieczorem na wystawę, przedstawienie lub koncert będzie można przyjść do gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Teatru Rozmaitości przy placu Defilad. Christian Kerez przedstawił ostateczny projekt budynku.

- Budynek całkowicie zmieni to miejsce. Będzie je ożywiał przez całą dobę - zapowiadają wspólnie jego przyszli użytkownicy. Muzeum i teatr wprowadzą się na plac Defilad w 2014 roku. W czwartek, na XXX piętrze Pałacu Kultury zaprezentowano projekt ich przyszłej siedziby. Czym różni się od konkursowej koncepcji, którą poznaliśmy bez mała 3,5 roku temu?

Muzeum razem z teatrem

Po pierwsze, budynek będzie miał dwa, a nie - jak wcześniej zakładano - trzy piętra. Dwa kolejne - z parkingiem, magazynami i rampą rozładunkową - znajdą się pod ziemią. Elewacja, choć wciąż niezwykle prosta i oszczędna, zyskała charakterystyczne łuki łagodnie schodzące do ziemi, a charakterystyczne fale na dachu zmieniły kierunek o 90 stopni. - Z początkowej koncepcji pozostała potężna sylwetka budynku i przeszklony parter, który będzie otwarty ze wszystkich stron - przypomina Kerez.

Ten parter ma się stać centrum życia kulturalnego Warszawy. Od strony nowego, mniejszego ale wciąż potężnego placu Defilad pojawi kawiarnia z ogródkami. Tu będzie też jedno z wejść do głównego holu muzeum. Ale do wnętrza budynku dostać będzie się można z każdej strony. Wspólna przestrzeń połączy muzeum z teatrem, który zajmie północną część budynku, od strony parku Świętokrzyskiego.

Teatr Rozmaitości dostanie do swojej dyspozycji dwie sceny. - To będzie nowoczesna, bardzo elastyczna przestrzeń, którą będzie można dostosować do potrzeb każdego przedstawienia. Jedynym ograniczeniem będzie wyobraźnia reżysera i scenografa - cieszy się Tomasz Janowski z Teatru Rozmaitości.

Na parterze będą też audytoria i sala koncertowa. Z holu, szerokimi schodami wejdziemy na pierwsze piętro, wprost do największej sali muzeum. O tym, jak wielka będzie to przestrzeń przekonują nowe wizualizacje - na jednej z nich widać m.in. gigantyczne pająki Louise Bourgeois, pracę Magdaleny Abakanowicz, a także wagon kolejowy, szkielet wieloryba i myśliwiec F 16 (to aluzje do prac Roberta Kuśmirowskiego, Gabriela Orozco i Christopha Büechela). - Na wizualizacji są rzeczywiście po to, by pokazać, jakie możliwości stworzy muzeum to niezwykłe wnętrze - mówi dyrektor MSN Joanna Mytkowska.

Pozostałą część górnej kondygnacji wypełnią mniejsza pomieszczenia wystawiennicze oraz część edukacyjna z biblioteką, z której będzie się roztaczać widok na plac Defilad. - Chcemy, by ten budynek stał się centrum kultury. Miejscem, które będzie przyciągało warszawiaków - tłumaczy Mytkowska. Na nowych wizualizacjach widać, że wciąganiu widzów do wnętrza budynku sprzyjać będą podcienie parteru. Skalą przypominające podcienie Domów Towarowych Centrum stworzą też nową pierzeję ulicy Marszałkowskiej.

Architekt poszedł na kompromisy

- Plac Defilad zrobił na mnie ogromne wrażenie. 10 tysięcy metrów wolnej przestrzeni w centrum miasta, to nie zdarza się często - wspomina Kerez. - Chciałem stworzyć budynek, który będzie mocny akcentem, ale zarazem zachowa skalę placu. Dlatego postanowiłem przenieść ekspozycję wyżej, a parter ukształtować tak, by pozostał zadaszonym przedłużeniem placu - tłumaczy. I dodaje, że końcowy projekt bardzo mu się podoba: - Współpraca z Warszawą była trudna, ale twórcza. Trudności przy tak dużym projekcie to nic nadzwyczajnego.

Zapytany, czy chciałby tu jeszcze coś projektować odpowiada dyplomatycznie: - Na razie całą uwagę skupiam na projekcie muzeum. To ogromne wyzwanie i być może jedyna szansa w moim życiu na zbudowanie czegoś tak dużego i tak ważnego - mówi architekt.

Kerez poszedł na jeszcze jeden kompromis. Choć nie lubi wizualizacji, a pracować woli na modelach, na potrzeby czwartkowej prezentacji przygotował nawet animacje. Podkreślona zieleń parku Świętokrzyskiego, przeszklone i rozświetlone partery i spektakularne wnętrza oswajają wizerunek zimnej budowli, który dominował na wcześniejszych obrazkach.

3 lata budowy

Budynek ma być gotowy w 2014 roku. Inwestor - Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta - musi teraz wystąpić o pozwolenie na budowę, a z wydanym dokumentem będzie mógł ogłosić przetarg na wykonawcę. - Mam nadzieję, że uda się go rozstrzygnąć na przełomie 2011 i 2012 roku. Wtedy budowa mogłaby się zacząć zaraz po zakończeniu Euro 2012 - planuje Paweł Barański, szef SZRM.

Nie wiadomo natomiast, ile będzie kosztować muzeum. - Na pewno więcej, niż zakładaliśmy początkowo - przyznają urzędnicy. Na czwartkowej konferencji minister kultury Bogdan Zdrojewski zapewnił jednak, że pieniędzy nie zabraknie. - Ten projekt to element nadrabiania 60-letnich za zaległości wobec często lekceważonej sztuki współczesnej - podkreślił.



Udało się! Po 3,5 roku negocjacji i prac projektowych mamy wreszcie ostateczną wizję Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A właściwie Centrum Sztuki Współczesnej, jak uparcie miasto nazywa budynek, w którym znajdą się dwie instytucje: MSN i Teatr Rozmaitości.

Mniejsza o zabiegi formalne - ważniejsze jest to, że udało się ten projekt doprowadzić do końca, choć po drodze nie brakowało momentów, w których wydawało się, że zabraknie woli i determinacji. Nie zabrakło, a MSN zdążyło już kilka razy udowodniło, że jest instytucją potrzebną temu miastu i że potrafi przyciągnąć do siebie masową publiczność. Utrącenie tej inwestycji zabiłoby także instytucję.

Sam budynek zmienił się znacznie. W moim odczuciu są to zmiany na lepsze. Bryła zachowuje wszystkie atuty pierwotnej koncepcji - prostotę i wynikająca z brutalnej estetyki siłę pozwalającą jej mierzyć się z sąsiadem w postaci PKiN. Zachowała też lekkość, którą bardzo słabo pokazywały pierwsze wizualizacje, a którą widać dobrze na nowych, poprawionych, kolorowych, tak mocno kontrastujących ze stylem Kereza. Jednocześnie budynek zyskał ciekawy program funkcjonalny z mocnym akcentem formalnym na początku (schody prowadzące do katedralnej sali przez wąską szparę w podłodze). Do tego transparentne i niemal delikatne powiązanie budynku z otoczeniem, ciekawa gra naturalnego światła, a wewnątrz biblioteka, księgarnia, kawiarnia i teatr. To naprawdę może być żywe miejsce. No i te łuki, jakby znajome, kojarzące się z dworcem Centralnym, ikoniczne, warszawskie...

Czekając na początek konferencji stałem na schodach PKiN i zastanawiałem się, gdzie tu można pójść na kawę. Szkoda, że najbardziej oczywista odpowiedź będzie prawdziwa dopiero za cztery lata, ale patrząc na resztki hali KDT i wizualizacje MSN nie sposób się nie cieszyć.


Więcej na ten temat:

Artykuł opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Zdjęcia: Muzeum Sztuki Nowoczesnej

12 grudnia 2009

Muzeum Historii Polski - omówienie projektu

Wrzucam z myślą o osobach, które nie śledzą tvnwarszawa.pl, ale to akurat może je zainteresować - oprócz linkowanego w poprzedniej notce wywiadu zrobiłem też opis projektu:
Zamierzam się jeszcze wybrać na wystawę projektów konkursowych, ale powoli przekonuję się, że jury wybrało dobry projekt. Paczowski dobrze wybrnął z trudnego zdania konkursowego, natomiast czy sama lokalizacja została dobrze wybrana, to jest osobne pytanie. I tu mam dużo więcej wątpliwości.

09 grudnia 2009

Arogancja i banał w "Gazecie Stołecznej"

Doba wystarczyła kolegom ze "Stołka", by wydać wyrok na projekt Muzeum Historii Polski. Bez czekania na autorską prezentację, na podstawie dwóch wizualizacji nazwali go supermarketem, a architekta - i tym samym sąd konkursowy - określili mianem aroganta.


W niedzielę poznaliśmy koncepcję architektoniczną gmachu, który ma stanąć nad Trasą Łazienkowską, w sąsiedztwie Zamku Ujazdowskiego.
Zakończył się więc jeden z najtrudniejszych konkursów architektonicznych we współczesnej Warszawie. Autor zwycięskiej pracy, Bohdan Paczowski, człowiek obdarzany przez środowisko architektów ogromnym szacunkiem, fachowiec projektujący poza Polską, a tu zapraszany do sądzenia w najważniejszych konkursach (Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Historii Żydów Polskich, Teatr Nowy) nie pojawił się na ogłoszeniu wyników. Dziennikarze nie mieli więc szansy omówić z nim projektu - musiały im wystarczyć dwie skromne wizualizacje, kilka rzutów i przekrojów, dostępny w Złotych Tarasach model i autorski, dość hermetyczny opis oraz opinia sądu konkursowego.

Ta ostatnia okazała się nieistotna - pozostałe materiały w zupełności wystarczyły zaś, by piórem Darka Bartoszewicza projekt zaszufladkować (hala, centrum handlowo-rozrywkowe, supermarket), a piórem Jurka Majewskiego zdyskredytować (arogancja, banał).

A ja nie mogę się tymczasem oprzeć wrażeniu, że o arogancję ociera się wydawanie wyroku - bo czym, jeśli nie swoistą publiczną egzekucją jest wystawienie jako głównego newsa na portalu gazeta.pl tekstu z taką opinią? - na projekt, którego nie miało się nawet okazji poznać. O banał ociera się natomiast fakt, że robi to "Stołek", który zachowuje się tak za każdym razem - projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej został przecież w pierwszych publikacjach po konkursie potraktowany w ten sam sposób; "Gazeta" nie omieszkała wydrukować krążącej w sieci wizualizacji MSN z logiem carrefour'a i tylko zdecydowany opór środowiska architektów przed podważaniem wyniku konkursu zmusił "Stołek" do zmiany frontu. Teraz, zdaniem Darka, "kuluary były bezlitosne" - projekt MSN spotkała zaś "bezlitosna krytyka koncepcji".

Podobnie było ze Stadionem Narodowym, którego projektowanie określono w "Stołku" pogardliwym mianem "cepelii" i "wyplatania koszyka", a potem jeszcze - na podstawie anonimowego maila, który dostały też inne redakcje - zasugerowano, że może być autoplagiatem, choć poza obrysem krawędzi dachu z konstrukcją w Kapsztadzie łączy go niewiele.

I tak zamiast poważnej dyskusji o budzących kontrowersje i skrajne emocje projektach, mamy dolepianie gęby, szufladkowanie i dyskredytowanie projektów, bez dania autorowi szansy na obronę (bo przecież wyjaśnienia architekta na stronę główną portalu nie trafią), a swoim czytelnikom - szansy na wyrobienie sobie własnego zdania na podstawie rzetelnego opisu.

Na szczęście publiczna dyskusja o projekcie MSN - najpierw na Foksal, potem z Muzeum Powstania Warszawskiego, a przez cały czas w gazetach i internecie - pokazała, że architekci potrafią się bronić, a warszawiacy chcą ich słuchać i rozumieć. Bohdan Paczowski zapowiada w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl, że o swoim projekcie też chętnie opowie na otwartej prezentacji, po nowym roku.

PS: Widzę właśnie, ze kampania trwa. Swoje trzy grosze dorzuca Edyta Różańska. Kompletnie bez sensu, bo założenia konkursowe dokładnie określają, które drzewa mają być zachowane (te najstarsze są nie do ruszenia - z tego powodu jedna z prac dostała tylko wyróżnienie), a zaproponowany przy Zamku Ujazdowskim parking jest opcjonalny. Paczowski uważa, że pracownicy i goście CSW (a nie muzeum - ono swój parking ma mieć poniżej skarpy) i tak będą się tam na dziko wpychać, więc sugeruje miastu rozwiązanie. To jedna z wielu kwestii, o których zamierza debatować z miastem. Wystarczy go o to zapytać, poczytać założenia konkursowe, obejrzeć dokładnie tablice z autorską pracą, by to wszystko zrozumieć. Ale oczywiście łatwiej napisać pełen emocji komentarz bez żadnego przygotowania.

01 września 2009

Pozorne oszczędności w metrze

Warszawskie metro po raz kolejny może paść ofiarą planistycznych niedoróbek i pozornych oszczędności. To efekt całkowitego braku wizji rozwoju miasta i jego komunikacji.

Władze Warszawy nie uczą się na błędach. Lista pozornych oszczędności na pierwszej linii metra jest przecież imponująca. Nie zbudowano stacji przesiadkowej na linię numer III w rejonie placu Konstytucji - zamiast tego mamy niefortunnie położoną stację Politechnika, której powiązanie z III linią wciąż pozostaje zagadką oraz absurdalną przerwę między Politechniką, a stacją Centrum. Co kilka lat powraca więc pomysł budowy dodatkowej stacji w rejonie ulicy Wilczej. Podobna sytuacja jest na Muranowie, między Dworcem Gdańskim a stacją Ratusz-Arsenał. Z budowy zrezygnowano po tym, jak - dla oszczędności oczywiście - stację Ratusz przesunięto spod placu Bankowego na jego obrzeża, ograniczając tym samym mocno jej funkcjonalność. Wyjścia ze stacji Świętokrzyska wydają się być kompletnie bez sensu, a to tylko uboczny efekt decyzji o odłożeniu budowy przejść podziemnych do czasu budowy drugiej linii. Stacja przy Rondzie ONZ mogła by być powiązana z podziemiami wieżowca Rondo1, ale na czas jej nie zaplanowano. O mitycznych łącznikach między stacją metra i kolejowym dworcem Gdańskim oraz stacją Centrum i dworcem Śródmieście nie wspominając.

Naprawienie niektórych błędów jest dziś trudne, jeśli nie niemożliwe - budowa dodatkowych stacji wiązałaby się przecież z koniecznością czasowego przynajmniej zamykania I linii metra, co trudno sobie nawet wyobrazić. Choć warto dodać, że jest to możliwe - berlińska stacja Jannowitzbrücke z 1928 roku została w ostatnich miesiącach zbudowana niemal od nowa. Z użytku wyłączone było najwyżej pół peronu (jeden kierunek), ale pociągi cały czas wolno przejeżdżały przez plac budowy.

Tymczasem w Warszawie okazuje się właśnie, że urzędnicy zapomnieli lub co najmniej próbowali odsunąć od siebie planowanie stacji pod placem Trzech Krzyży. Nie ma zresztą większego znaczenia, jaki jest prawdziwy powód tego braku - tak czy owak dowodzi on bowiem, jak bardzo kuleje w Warszawie planowanie rozwoju miasta. W tym samym Berlinie istnieje kilka gotowych stacji i peronów wybudowanych na zapas, z myślą o kolejnych liniach. Niektóre na swoją kolej czekają nawet od lat 30. XX wieku i raczej nikt nie traktuje tego jako marnotrawstwo czy rozrzutność. Tak się po prostu rozwija sieć metra w dużych metropoliach.

U nas będzie pewnie tak, jak zwykle - najpierw wyremontujemy plac Trzech Krzyży, potem dopiero pomyślimy o stacji, która ostatecznie nie będzie wygodnie połączona z siatką ulic, bo okaże się, że to koliduje z już zbudowanym parkingiem podziemnym. W dodatku budując stację zdemolujemy wyremontowany plac. A jak już go odtworzymy, to z całą pewnością okaże się, że gdzieś w pobliżu biegnie jakaś stuletnia rura, której zapomniano wymienić przy okazji. I pęknie kilka dni po tym, jak prezydent miasta przetnie wstęgę na nowej stacji. I znów okaże się, że poczyniona dziś oszczędność to tak naprawdę wydatek przerzucony na następne kadencje lub - patrząc na tempo budowy metra w Warszawie - nawet pokolenia.

Remont placu Trzech Krzyży planowany jest w czasie kryzysu i zaciskania pasa. Planowanie trzeciej linii metra, gdy wciąż nie udaje się zacząć budowy drugiej może się więc wydawać fanaberią, ale w istocie jest czymś dokładnie odwrotnym. Niestety, Warszawa nie ma u sterów odważnego wizjonera, który umiałby to wytłumaczyć wyborcom. Ma za to populistyczną opozycję, która z pewnością wykorzystałaby taką decyzję w kampanii wyborczej zagłuszając racjonalne argumenty.

Inni na ten sam temat:

Artykuł opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Zdjęcie stacji Innsbrucker Platz na mitycznej linii berlińskiego metra U10 pochodzi z Wikipedii

10 lipca 2009

Hardkor 44

Tomasz Bagiński pracuje nad filmem o Powstaniu Warszawskim. Nie będzie to zwyczajna animacja - film ma być zrealizowany tak, jak słynne ekranizacje komiksów "Sin City" i "300". Powstanie też trójwymiarowa rekonstrukcja zburzonej Warszawy.

Muzeum Powstania Warszawskiego przyzwyczaiło nas już do tego, że sięga po zaskakujące środki wyrazu: koncerty punkrockowe, plenerowe przedstawienia, rekonstrukcje historyczne, przejazdy rowerowe czy komiksy. Ale filmu science-fiction z Powstaniem nikt jeszcze nie próbował łączyć. Porwał się na to Tomasz Bagiński, twórca filmów animowanych w 2003 roku nominowany do Oskara za "Katedrę". - Od wielu lat myślę o nowym sposobie opowiadania historii, w tym Powstania Warszawskiego. O sposobie broniącym się w skali świata - tłumaczy filmowiec.

Gwiezdne Wojny 1944

W "Hardkorze 44" - bo tak nazywa się projekt - tragedia walczącej Warszawy staje się punktem wyjścia do opowieści, w której świat jest czarno-biały. Zło jest absolutne, a dobro czyste i nieskalane. Bez kompromisów.

Do walki z Powstańcami Niemcy kierują oddział tajemniczych, mrocznych cyborgów. To z nimi przyjdzie się zmierzyć Powstańcom. Niczym rebelianci z "Gwiezdnych Wojen" staną do walki z imperium zła. - Dziewczyny śliczne jak marzenie i uzbrojone po zęby. Nożowniczki i snajperki. Chłopaki silne jak konie, obładowani bronią maszynową, bombami i granatami - wyobraża sobie Bagiński.

To oczywiście obraz daleki od faktów. W sierpniu 1944 roku powstańcy szli do walki z jednym pistoletem na kilku chętnych, by "kropić" do Niemców. Dla widzów przyzwyczajonych do realistycznych filmów wojennych pomysł z robotami na usługach nazistów może się wydawać nierozsądny czy wręcz kontrowersyjny. Co innego pokolenie wychowane na grach komputerowych i fantastyce. Ono łatwo odnajdzie w tej wizji znajome motywy z komiksów takich jak "Hellboy" czy gier takich jak "Return to Castle Wolfenstein". Niemcy budujący najróżniejsze "wunderwaffe", eksperymentujący na ludziach, budujący mechanicznych "ubersoldatów" pojawiają się w grach i komiksach od dawna.

Nikt jednak nie próbował jeszcze tak dosłownie przenieść ich na ekran, w dodatku umieszczając w powstańczej Warszawie. Film zostanie zrealizowany techniką, która pozwoliła przenieść na ekran klasyczne komiksy Franka Millera, "Sin City" czy "300". Grali w nich prawdziwi aktorzy, ale cały otaczających ich świat wykreowany został na komputerach. Dzięki temu Miasto Grzechu mogło być czarno-białe, a kadry z "300" przypominały malowane farbami obrazy. Dzięki tej technice Warszawa Bagińskiego będzie mroczna, posępna, płonąca piekielnym ogniem, wypełniona złowieszczymi maszynami i postaciami rodem ze steampunkowego piekła.

Wytłumaczyć Powstanie światu

- Nie chciałem pokazywać Powstania tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni; beznadzieja zrywu i ponure śmierci w kanałach. Chciałbym pokazać świat archetypów i w ten sposób przybliżyć te wydarzenia rówieśnikom Powstańców wychowanym na filmach o superbohaterach, komiksach i grach komputerowych - przekonuje Bagiński.

- Wolność, poświęcenie, walka dobra ze złem to uniwersalne tropy, zrozumiałe dla odbiorców w każdej części świata. Należy tylko do nich dotrzeć - Piotr Śliwowski, historyk z Muzeum Powstania, nie widzi nic szokującego w tym, że Bagiński chce opowiadać o Powstaniu odrealniając je i mieszając z science-fiction.

- W dziejach kina polskiego powstało wiele wybitnych filmów mierzących się z tematyka Powstania Warszawskiego, jak "Kanał" czy "Eroica". Ale dziś trafiają one przede wszystkim do widza wyrafinowanego. Wciąż brakuje wielkiej historycznej epopei, która mogłaby podbić serca widzów na całym świecie, przenosząc tym samym historię Powstania Warszawskiego z wymiaru lokalnego w globalny - dodaje z kolei Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Najwcześniej za trzy lata

Film wyprodukuje firma Platige Image, specjalizująca się w grafice komputerowej, animacji 3D i efektach specjalnych. Realizowała m.in. filmy do gry "Wiedźmin" i "Katedrę", a także najnowszy film Tomasza Bagińskiego, "Kinematograf". Firma złożyła już w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej wniosek o dotację na przygotowanie wstępnej koncepcji scenariusza i samego filmu. Z tak przygotowanym projektem można zacząć poszukiwania studia filmowego i sponsorów oraz pracę nad właściwym scenariuszem. Film ma być gotowy za trzy lata, a już w najbliższą środę na niecodziennej konferencji prasowej twórcy opowiedzą o szczegółach fabuły.

W styczniu polecimy nad walczącą Warszawą

"Hardkor 44" to nie jedyny projekt realizowany przez Bagińskiego wspólnie z muzeum. Filmowiec podjął się jeszcze jednego gigantycznego wyzwania. Właśnie przygotuje kilkuminutową symulację przelotu nad Warszawą w 1944 roku. - Będzie to widok z samolotu, takiego jak Liberator odtworzony już w muzeum. Pokażemy trasę, którą latały te nieliczne załogi ze zrzutami - tłumaczy Ołdakowski. - Oczywiście będą pewne różnice. Przede wszystkim przelot będzie się odbywał w dzień, a nie w nocy. Wszystko dlatego, że chcemy pokazać, jak wyglądała Warszawa w ostatnich dniach Powstania.

Samoloty z pomocą nadlatywały z południa, nad Wisłą. Na wysokości Starego Miasta odbijały na zachód, by wykonać zrzut w rejonie placu Krasińskich. W symulacji zobaczymy tę trasę dwa razy, tak jakby samolot powtarzał nieudaną próbę zrzutu. Zobaczymy Stare Miasto, okolice placu Bankowego, a w perspektywie puste pole - tereny zmiecionego z powierzchni ziemi getta. Wszystko to dosłownie z pokładu Liberatora. Mała sala kinowa ma bowiem powstać właśnie we wnętrzu repliki, która wypełnia Halę B w muzeum na Woli.

- To będzie jedno miejsce, ale szukamy pomysłu, jak wewnątrz muzeum zmieścić jeszcze jedną salę z nowoczesnym ekranem, tak by symulację mogło oglądać więcej osób. Do Liberatora mogłoby jednorazowo wejść najwyżej kilku widzów - tłumaczy Ołdakowski.

Pierwszy fragment animacji - Stare Miasto - ma być gotowy już za kilka tygodni. Cały kilkuminutowy przelot zobaczymy na początku przyszłego roku.



Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
Zdjęcia: Platige Image / Muzeum Powstania Warszawskiego

28 czerwca 2009

Pablopavo śni o Warszawie

Jeden z trójki liderów zespołu Vavamuffin pracuje nad solową płytą. W internecie pojawił się właśnie "Telehon" - teledysk i pierwszy singiel. Można go pobrać za darmo!



Nawijacz z warszawskiej kapeli Vavamuffin szykuje na wrzesień prawdziwą bombę - pierwszy solowy album pod tytułem "Telehon". Promujący go singiel pod tym samym tytułem zaskakuje i zapowiada niespodzianki: na nowej płycie będzie mniej reggae, a więcej elektroniki i hip-hopu. Ale najwięcej będzie Warszawy. - Będzie o Stegnach i o Warszawie Wschodniej, o centrum i Powiślu z zagłębiem klubowym. Warszawskie historie, moje i zasłyszane, to jakieś 60 procent płyty - wylicza skwapliwie Pablopavo.

O tym, że stolica pozostaje najważniejszym źródłem inspiracji Pablopavo przekonują pierwsze klatki animowanego teledysku zrealizowanego przez Łukasza Rusinka. Widać w nich panoramę z Pałacem Kultury i - nie istniejącymi już zresztą - jupiterami stadionu Legii. Zobaczymy też m.in. pykającego fajkę Franca Fiszera czy Stanisława Grzesiuka grającego na banjo. A także warszawskie osiedla i groźnych deweloperów, którzy rozbierają zabytki. A raczej nie zobaczymy. Bo teledysk i piosenka to zapis snu Pablopavo. Snu, w którym Darek Dziekanowski zrobił karierę w Realu Madryt, a urzędnicy nie biorą łapówek za zgodę na rozbieranie zabytków.

- W takim mieście jak Warszawa za niszczenie zabytków powinna być kara więzienia, a nie grzywny, która nie dorównuje cenie zegarka na ręku ukaranego - tłumaczy w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl Pablopavo. Jak sam mówi, czuje się obywatelem miasta i tak też rozumie swoją nową piosenkę - sen złożony z marzeń o fajniejszej Warszawie. Na szczęście, pozytywne wibracje zdarzają się nie tylko w snach. - W moim i w młodszym pokoleniu widać jakąś świadomość, że to miasto jest nasze, że nie musimy się zgadzać na to, co nam z góry tu narzucą za parę złotych. Fajnie, że często są to ludzie przyjezdni, którzy pokochali gród syreni i chcą coś dla niego zrobić - mówi Pablopavo.

Fani Vavamuffin mogą być zaskoczeni brzmieniem - na "Telehonie" nie usłyszą bowiem zbyt dużo reggae. - Uznałem, że w solowym projekcie nie ma sensu powtarzać tego, co gram z chłopakami w zespole - tłumaczy Pablo. Na płycie usłyszymy więcej hip-hopu, brzmień akustycznych, dubu i dużo, dużo eksperymentów. - Sam nie umiem jednoznacznie zakwalifikować tej muzyki. Na pewno będzie warszawska i to warszawskiej historie będą jej spoiwem.

Płyta ukaże się na początku września nakładem Karrot Kommando. Znajdzie się na niej 17 utworów. Razem z Pablopavo wystąpią Sir Michu, Daddy Kazan Raffi, Radek Polakowski, Kuba Earl Jacob, Jahcob Junior, djZero, Emiliano Jones i Bart Fader.


Singiel "Telehon" można pobrać ze strony Karrot Kommando, po wcześniejszej rejestracji.
Tekst opublikowany także w portalu tvnwarszawa.pl
.

26 czerwca 2009

Garść cytatów o szkolnym boisku

Sprawa boiska mojej podstawówki ma ciąg dalszy w postaci naszego tekstu z wczoraj i podpiętego tam materiału z dzisiejszej "Stolicy". Dla zainteresowanych link i garść cytatów na zachętę.

Dyrektor Ewa Kozłowska:
- Jesteśmy placówką otwartą. Może zapewnimy dzieciom trenera i wyznaczymy jeden dzień na grę, tak jak na naszej hali sportowej.

Rozczarowani chłopcy zwracali uwagę, że choć formalnie remont trwa, to płyta boiska jest gotowa i nawet ktoś tam grał. - Zdarzyło się to raz. Ulegliśmy presji. Więcej się to nie powtórzy - ucięła dyrektorka.
Wiceburmistrz Żoliborza, Witold Sielewicz:
- Zrobiliśmy błąd, że udostępniliśmy dzieciom boisko wcześniej. Teraz chcą na nim grać.

- Boisko na Mścisławskiej kosztowało kilka milionów złotych i musimy mu zapewnić ochronę, dlatego dzieci nie będą mogły tu wejść tak po prostu.
Wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński:
- Dbamy o bezpieczeństwo, jeśli komuś coś się stanie, to odpowiadałby za to dyrektor szkoły. Trzeba więc zatrudniać opiekuna. Czasy, kiedy dzieci biegały samopas po boiskach już się skończyły.

- Chcemy budować nowe boiska, ale to nie oznacza, że będą ciągle otwarte. Poza tym nie ma takiej potrzeby. Ponosilibyśmy koszty, a obiekty stały by puste. Ale jeśli będzie potrzeba, zastanowimy się nad poszerzaniem oferty sportowej.
Moja mama, po lekturze:
- Jak ktoś zostaje urzędnikiem, to mu odp...la.

©
Jeśli chcesz wykorzystać jakiś materiał z tej strony, pamiętaj o podaniu źródła.
--
Obrazek Małego Powstańca na deskorolce autorstwa Jerzego Woszczyńskiego wykorzystałem dzięki uprzejmości autora.
--
Szablon: Denim by Darren Delaye.